Loft obok niej zapalila zapalke i chwycila ja tak, ze plomien zaplonal jasno. Jak na Loft, byla to calkiem wyrazna przemowa.

— Czemuz to? — zdziwil sie Jackrum.

— Nie lubimy siedziec na mokradlach. I nie lubimy, jak sie nam rozkazuje.

— Powinienes o tym pomyslec, zanim sie zaciagnales do wojska, moj chlopcze!

— Nie jestesmy chlopcami, sierzancie.

— Jestescie, jesli ja powiem, ze jestescie!

No coz, to przeciez nie jest tak, ze sie tego nie spodziewalam, myslala Polly. Wiele razy odgrywalam juz w myslach te scene. Szla tak:

— No dobrze, sierzancie — powiedziala. — Pora wyznac prawde, tutaj i teraz.

— Ooo, ehm… — powiedzial teatralnie sierzant, wylawiajac z kieszeni pognieciony pakiet z tytoniem.

— Co?

Jackrum usiadl na pozostalosci po murze.

— Wprowadzilem tylko do rozmowy troche bezczelnosci. Ale mow dalej, Perks, co masz do powiedzenia. Przewidywalem, ze do tego dojdzie.

— Wie pan, ze jestem kobieta, sierzancie — oswiadczyla Polly.

— Jasne. Nawet sera nie dalbym ci do golenia.

Oddzial patrzyl, wytrzeszczajac oczy. Jackrum otworzyl swoj wielki scyzoryk i zbadal tyton, jakby to byl najciekawszy z dostepnych obiektow do ogladania.

— No wiec… eee… Co ma pan zamiar zrobic w tej sprawie? — Polly czula sie troche zagubiona.

— Nie wiem. Ale chyba nic nie moge zrobic. Urodzilas sie taka.

— Nie powiedzial pan Bluzie!

— Nie.

Miala ochote wytracic mu z reki ten straszliwy tyton. Teraz, kiedy minelo juz zaskoczenie, dostrzegala cos obrazliwego w tym braku reakcji. Calkiem jakby ktos otworzyl drzwi tuz przed uderzeniem tarana — czlowiek pedzi wtedy przez budynek i nie wie, jak sie zatrzymac.

— No ale my wszystkie jestesmy kobietami, sierzancie! — wtracila Stukacz. — Co pan na to?

Jackrum ucial kawal tytoniu.

— I co z tego? — rzucil, skupiony na tej czynnosci.

— Jak to? — zdumiala sie Polly.

— Myslicie, ze nikt tego wczesniej nie probowal? Ze jestescie wyjatkowe? Wydaje sie wam, ze wasz stary sierzant jest slepy, gluchy i glupi? Mozecie oszukiwac siebie nawzajem, a ruperta kazdy potrafi oszukac, ale nie nabierzecie starego Jackruma! Nie mialem pewnosci co do Maladicta, i dalej nie mam, bo kto tam wie, jak jest z wampirami. I nie jestem pewien Karborunda, bo z trollami kogo to obchodzi. Bez urazy.

— Nie gniewam siem — zahuczala Nefryt. Pochwycila spojrzenie Polly i wzruszyla ramionami.

— Nie umiem dobrze czytac sygnalow, bo niewiele spotkalem trolli — wyjasnil sierzant. — Ale ciebie, Ozz, poznalem od pierwszej chwili. Chyba masz cos takiego w oczach… jakbys… no, jakbys sprawdzala, czy dobrze ci idzie.

Do demona, pomyslala Polly.

— Ehm… Czy mam pare skarpet, ktora nalezy do pana?

— Tak. Porzadnie wyprane, musze zaznaczyc.

— To moze je pan sobie teraz zabrac… — Siegnela do pasa.

— Nie ma pospiechu, Perks. Nic pilnego. — Jackrum uniosl reke. — Porzadnie wyprane, jesli mozna.

— Ale dlaczego, sierzancie? — spytala Stukacz. — Dlaczego nas pan nie zdradzil? Przeciez w kazdej chwili mogl pan o nas powiedziec.

Jackrum przerzucil kawal tytoniu spod jednego policzka pod drugi i przez chwile zul w milczeniu, zapatrzony w pustke.

— Nie, nie jestescie pierwsze — rzekl w koncu. — Widzialem juz sporo takich. Zwykle pojedynczo, zwykle przestraszone… i zwykle dlugo nie wytrzymywaly. Ale jedna czy dwie zostaly dobrymi zolnierzami, naprawde dobrymi. Wiec patrzylem na was i myslalem sobie, no, myslalem: Ciekawe, co zrobia, kiedy odkryja, ze nie sa tu jedyne. Wiecie, jak wyglada lew?

Pokiwaly glowami.

— No wiec lew to na ogol wielki i leniwy tchorz. Jesli ktos szuka klopotow, powinien zmierzyc sie z lwica. To prawdziwe zabojczynie i poluja razem. Wszedzie jest tak samo. Jesli chcesz oberwac, szukaj pan. Nawet wsrod owadow, nie? Jest taki rodzaj zuka, gdzie ona odgryza mu glowe, kiedy on korzysta z praw malzenskich, a to uwazam za powazny klopot. Z drugiej strony, jak slyszalem, on dalej robi swoje, wiec moze jednak z zukami jest inaczej.

Przyjrzal sie ich nieruchomym twarzom.

— Nie? — mruknal. — Moze wiec pomyslalem, ze cala grupa dziewczat naraz, to… dziwne. Moze istnieje przyczyna. — Polly zauwazyla, ze zerknal przelotnie na Lazer. — W kazdym razie nie chcialem was zawstydzac przy takim dupku jak Strappi, potem byla ta cala sprawa w Plotzu, a potem wialismy co sil w nogach, wplatani w rozne sprawy i bez chwili na oddech. Dobrze sobie poradziliscie, chlopcy. Bardzo dobrze. Wyrosliscie na porzadnych wojakow.

— Ja ide do twierdzy — upierala sie Polly.

— Och, nie martw sie o ruperta — uspokoil ja Jackrum. — W tej chwili pewnie zjada miske skubbo. Chodzil do szkoly dla mlodych dzentelmenow, wiec wiezienie przypomni mu lata mlodosci.

— Mimo to wchodzimy, sierzancie. Przykro mi.

— Nie mow, ze ci przykro, Perks, tak dobrze ci szlo do tej chwili… — powiedzial Jackrum z gorycza.

Kukula wstala.

— Ja tez pojde — oswiadczyla. — Mysle, ze jest tam… moj narzeczony.

— Ja musze — stwierdzila Lazer. — Ksiezna kieruje moimi krokami.

— To i ja — uznala Igorina. — Pewnie bede potrzebna.

— Jakos nie myslem, zebym przeszla jak praczka — doszla do wniosku Nefryt. — Zostanem tu i przypilnujem Maladicta. Ha, kiedy siem obudzi i dalej bedzie chcial krwi, to sobie posciera zeby.

Spogladaly na siebie w milczeniu, zaklopotane, ale stanowcze. Po chwili rozleglo sie powolne klaskanie.

— Bardzo pieknie — pochwalil Jackrum. — Kompania braci, co? To znaczy siostr… Ojejej… Sluchajcie, Bluza to duren. Pewnie przez ksiazki. Chyba sie naczytal, jak to szlachetnie jest zginac za swoj kraj. Ja tam nigdy za duzo nie czytalem, ale wiem, ze nie na tym to polega. Trzeba zmusic tamtych drani, zeby gineli za swoj.

Przesuwal w ustach bryle tytoniu.

— Chcialem, zebyscie byli bezpieczni. Wsrod masy wojska, myslalem, jakos pomoge wam przetrwac, niewazne, ilu kumpli przysle za wami ksiaze. Patrze teraz na was i mysle: Biedne chlopaki, nic nie wiecie o wojnie. Jak sobie poradzicie? Stukacz, twardziel z ciebie, ale po jednym strzale kto cie osloni, kiedy zechcesz przeladowac? Perks, znasz moze jedna czy druga sztuczke, ale ci goscie z twierdzy beda znac trzecia i piata. Dobrze gotujesz, Kukula, az szkoda, ze tam bedzie za goraco. Czy ksiezna odchyli strzaly, Lazer?

— Tak! Tak uczyni!

— Mam nadzieje, ze sie nie mylisz, moj maly. — Jackrum rzucil dziewczynie dlugie spojrzenie. — Osobiscie przekonalem sie, ze religia w bitwie jest przydatna mniej wiecej tak jak czekoladowy helm. A musze zaznaczyc, ze modlitwa ci nie wystarczy, jesli wpadniesz w rece ksiecia Heinricha.

— Chcemy sprobowac, sierzancie — upierala sie Polly. — W wojsku nic nas nie czeka dobrego.

— Pojdzie pan z nami, sierzancie? — spytala Kukula.

— Nie, chlopcze. Ja jako praczka? Nie wydaje mi sie. Przede wszystkim nie mam ze soba spodnicy. Ale… jedno pytanie, chlopcy. Jak chcecie sie tam dostac?

— Rano. Kiedy zobaczymy, ze kobiety znowu wchodza.

— Wszystko zaplanowane, generale? I bedziecie przebrani za kobiety?

— Jestesmy kobietami, sierzancie — przypomniala Polly.

— Zgadza sie, chlopcze. Ale to techniczny szczegol. Oddaliscie rupertowi wszystkie swoje drobiazgi, prawda? Co powiecie straznikom? Ze po ciemku siegneliscie nie do tej szafy, co trzeba?

Milczaly zaklopotane. Jackrum westchnal.

Вы читаете Potworny regiment
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату