potem jest tyle roboty, ze ciagle uzywasz starego. Dzieki, Perks.
— No bo pomyslalam: Co moge dac czlowiekowi, ktory ma wszystko? I tylko na to bylo mnie stac — wyjasnila Polly. — Ale pan nie ma wszystkiego, sierzancie. Wszystkiego nie, prawda?
Wyczula, ze zesztywnial.
— Nie idz dalej, Perks — ostrzegl, znizajac glos.
— Pomyslalam sobie, ze moze chcialby pan komus pokazac swoj medalion, sierzancie — ciagnela niewinnie. — Ten z panskiej szyi. I niech pan nie patrzy tak ponuro, sierzancie. Pewnie, moglabym odejsc i nigdy nie mialabym pewnosci, a moze pan nigdy by go nikomu nie pokazal, ani nie opowiedzial tej historii. Az pewnego dnia oboje bysmy nie zyli i… Co za strata, prawda?
Jackrum spogladal na nia wrogo.
— Slowo honoru by pan dal, ze nie jest pan facetem nieuczciwym — rzekla Polly. — Niezly numer, sierzancie. Powtarzal pan to codziennie.
Wokol nich, jakby poza niewidzialna kopula, krzataly sie kobiety. Zdawalo sie, ze przez caly czas robia cos rekami: trzymaja dzieci albo garnki, albo talerze, albo welne, albo miotle, albo igle. Nawet kiedy rozmawialy, trwala krzatanina.
— Nikt ci nie uwierzy…
— A komu chcialabym opowiedziec? — spytala Polly. — Zreszta to prawda, nikt mi nie uwierzy. Ale ja panu uwierze, sierzancie.
Jackrum patrzyl na kufel piwa, jakby w pianie usilowal zobaczyc wlasna przyszlosc. Zdawalo sie, ze w koncu podjal decyzje. Spod brudnej koszuli wyciagnal zloty lancuszek, odpial medalion i otworzyl go delikatnie.
— Masz — powiedzial i podal jej. — Ale niewiele ci z tego przyjdzie.
Po obu stronach medalionu byly miniaturowe portrety — ciemnowlosej dziewczyny i mlodzienca o jasnych wlosach, w mundurze Piersi i Tylkow.
— Dobrze pan wyszedl — stwierdzila Polly.
— Sprobuj powiedziec cos innego, nie dam sie nabrac.
— Nie, powaznie. Patrze na ten obrazek, patrze na pana… I widze panska twarz w jej twarzy. Bledsza, oczywiscie. Nie tak… pelna. A kim byl ten chlopak?
— William. Tak mial na imie — powiedziala Jackrum.
— Panski ukochany?
— Tak.
— I za nim poszedl pan do wojska?
— Tak. Ta sama stara historia. Bylam duza, silna dziewczyna i… no, widzisz na portrecie. Artysta bardzo sie staral, ale nigdy nie nadawalam sie na obraz olejny. Najwyzej na akwarele. Tam, skad pochodze, mezczyzna szukal sobie na zone dziewczyny, ktora pod kazda pacha potrafi uniesc prosiaka. I pare dni pozniej nioslam prosiaki pod pachami, bo pomagalam ojcu, chodak utknal mi w gnoju i moj staruszek zaczal na mnie wrzeszczec. Do demona z tym, pomyslalam. Willie nigdy nie wrzeszczal. No wiec zdobylam meskie lachy, mniejsza o to, w jaki sposob, obcielam wlosy, pocalowalam ksiezna i po miesiacu bylam juz Wybrancem.
— Kto to taki?
— Tak wtedy nazywalismy kaprala. Wybraniec. Tak, tez mnie to bawilo. I zaczela sie moja kariera. Armia to latwizna w porownaniu z prowadzeniem swinskiej farmy i opiekowaniem sie trojka leniwych braci.
— Jak dawno to bylo, sierzancie?
— Prawde mowiac, trudno okreslic. Przysiegam, ze nie wiem, ile mam lat. To szczera prawda — zapewnila Jackrum. — Tyle razy klamalam co do swojego wieku, ze w koncu sobie uwierzylam.
Zaczela bardzo starannie przekladac tyton do nowego kapciucha.
— A ten mlody czlowiek? — spytala Polly cicho.
— Och, przezylismy piekne, cudowne chwile. — Jackrum umilkla na chwile, wpatrzona w pustke. — Nigdy nie dostal awansu, bo sie jakal. A ja mialam dobry, mocny glos, a oficerowie to lubia. Williemu to nie przeszkadzalo, nawet kiedy zostalam sierzantem. A potem zginal pod Sepple, tuz obok mnie.
— Tak mi przykro…
— Nie musi ci byc przykro, nie ty go zabilas — odparla spokojnie Jackrum. — Ale przekroczylam jego cialo i przebilam drania, ktory to zrobil. Nie jego wina. Nie moja. Bylismy zolnierzami. Pare miesiecy pozniej przezylam spora niespodzianke. Dalam mu na imie William, po ojcu. Dobrze sie zlozylo, ze mialam troche urlopu, co? Moja babcia go wychowala i zadbala, zeby mial fach w reku. Zostal platnerzem w Scritzu. Dobry zawod, nie ma co. Nikt nie zabije dobrego platnerza. Podobno wyglada calkiem jak jego ojciec. Kapitan, ktorego kiedys spotkalam, kupil od niego wsciekle dobra szable. Pokazal mi, nie znajac tej historii. Piekielnie dobra szabla. Miala zdobienia na glowni i wszystko. Bron z klasa. Ozenil sie i ma juz czworke dzieciakow, jak slyszalam. Ma tez powoz z zaprzegiem, sluzbe, wielki dom… Tak, widze, ze uwaznie sluchasz…
— Lazer… no, raczej Lazer i ksiezna mowily…
— Tak, tak. Mowily o Scritzu i mieczu. To wlasnie wtedy zrozumialam, ze nie tylko ja dbam o was, chlopaczki. Wiedzialam, ze przezyjecie. Staruszka was potrzebowala.
— Czyli musi pani tam pojechac, sierzancie!
— Musze? A kto mi kaze? Sluzylam staruszce przez cale zycie i teraz nic jej do mnie. Jestem wolnym czlowiekiem, zawsze bylam.
— Na pewno, sierzancie? — spytala Polly.
— Ty placzesz, Perks?
— No… To raczej smutna historia, sierzancie.
— Przyznam, ze i ja szlocham raz na jakis czas. — Jackrum wciaz pakowala tyton do kapciucha. — Ale kiedy troche sie zastanowic, to mialam dobre zycie. Widzialam, jak lamie sie szarza kawalerii w bitwie pod Slomp. Stalam w Cienkiej Czerwonej Linii, ktora odparla ciezka brygade w Baranim Dryfie. Pod Raladan uratowalam imperialny sztandar przed czterema prawdziwymi sukinsynami. Widzialam wiele obcych krajow i poznalam sporo ciekawych ludzi, ktorych w wiekszosci pozniej zabilam, zanim oni zdazyli zalatwic mnie na dobre. Stracilam kochanka, lecz mam syna. Wiele jest kobiet, ktore spotkal gorszy los. Mozesz mi wierzyc.
— I… wypatrywala pani innych dziewczat…
— Tak. To sie stalo takim jakby hobby. Wiekszosc z nich to byly przerazone dzieciaki uciekajace od bog wie czego. Szybko je wykrywali. Sporo bylo takich jak Kukula, idacych za swoim chlopakiem. Ale niektore mialy to, co nazywam blyskiem. Troche ognia. Trzeba bylo tylko wskazac im wlasciwy kierunek. Lekko je popychalam, mozna powiedziec. Sierzant ma czasem sporo mozliwosci. Tu slowo, tam skinienie, czasem nawet jakies poprawki w dokumentach, szept w ciemnosci…
— …para skarpet — dokonczyla Polly.
— Wlasnie. — Jackrum usmiechnela sie szeroko. — Zawsze strasznie sie przejmowaly tym latrynowym interesem. To najmniejsze z waszych zmartwien, powtarzalam zawsze. W czasie pokoju nikogo to nie obchodzi, w czasie bitwy wszyscy sikaja tak samo i szybko. Jasne, pomagalam im. Bylam dla nich, jak to sie nazywa, taka szara eminencja, ktora szara mascia smaruje im droge na szczyt. Chlopaczki Jackruma… tak je nazywalam.
— Niczego nie podejrzewaly?
— Jak mogly podejrzewac Wesolego Jacka Jackruma, pelnego rumu i octu? — Drwiacy usmieszek sierzanta wrocil na miejsce. — Jacka Jackruma, ktory beknieciem umie przerwac bijatyke w barze? O nie. Mam wrazenie, ze niektore cos podejrzewaly. Niektore moze doszly nawet do tego, ze cos gdzies sie dzieje. Ale ja bylam tylko wielkim i grubym sierzantem, ktory znal wszystkich i pil wszystko.
Polly przetarla oczy.
— A co pani teraz zrobi, jesli nie chce pani jechac do Scritzu?
— Och, odlozylam sobie troche — odparla Jackrum. — Prawde mowiac, nawet wiecej niz troche. Rabunek, pladrowanie, grabiez… I nie wysikalam tego pod sciana, jak inne chlopaki. Chyba pamietam wiekszosc tych piekielnych miejsc, gdzie je zakopalam. Zawsze myslalam, ze zaloze sobie gospode albo maly zamtuzik. Porzadny lokal z klasa, nic takiego jak tamten cuchnacy namiot. Nie, chodzi mi o taki z szefem kuchni i kandelabrami, mnostwem czerwonego aksamitu… bardzo ekskluzywny. Znalazlabym jakas elegancka dame na szefowa, a sama bylabym wykidajla i barmanem. Dam ci wskazowke, maly, ktora pomoze w karierze; niektorzy z moich chlopaczkow sami to odkryli: czasem pomaga, jesli odwiedzasz te grzeszne miejsca, bo inaczej ludzie zaczna sie zastanawiac. Zawsze zabieralam tam ksiazke do czytania i sugerowalam mlodej damie, ze powinna sie przespac,