— Nie wydaje mi sie, zeby to byl dobry pomysl.
— Rzeczywiscie. — Panna Spisek sie usmiechnela. — Podejrzewam, ze ta dziewucha Weatherwax ma juz jakies plany. Ciekawie bedzie popatrzec, jak ta galaz czarownictwa, ktora uprawia pani Skorek, odpowiada moim prostym ludziom. Chociaz lepiej chyba obserwowac te wydarzenia zza jakiejs skaly. Czy tez, w moim wypadku, spod niej.
Odsunela listy, a oba kruki odwrocily sie i spojrzaly na Tiffany.
— Bylas tu ze mna zaledwie trzy miesiace.
— Zgadza sie, panno Spisek.
— Nie rozmawialysmy ze soba jak kobieta z kobieta. Powinnam wiecej cie nauczyc.
— Duzo sie nauczylam, panno Spisek. — I to byla prawda.
— Masz tego mlodego czlowieka, Tiffany. Przysyla ci listy i pakieciki. Co tydzien chodzisz do Lancre i tez wysylasz mu listy. Obawiam sie, ze nie zyjesz tam, gdzie przebywa twoje serce.
Tiffany milczala. Juz przez to przechodzily. Zdawalo sie, ze Roland panne Spisek fascynuje.
— Zawsze bylam zbyt zapracowana, by zwracac uwage na mlodych ludzi — ciagnela panna Spisek. — Zawsze odkladalam to na pozniej, az w koncu pozniej okazalo sie za pozno. Zwracaj uwage na swojego mlodego czlowieka.
— Em… Mowilam juz, ze nie jest naprawde moim… — Tiffany czula, ze sie czerwieni.
— Ale nie stan sie taka ulicznica jak pani Ogg.
— Przeciez wlasciwie nie mamy tu ulic — odparla Tiffany niepewnie.
Panna Spisek sie rozesmiala.
— Masz slownik, o ile wiem. To dosc niezwykla rzecz, ale przydatna dla dziewczyny.
— Tak, panno Spisek.
— Na mojej polce znajdziesz wiekszy slownik, „Slownik Nieocenzurowany”. Przydatny dla mlodej kobiety. Mozesz go wziac… i jeszcze jedna ksiazke. Reszta musi zostac w chacie. Mozesz rowniez zabrac moja miotle. Cala reszta, oczywiscie, nalezy do chaty.
— Bardzo dziekuje, panno Spisek. Chcialabym te ksiazke o mitologii.
— A tak, Chaffincha. Rozsadny wybor. Bardzo byl mi pomocny i podejrzewam, ze dla ciebie okaze sie niezastapiony. Krosno tez musi zostac, naturalnie. Przyda sie Annagrammie Hawkin.
Tiffany w to watpila. Annagramma nie byla osoba praktyczna. Ale chyba w tej chwili nie warto o tym wspominac. Panna Spisek oparla sie na poduszkach.
— Mysla, ze wplata pani ich imiona w tkanine — powiedziala Tiffany.
— Tak? Och, to prawda. Nie ma w tym nic magicznego. Bardzo stara sztuczka. Kazdy tkacz to potrafi. Ale nie zdolasz ich odczytac, jesli nie wiesz, jak to zostalo zrobione. — Panna Spisek westchnela. — Ach, moi prosci ludzie… Wszystko, czego nie rozumieja, jest magia. Wierza, ze umiem zajrzec do ich serc, ale tego nie potrafi zadna czarownica. W kazdym razie nie bez chirurgii. Ale nie potrzebuje czarow, zeby czytac w ich malych umyslach. Znalam ich od czasow, kiedy byli niemowletami. Pamietam ich dziadkow jako niemowleta. Uwazaja, ze sa tacy dorosli! A wciaz sa jak dzieci w piaskownicy klocace sie o babki z piasku. Widze ich klamstwa, usprawiedliwienia i leki. Nigdy tak naprawde nie dorastaja. Nigdy nie patrza wyzej, nie otwieraja oczu. Przez cale zycie pozostaja dziecmi.
— Na pewno beda za pania tesknic.
— Ha! Jestem stara zla czarownica, moja droga. Bali sie mnie i robili, co im kazalam! Bali sie czaszek i strasznych historii. Wybralam strach. Wiedzialam, ze nigdy mnie nie pokochaja za to, ze mowie im prawde, wiec zadbalam o ich lek. Nie, na pewno z ulga przyjma wiadomosc, ze czarownica nie zyje. A teraz powiem ci cos niezwykle waznego. To sekret mojego dlugiego zycia.
Aha, pomyslala Tiffany i pochylila sie.
— Najwazniejsze — rzekla panna Spisek — to powstrzymac puszczanie wiatrow. Powinnas unikac wzdymajacych owocow i warzyw. Najgorsza jest fasola, mozesz mi wierzyc.
— Chyba nie rozumiem… — zaczela Tiffany.
— W krotkich slowach, staraj sie nie puszczac bakow.
— Kiedy tego sie raczej nie robi w slowach — odparla nerwowo. Nie mogla uwierzyc, ze panna Spisek mowi jej takie rzeczy.
— To nie sa zarty — zapewnila ja czarownica. — Ludzkie cialo miesci w sobie skonczona ilosc powietrza. Musisz sie starac, zeby wystarczylo na jak najdluzej. Jeden talerz fasoli moze ci odebrac rok zycia. Przez cale zycie unikalam wzdec. Jestem juz stara, a to znaczy, ze cokolwiek powiem, jest madre. — Popatrzyla surowo na zmieszana Tiffany. — Rozumiesz, dziecko?
Mysli Tiffany pedzily jak szalone. Wszystko jest proba!
— Nie — oswiadczyla. — Nie jestem dzieckiem, a to bzdura, nie madrosc!
Surowa mina zmienila sie w usmiech.
— Tak, belkot — zgodzila sie panna Spisek. — Ale musisz przyznac, ze swietnie wymyslony, co? Na pewno uwierzylas chociaz na chwile. Wiesniacy w zeszlym roku uwierzyli. Powinnas widziec, jak potem chodzili przez pare tygodni! Te ich skupione miny naprawde mnie ubawily! A jak sie maja sprawy z zimistrzem? Uspokoilo sie, tak?
Pytanie bylo niczym ostry noz w kawalku ciasta i padlo tak nagle, ze Tiffany az syknela.
— Obudzilam sie wczesnie i nie wiedzialam, gdzie jestes — dodala panna Spisek.
Tak latwo bylo zapomniec, ze przez caly czas niemal odruchowo korzysta z cudzych oczu i uszu.
— Widziala pani roze? — spytala Tiffany.
Nie czula tego wymownego laskotania, ale tez nie miala wtedy specjalnie czasu na nic procz leku.
— Tak. Piekne. Chcialabym ci pomoc, Tiffany, ale bede miala inne zajecia. Romans to zreszta dziedzina, w jakiej nie umiem poradzic.
— Romans?
— Ta dziewucha Weatherwax i panna Tyk toba pokieruja — ciagnela panna Spisek. — Podejrzewam jednak, ze zadna z nich nie stawala w szranki milosci.
— Szranki milosci? — powtorzyla Tiffany. Bylo coraz gorzej.
— Umiesz grac w pokera? — spytala panna Spisek.
— Slucham?
— Poker. Taka gra karciana. Albo Okalecz Pana Cebule? Gon Sasiada Korytarzem? Na pewno juz siedzialas przy zmarlych i konajacych.
— No tak! Ale nigdy nie gralam z nimi w karty! Zreszta nie umiem grac!
— Naucze cie. W dolnej szufladzie komody znajdziesz talie kart. Przynies ja.
— Czy to jak hazard? Tato mi mowil, ze nie nalezy uprawiac hazardu.
Panna Spisek kiwnela glowa.
— Sluszna rada, moja droga. Ale sie nie martw. Tak jak ja gram w pokera, to wcale nie jest hazard.
Kiedy Tiffany sie zbudzila i otrzasnela, karty zsunely sie jej z sukienki na podloge. Pokoj wypelnialo zimne, szare swiatlo poranka.
Spojrzala na panne Spisek, ktora chrapala jak swinia.
Ktora godzina? Na pewno juz po szostej! Co powinna zrobic?
Nic. Nie miala nic do zrobienia.
Podniosla asa rozdzkowego. Wiec to jest poker, tak? No wiec nie szlo jej zle, kiedy w koncu zrozumiala, ze chodzi glownie o to, by sklonic wlasna twarz do klamstwa. Przez wiekszosc czasu karty sluzyly tylko do zajecia czyms rak.
Panna Spisek spala dalej. Tiffany zastanowila sie, czy nie przygotowac jakiegos sniadania, ale wydawalo sie to troche…
— Starozytni krolowie Djelibeybi, ktorzy pochowani sa w piramidach — odezwala sie z lozka panna Spisek — wierzyli kiedys, ze moga zabrac ze soba na tamten swiat zloto, drogocenne kamienie, a nawet niewolnikow. Na podobnej zasadzie, przygotuj mi kanapke z szynka.
— Eee… to znaczy…