nalezy. — Wypil troche z butelki, wyplul i wcisnal korek na miejsce. — Paskudztwo — mruknal. — No dobra, idziemy.
— Dokad, sierzancie? — chciala wiedziec Kukula. — Wpuszcza pana, kiedy tak cuchnie pan niczym pijak?
— Tak, Kukula, moj chlopcze. Wpuszcza — zapewnil Jackrum i ruszyl dalej. — Z tego powodu, ze dzwoni mi w kieszeniach i smierdze woda. Kazdy lubi bogatego pijaka. Aha… wzdluz tej malej kotlinki, tam bedzie nasz… Tak, mialem racje. To tutaj. Z boku, niby tak dyskretnie. Widzicie jakies suszace sie ciuchy, chlopcy?
Sporo sznurow rozciagnieto za mniej wiecej szescioma szarymi namiotami w bocznej dolince, wlasciwie raczej zaglebieniu wyplukanemu przez jesienne deszcze. Jesli nawet cos na nich wisialo, juz to zdjeto dla ochrony przed obfita rosa.
— Szkoda — mruknal Jackrum. — W takim razie zalatwimy to trudniejszym sposobem. Pamietajcie, zachowujcie sie naturalnie i sluchajcie, co mowie.
— Trz-rzese sie, sierzancie — szepnela Kukula.
— Dobrze, dobrze, bardzo naturalnie — pochwalil Jackrum. — Mysle, ze to bedzie tutaj. Cicho i spokojnie, nikt nas nie widzi, mila drozka prowadzi na koniec kotlinki…
Zatrzymal sie przy bardzo duzym namiocie i zastukal trzcinka w wiszaca przed wejsciem deske.
— „BryKane GoleBice” — przeczytala Polly.
— No tak, tych dam nie zatrudnia sie ze wzgledu na znajomosc pisowni — mruknal Jackrum.
Odsunal klape namiotu o zlej reputacji.
Znalezli sie w niewielkim dusznym pomieszczeniu, czyms w rodzaju plociennego przedpokoju. Dama, tega, w czarnej sukni podobna do wrony, podniosla sie z krzesla i rzucila wchodzacej trojce najbardziej wyrachowane spojrzenie, jakie Polly w zyciu widziala. Konczylo sie oszacowaniem ceny jej butow.
Sierzant sciagnal z glowy czako i jowialnym, grzmiacym glosem, ociekajacym brandy i slodkim puddingiem, powiedzial:
— Dobry wieczor, madaam… Sierzant Smith sie nazywam, w samej rzeczy! Mnie i moim dzielnym chlopcom sprzyjala fortuna i wsunela w rece wojenne lupy, jesli pani rozumie, co mam na mysli. I nie bedziemy sie skarzyc, tylko ze ci dwaj napraszali sie, normalnie sie napraszali, zeby udac sie do najblizszego domu o doskonalej reputacji, gdzie zrobi sie z nich mezczyzn.
Male paciorkowate oczka raz jeszcze przeszyly Polly. Kukula wpatrywala sie nieruchomo w ziemie, a uszy plonely jej jak latarnia sygnalowa.
— Wyglada na to, ze robota bedzie nielatwa — stwierdzila krotko kobieta.
— Nikt nie powiedzialby prawdziwszych slow, madaam! — rozpromienil sie Jackrum. — Po dwa z pani pieknych kwiatuszkow powinny sobie poradzic, jak sadze.
Brzeknelo, gdy — zataczajac sie lekko — Jackrum polozyl na kulawym stoliku kilka zlotych monet.
Cos w ich lsnieniu sprawilo, ze atmosfera odtajala natychmiast. Tega dama wykrzywila sie w usmiechu lepkim jak sos ze slimakow.
— Zawsze zaszczyt, kiedy bawia u nas Serozercy, sierzancie. Jesli zechcecie… panowie, przejsc do hm… wewnetrznego sanktuarium…
Polly uslyszala za soba bardzo delikatny dzwiek. Obejrzala sie. Nie zauwazyla dotad czlowieka siedzacego na krzesle tuz przy drzwiach. Musial byc czlowiekiem, poniewaz trolle nie bywaja rozowe; przy nim Brew z gospody w Plun wygladalby jak byle zielsko. Mial na sobie ubranie ze skory i to jej trzeszczenie uslyszala. Oczy mial lekko uchylone. Kiedy zauwazyl, ze na niego patrzy, mrugnal. Nie bylo to przyjazne mrugniecie.
Sa takie sytuacje, kiedy plan zwyczajnie nie moze sie powiesc. Kiedy czlowiek znajdzie sie w samym jego srodku, chwila nie jest wlasciwa, by sie o tym przekonac.
— Ehm… sierzancie — mruknela Polly.
Jackrum odwrocil sie, dostrzegl jej goraczkowe miny i udal, ze po raz pierwszy dostrzega straznika.
— Ojoj, gdzie moje maniery… — wymamrotal.
Poczlapal z powrotem, grzebiac w kieszeni. Wyjal zlota monete i wcisnal ja zdumionemu mezczyznie w dlon. Potem odwrocil sie i postukal palcem w boczna scianke nosa, z wyrazem idiotycznej chytrosci na twarzy.
— Dobra rada, chlopcy — powiedzial. — Zawsze warto dac napiwek temu, co pilnuje. To on nie dopuszcza tu halastry. Bardzo wazne stanowisko.
Potykajac sie, wrocil do damy w czerni i czknal glosno.
— A teraz, madaam, chcielibysmy poznac te wizje piekna, jakie tu ukrywasz.
Wszystko zalezalo od tego, uznala po chwili Polly, jak, gdzie i po wypiciu jak wiele czego mial czlowiek te wizje. Slyszala o takich lokalach. Praca za barem miala ogromne walory edukacyjne. W rodzinnym miescie bylo kilka dam, ktore — jak to okreslala jej matka — „byly nie lepsze niz powinny”. Majac dwanascie lat, Polly zarobila klapsa za pytanie, jak dobre w takim razie byc powinny. Damy te byly Obrzydliwoscia dla Nuggana, ale mezczyzni w swej religijnosci zawsze znalezli troche miejsca, by zgrzeszyc tu i tam.
Slowem, ktore opisywalo cztery kobiety siedzace w nastepnym pokoju, jesli czlowiek chcial byc milosierny, brzmialo: zmeczone. Jesli czlowiek nie chcial byc milosierny, caly zakres odpowiednich slow czekal na uzycie.
Spojrzaly bez wiekszego zainteresowania.
— To Wiara, Prudencja, Gracja i Pociecha — przedstawila je dama w czerni. — Obawiam sie, ze nocna zmiana jeszcze nie przyszla.
— Jestem pewien, ze te slicznotki zapewnia cenna edukacje moim bojowym chlopcom — rzekl sierzant. — Ale… czy moge byc tak zuchwaly, by spytac, jak zwracac sie do pani, madaam?
— Jestem pani Smother, sierzancie.
— A czy ma pani takze imie, jesli wolno spytac?
— Dolores — odparla pani Smother. — Dla moich… specjalnych przyjaciol.
— No wiec, Dolores — mowil Jackrum, a w jego kieszeni znowu brzeknely monety. — Powiem to od razu i bede szczery, bo widze, ze jestes kobieta swiatowa. Te kruche kwiaty sa piekne na swoj sposob, gdyz wiem, ze moda w tych dniach wymaga od pan, by mialy na sobie mniej miesa niz olowek rzeznika, ale taki dzentelmen jak ja, ktory caly swiat okrazyl i widzial to czy owo, no wiec taki ktos poznaje wartosc dojrzalosci. — Westchnal. — Nie wspominajac juz o Cierpliwosci i Nadziei. — Znowu brzeknely monety. — Moze ty i ja oddalimy sie do odpowiedniego buddulara i pogawedzimy nad jednym czy drugim kordialem?
Pani Smother przechylila glowe na ramie i spojrzala na sierzanta, a potem na „chlopcow”, zerknela w strone przedpokoju i znowu na Jackruma. Na jej wargach igral oschly, wyrachowany usmieszek.
— Ta-ak… Wspanialy z pana mezczyzna, sierzancie Smith. Chodzmy, sprobujemy zdjac brzemie z panskich… kieszeni.
Ujela sierzanta pod ramie. Jackrum mrugnal szelmowsko do Polly i Kukuly.
— No to jestesmy ustawieni, chlopaki. — Zachichotal. — A teraz, zeby was nie ponioslo… Kiedy nadejdzie pora wyjscia, dmuchne w gwizdek, a wtedy szybko konczcie, co robicie, cha, cha, i zaraz leccie na spotkanie ze mna. Obowiazek wzywa! Nie zapominajcie o pieknych tradycjach Piersi i Tylkow!
Rechoczac glosno i niemal sie potykajac, wyszedl z pokoju, wsparty o ramie wlascicielki.
Kukula zblizyla sie szybko do Polly.
— Czy sierzant dobrze sie czuje, Ozzer? — szepnela.
— Chyba jednak troche za duzo wypil — odpowiedziala Polly glosno.
Wszystkie cztery dziewczeta wstaly.
— Ale on…
Zanim Kukula zdazyla powiedziec cos wiecej, dostala szturchanca w zebra.
Jedna z dziewczat starannie odlozyla robotke na drutach, ujela Polly za reke i blysnela starannie dopracowanym wyrazem zainteresowania.
— Jestes pieknie zbudowanym mlodziencem… A jak ci na imie, skarbie? Ja jestem Gracja.
— Oliver — przedstawila sie Polly.
Do demona, jakie sa piekne tradycje Piersi i Tylkow!?
— Widziales kiedys kobiete bez ubrania, Oliverze? Dziewczeta zachichotaly. Polly zmarszczyla czolo; pytanie ja zaskoczylo.
— Tak — zapewnila. — Oczywiscie.