— Rzekomo oskarzeni, sir, niestety odrzucaja oferte.
— Tak wlasnie myslalem, ze moga odrzucic — przyznal Froc. — W takim razie wroca teraz do celi. Zajmiemy sie nimi pozniej. — Tynk posypal sie z gory, kiedy znow cos uderzylo w zewnetrzny mur. — Tego juz za wiele!
— Nie damy sie zamknac w celi! — krzyknela Stukacz.
— To bunt! — stwierdzil Froc. — A z buntem umiemy sobie radzic.
— Przepraszam, generale — wtracil Clogston. — Czy to oznacza uznanie przez trybunal faktu, ze te damy sa zolnierzami?
General spojrzal na niego gniewnie.
— Nie probujcie, majorze, krepowac mi rak proceduralnym nonsensem!
— To wcale nie nonsens, sir, to zasadniczy…
Slowo bylo najslabsza, najlzejsza sugestia w umysle Polly, ale wydawalo sie bezposrednio podlaczone do jej centralnego systemu nerwowego. I nie tylko jej. Caly oddzial pochylil sie gwaltownie, a Igorina rzucila sie na cialo pacjentki.
Pol sklepienia sie zapadlo. Zyrandol runal w dol i rozpadl sie w kalejdoskopie strzaskanych krysztalow. A potem nastala przynajmniej relatywna cisza, przerywana tylko stuknieciami ostatnich kawalkow tynku czy brzekiem spoznionego odprysku szkla.
Kroki zblizyly sie do wejscia przy koncu sali, gdzie straznicy dopiero podnosili sie z podlogi. Otworzyly sie drzwi.
Za nimi stal Jackrum. Jasnial niczym slonce o zachodzie. Swiatlo odbijalo sie od godla na czako, wypolerowanego do punktu, w ktorym moglo oslepic swym straszliwym blaskiem. Sierzant twarz mial czerwona, ale kurtke czerwiensza, a sierzancka szarfa byla czysta czerwienia, sama jej esencja — czerwienia konajacego slonca i konajacych zolnierzy. Krew sciekala z wsunietych za pas kordow. Straznicy, wciaz oszolomieni, probowali opuscic piki, by zagrodzic mu droge.
— Nawet nie probujcie, chlopcy — powiedzial Jackrum. — Slowo honoru, nie jestem facetem sklonnym do przemocy, ale czy wam sie zdaje, ze sierzant Jackrum da sie zatrzymac zestawem glupich sztuccow?
Zolnierze spojrzeli na Jackruma, z trudem powstrzymujacego wybuch wscieklosci, potem na zdumionych generalow — i podjeli decyzje z wlasnej rozpaczliwej inicjatywy.
— Dobre chlopaki — pochwalil Jackrum. — Za panskim pozwoleniem, generale Froc.
Nie czekal na odpowiedz, ale pomaszerowal naprzod krokiem godnym placu defilad. Buty az trzasnely, kiedy stanal na bacznosc przed oficerami, wciaz jeszcze strzepujacymi tynk z mundurow. Zasalutowal z precyzja semafora.
— Chce zameldowac, sir, ze opanowalismy glowna brame, sir! Pozwolilem sobie uformowac grupe szturmowa z Piersi i Tylkow, Prawem i Lewem oraz Z Boku na Bokow, zobaczylem wielka chmure plomieni i dymu nad twierdza i dotarlem do bramy, akurat kiedy znalezli sie tam panscy chlopcy, sir. Wzielismy ich z obu stron, sir!
Ze wszystkich stron zabrzmialy oklaski, a general Kzupi pochylil sie do Froca.
— Wobec tak radosnego rozwoju wydarzen, sir, moze nalezaloby sie pospieszyc i zakonczyc te…
Froc uciszyl go gestem.
— Jackrum, ty stary opryszku — powiedzial i oparl sie wygodnie. — Slyszalem, ze nie zyjesz. Jak sie miewasz, do demona?
— Sprawny i gotow do walki, sir! — odparl Jackrum. — Wcale nie zginalem, wbrew nadziejom niektorych!
— Milo mi to slyszec. Ale choc zawsze z przyjemnoscia ogladam twoja rumiana gebe, zebralismy sie tutaj…
— Czternascie mil pana nioslem, sir! — zahuczal Jackrum. Pot sciekal mu po twarzy. — Wyciagnalem panu strzale z nogi. Posiekalem tego demonicznego kapitana, ktory cial pana toporem w twarz, sir, i z satysfakcja stwierdzam, ze blizna calkiem dobrze wyglada. Zabilem tego biednego wartownika, tylko zeby ukrasc jego manierke z woda dla pana, sir. I dla pana spogladalem na jego konajaca twarz. Nigdy nie prosilem o nic w zamian, sir. Prawda, sir? Froc roztarl podbrodek i usmiechnal sie lekko.
— Chyba sobie przypominam drobna sprawe poprawienia kilku szczegolow, zmiany kilku dat… — wymruczal.
— Z calym szacunkiem, sir, niech pan mi tu nie zalewa takimi pomyjami! To nie bylo dla mnie, ale dla armii! Dla ksieznej, sir. I owszem, widze przy tym stole jeszcze kilku dzentelmenow, ktorzy wyswiadczyli mi podobna przysluge. Dla ksieznej! A gdyby mial mi pan zostawic tylko jeden miecz, i tak stane przeciwko dowolnemu zolnierzowi z panskiej armii, chocby byl nie wiem jak mlody i pelen musztardy!
Jednym ruchem wyrwal kord zza pasa i uderzyl w dokumenty miedzy dlonmi Froca. Ostrze wbilo sie w blat i tam juz pozostalo.
Froc nawet nie drgnal. Podniosl tylko glowe i powiedzial spokojnie:
— Choc jestescie bohaterem, sierzancie, obawiam sie jednak, ze tym razem posuneliscie sie za daleko.
— Czy na pelne czternascie mil, sir? — spytal Jackrum.
Przez moment w ciszy bylo slychac tylko gasnaca wibracje kordu. Froc odetchnal.
— No dobrze — rzekl. — O co chcecie prosic, sierzancie?
— Stoja przed panem moi chlopaczkowie, sir. Slyszalem, ze maja drobne klopoty, sir!
— Te dziewczeta, sierzancie, maja byc zatrzymane w bezpiecznej celi, sierzancie. Pole bitwy to nie jest dla nich wlasciwe miejsce. I taki wydalem rozkaz, sierzancie.
— Powiedzialem im, kiedy podpisywali, sir, tak im powiedzialem: Gdyby ktos was probowal wyciagnac, to bedzie musial ciagnac i mnie, sir!
Froc kiwnal glowa.
— To bardzo lojalna postawa, sierzancie, i bardzo do was pasuje. Mimo to…
— Posiadam tez informacje kluczowe dla tej sprawy, sir. Jest cos, o czym musze panu powiedziec, sir!
— No to na co czekasz, czlowieku? Nie mamy calego…
— To wymaga, by niektorzy z was, panowie, opuscili te sale — odparl zdesperowany Jackrum. Wciaz stal na bacznosc, wciaz salutowal.
— Prosisz o zbyt wiele, Jackrum — odarl Froc. — To lojalni oficerowie jej laskawosci!
— Nie watpie, sir! Slowo honoru daje, ze nie lubie plotek, sir, ale to, co wiem, ujawnie tym, ktorych wybralem, albo calemu swiatu! Sa sposoby, by to uczynic, sposoby paskudne i nowomodne! Panski wybor, sir!
Froc zaczerwienil sie i wstal gwaltownie.
— Naprawde powaznie mi grozisz, ze bys…
— To moja slawna ostatnia walka, sir! — Jackrum znow zasalutowal. — Zwyciestwo albo smierc!
Wszyscy patrzyli na Froca. General sie uspokoil.
— No dobrze. Wysluchanie was, sierzancie, nie moze przeciez zaszkodzic. Bog swiadkiem, ze na to zasluzyliscie. Tylko sie spieszcie.
— Dziekuje, sir.
— Ale sprobujcie tego znowu, a wpadniecie w najwiekszy wychodek, jaki mozecie sobie wyobrazic.
— Nie ma zmartwienia, sir! Nie przepadam za wychodkami! Teraz, za panskim pozwoleniem, wskaze pewnych oficerow…
Stanowili mniej wiecej polowe obecnych. Wstali z wiekszymi czy mniejszymi protestami, ale wstali pod szafirowym spojrzeniem Froca. Wyszli na korytarz.
— Protestuje, generale! — zawolal przechodzacy pulkownik. — Wyrzuca sie nas z pokoju jak nieposluszne dzieci, gdy tymczasem te… te kobiety…
— Tak, tak, Rodney. Jesli nasz przyjaciel sierzant nie potrafi tego wsciekle dobrze wytlumaczyc, osobiscie ci go przekaze, bys ustalil szczegoly kary — obiecal Froc. — Ale jesli ktokolwiek, to przede wszystkim on ma prawo do swej ostatniej szalenczej szarzy. Wyjdz, prosze, badz dobrym kolega i pilnuj tej wojny, dopoki nie dolaczymy. Skonczyliscie ten dziwaczny spektakl, sierzancie? — dodal, kiedy wyszedl ostatni z oficerow.