bo nie ma latwej pracy. Polly zostawila te kwestie.

— Czyli nie chce pani zobaczyc wnukow?

— Nie chce mu sie pakowac na glowe, maly — odparla Jackrum stanowczo. — Nie smialabym. Moj syn jest szanowanym obywatelem miasta. Co mu moge zaproponowac? Nie chcialby, zeby tlusta starucha pukala do kuchennych drzwi, plula wszedzie tytoniem i tlumaczyla, ze jest jego matka.

Przez chwile Polly wpatrywala sie w ogien. Nagle poczula, ze nowa mysl wkrada sie jej do glowy.

— A gdyby tak zasluzony sierzant sztabowy, blyszczacy od galonow, brzeczacy medalami, podjechal wspaniala karoca przed drzwi frontowe i wytlumaczyl mu, ze jest jego ojcem?

Jackrum milczala.

— Wojenne losy i takie tam — tlumaczyla Polly. Jej mysli pedzily jak szalone. — Mlodziencza milosc. Potem wzywa obowiazek. Rodziny sie rozdzielaja. Poszukiwania bez nadziei. Mijaja dziesieciolecia. Czule wspomnienia. Potem… no, podsluchana w barze rozmowa, owszem, to musi dzialac. Budzi sie nadzieja. Nowe poszukiwania. Smarowanie rak. Wspomnienia starej kobiety. I wreszcie adres…

— Co ty wygadujesz, Perks?!

— Jest pani klamca, sierzancie — stwierdzila Polly. — Najlepszym, jakiego znam. I to ostatnie klamstwo zaplaci za wszystko! Czemu nie? Moze mu pani pokazac medalion. Opowiedziec o dziewczynie, ktora zostala w domu…

Jackrum odwrocila glowe.

— Prawdziwie dranskie masz mysli, Perks. A niby skad mialabym wziac wspaniala karoce?

— Och, sierzancie! Dzisiaj? Sa… ludzie na stanowiskach, ktorzy w tej chwili dadza wszystko, o co pani poprosi. Zwlaszcza jesli dzieki temu zobacza, jak pani odchodzi. Nigdy nie naciagala ich pani specjalnie. Na pani miejscu, sierzancie, odebralabym kilka przyslug, poki mozna. Jak to Piersi i Tylki, sierzancie. Trzeba chwytac ser, poki jest, bo pocalunki nie trwaja dlugo. Jackrum odetchnela gleboko.

— Pomysle o tym, Perks. A teraz spadaj stad, dobrze?

Polly wstala.

— Niech pani dobrze pomysli, sierzancie. Jak pan sam powiedzial, kazdy, komu ktos zostal, ma w tej chwili przewage. Czworka wnukow? Ja tam bylabym dumnym dzieciakiem, gdyby moj dziadek potrafil tak splunac tytoniem, zeby trafic muche na scianie.

— Ostrzegam cie, Perks…

— To taka przypadkowa mysl, sierzancie.

— Tak… akurat — burknela Jackrum.

— Dzieki, ze nas pani przez to wszystko przeprowadzila, sierzancie.

Jackrum nie podniosla wzroku.

— To chyba juz pojde, sierzancie.

— Perks! — zawolala Jackrum.

Polly stala juz prawie w drzwiach, ale wrocila.

— Tak, sierzancie?

— Ja… prawde mowiac, spodziewalam sie po nich czegos lepszego. Myslalam, ze beda lepsze od mezczyzn. Ale klopot polega na tym, ze byly lepsze od mezczyzn w byciu mezczyznami. Mowia, ze armia z kazdego zrobi mezczyzne, nie? No wiec… cokolwiek masz zamiar teraz robic, Perks, rob to jako ty. Dobrze czy zle, ale jako ty sama. Padnie za wiele klamstw, a potem nagle nie ma juz prawdy, do ktorej mozna wrocic.

— Postaram sie, sierzancie.

— To rozkaz, Perks. Aha, Perks…

— Tak, sierzancie?

— Dziekuje, Perks.

Polly zatrzymala sie jeszcze przy drzwiach. Jackrum siedziala i patrzyla w ogien. Wokol niej krzatala sie kuchnia.

Minelo szesc miesiecy. Swiat nie byl doskonaly, ale wciaz sie krecil.

Polly zbierala artykuly z azety. Nie oddawaly prawdy dokladnie, nie we wszystkich szczegolach, poniewaz piszacy opowiadal historie, a nie to, co sie naprawde wydarzylo. Byly jak obrazy dla czlowieka, ktory widzial wszystko na zywo. Ale byla prawda o marszu na zamek i o Lazer na bialym koniu na czele, niosacej flage. To prawda, ze ludzie wybiegali z domow i przylaczali sie do niej, tak ze do zamku dotarla nie armia, ale cos w rodzaju zdyscyplinowanego tlumu, ktory krzyczal i wiwatowal. To prawda, ze gwardzisci tylko na nich spojrzeli i powaznie zastanowili sie nad swoja przyszloscia, a brama otworzyla sie, zanim jeszcze kopyta konia Lazer zastukaly o zwodzony most. Nie bylo walki, zadnej walki. Balon pekl. Kraj odetchnal.

Polly nie sadzila, by portret ksieznej, samotny na sztalugach w wielkiej sali tronowej, rzeczywiscie sie usmiechnal, gdy Lazer szla w jego strone. Polly byla tam i tego nie widziala, ale wiele osob przysiegalo, ze to prawda. I po jakims czasie czlowiek zaczynal sie zastanawiac, czym jest w istocie prawda albo czy moze jest wiele roznych jej rodzajow.

W kazdym razie wszystko sie udalo. A potem…

…wrocily do domu. Jak wielu zolnierzy w czasie tego kruchego rozejmu. Spadl juz pierwszy snieg i jesli ludzie chcieli wojny, zima im jej dostarczyla. Przybyla z lodowym lancami i strzalami glodu, zasypala przelecze sniegiem i uczynila reszte swiata rownie daleka jak ksiezyc…

Wtedy wlasnie otworzyly sie stare kopalnie krasnoludow i spod ziemi zaczely wychodzic kuce. Zawsze opowiadano, ze tunele krasnoludow siegaja wszedzie. I nie tylko tunele, rowniez ukryte kanaly pod gorami, nabrzeza, ciagi sluz, ktore w pracowitej ciemnosci moga podniesc barke o mile, gleboko ponizej wichrow na szczytach gor.

Kuce przywiozly kapuste i ziemniaki, warzywa i jablka, i barylki tluszczu — to, co latwo przechowac. Zima zostala pokonana, roztopy zahuczaly w kotlinach, a Kneck wykreslila nowe przypadkowe zygzaki w szlamie doliny.

Wrocily do domu i Polly zastanawiala sie, czy naprawde gdzies odchodzila. Czy byly zolnierzami? Oklaskiwano je w drodze do PrinceMarmadukePiotreAlbertHansJoseph-BernhardtWilhelmsbergu, traktowano o wiele lepiej, niz sugerowala ranga. Specjalnie dla nich zaprojektowano nawet odpowiednie mundury. Ale w jej pamieci wciaz pojawiala sie wizja Dziaslaka Abbensa…

Nie bylysmy zolnierzami, uznala. Bylysmy dziewczetami w mundurach. Bylysmy rodzajem amuletu. Bylysmy maskotkami. Nie bylysmy prawdziwe, zawsze sluzylysmy jako symbol czegos. Wspaniale sie sprawilysmy jak na kobiety. No i bylysmy chwilowe.

Stukacz i Loft nikt juz nie mial zaciagnac z powrotem do szkoly; poszly wlasna droga. Lazer zostala w domu generala, miala pokoj tylko dla siebie, starala sie pomagac i nigdy nie byla bita. Drobnym kanciastym pismem napisala do Polly list. Wydawala sie szczesliwa — swiat bez bicia byl rajem. Nefryt i jej narzeczony odeszli gdzies robic cos ciekawszego, jak trolle rozsadnie czynia. Kukula… Kukule obowiazywal wlasny kalendarz. Maladicta zniknela. A Igorina zamieszkala sama w stolicy i zajela sie problemami kobiet — tymi problemami kobiet, ktore nie sa mezczyznami.

Najwyzsi oficerowie armii udekorowali je medalami i z lekkimi, nieruchomymi usmieszkami patrzyli, jak odchodza. Pocalunki nie trwaja dlugo.

Zreszta… to nie tak, ze dzialo sie dobrze. Raczej tak, ze przestalo sie dziac zle. Stare kobiety nadal zrzedzily, ale nikt nie zwracal na to uwagi. Nikt nie znal kierunku, nie mial mapy, nikt nie byl calkiem pewny, kto wlasciwie rzadzi. Klotnie i dyskusje wybuchaly na kazdym rogu — to bylo przerazajace i radosne. Kazdy dzien stanowil nowe terytorium. Do mycia podlogi w glownej sali Polly wkladala stare spodnie Paula, ale grozilo jej za to najwyzej rzadkie „hurrumpf”. Aha, i jeszcze Szkola Zawodu dla Dziewczat splonela, a tego samego dnia dwoch zamaskowanych bandytow obrabowalo bank. Polly usmiechnela sie, gdy o tym uslyszala. Kukula przeprowadzila sie Pod Ksiezna. Dziecko mialo na imie Jack. Paul za nim przepadal.

A teraz…

Ktos znowu pisal po scianach meskiej wygodki. Polly nie potrafila tego zmyc, wiec ograniczyla sie do poprawienia anatomii. Potem kilkoma wiadrami wody splukala cala wygodke do czysta — przynajmniej wedlug standardow meskich wygodek przy karczmach — i uznala, ze zadanie jest wykonane. Tak samo robila kazdego ranka. Kiedy wrocila na sale, zobaczyla grupe niespokojnych mezczyzn, ktorzy rozmawiali z jej ojcem. Chyba troszke sie wystraszyli, gdy stanela w progu.

Вы читаете Potworny regiment
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату