To jest napisane na etykiecie!

Wesoly Zeglarz odepchnal ja delikatnie.

— Mily Dymek przy Kazdej Pogodzie — powiedzial uspokajajaco. — Przy Kazdej Pogodzie!

— Ale my tylko chcemy… — zaczela Tiffany, lecz jej Trzecia Mysl bez slowa chwycila ja za glowe i odwrocila.

Cos wysuwalo sie z mgly.

To byla gora lodowa, wielka, co najmniej piec razy wyzsza od statku i majestatyczna jak labedz. Byla tak ogromna, ze tworzyla wlasna pogode. Zdawalo sie, ze przesuwa sie wolno; woda pienila sie u podstawy, wokol padal snieg, z tylu ciagnely sie pasma mgly.

Wesolemu Zeglarzowi fajka wypadla z ust.

— Mily Dymek! — zaklal.

Gora lodowa byla Tiffany. Byla Tiffany wysoka na setki stop, zbudowana z migotliwego zielonego lodu, ale jednak Tiffany. Ptaki siedzialy na jej glowie.

— Zimistrz nie mogl tego zrobic — stwierdzila Tiffany. — Wyrzucilam konia. — Uniosla dlonie do ust i krzyknela: — WYRZUCILAM KONIA!

Glos odbil sie echem od wielkiej lodowej postaci. Kilka ptakow z wrzaskiem wzlecialo z ogromnej glowy. Za Tiffany zawirowalo kolo sterowe. Wesoly Zeglarz tupnal noga i wskazal biale zagle.

— Mily Dymek przy Kazdej Pogodzie! — rozkazal.

— Przepraszam, ale nie rozumiem, o co ci chodzi — jeknela zrozpaczona Tiffany.

— Mily Dymek!

— Nie rozumiem cie!

Zeglarzy parsknal i podbiegl do liny, ktora chwycil nerwowo i zaczal ciagnac.

— To sie robi niesamowite — stwierdzila cicho jej Trzecia Mysl.

— No owszem, gora lodowa podobna do mnie to z cala pewnoscia…

— Nie, ona jest tylko dziwna. A to jest niesamowite. Mamy pasazerow. Spojrz.

Wyciagnela reke.

W dole, na glownym pokladzie, byl szereg wlazow przykrytych ciezkimi zelaznymi kratami. Wczesniej Tiffany ich nie zauwazyla.

Przez kraty wysuwaly sie rece — setki rak, bladych jak korzenie pod starym pniem, rak zaciskajacych palce, machajacych…

— Pasazerowie? — szepnela ze zgroza Tiffany. — O nie…

I wtedy zaczely sie krzyki. Byloby lepiej — choc niewiele lepiej — gdyby byly to krzyki „Ratunku!” i „Pomozcie nam!”, ale zamiast tego dobiegaly wrzaski i wycie, glosy ludzi w bolu i trwodze…

Nie!

— Wracaj do mojej glowy — polecila Trzeciej Mysli. — To strasznie rozprasza, kiedy biegasz dookola. Juz.

— Wejde od plecow — zaproponowala Trzecia Mysl. — Wtedy nie bedzie to takie…

Tiffany poczula uklucie bolu i zmiane w umysle. I pomyslala: No, moglo byc bardziej brzydko.

Niech pomysle. Niech cala ja pomysle.

Patrzyla na te rece falujace jak wodorosty pod woda i myslala: Jestem w czyms podobnym do snu, ale to chyba nie jest moj sen. Jestem na statku i niedlugo wszyscy zginiemy w zderzeniu z wielka lodowa rzezba mnie.

Chyba bardziej mi sie podobalo, kiedy bylam platkami sniegu…

Czyj to sen?

— O co ci chodzi, zimistrzu? — zapytala.

A jej Trzecia Mysl, znowu tam, gdzie byc powinna, skomentowala: Zadziwiajace, widzisz nawet swoj oddech w powietrzu.

— Czy to ostrzezenie?! — zawolala Tiffany. — Czego chcesz?

Ciebie na swoja oblubienice, odpowiedzial zimistrz. Slowa po prostu zjawily sie w jej pamieci.

Tiffany sie przygarbila.

Wiesz przeciez, ze wszystko to nie jest prawdziwe, powiedziala jej Trzecia Mysl. Ale moze byc cieniem czegos prawdziwego…

Nie powinnam pozwalac babci Weatherwax odsylac Roba Rozboja…

— Lojzicku! Na bimbombramtel! — wrzasnal ktos za nia. A potem zabrzmial zwykly gwar.

— To je bramsel, tepaku!

— Tak? Bojo widze ino jednego!

— Zuccie wielko deske! Tepak Wullie wlaz do wody!

— Co za tuman! Mowilem, co lopaska na ino jedno loko!

— Hej jo-ho-ho, ijo-ho-ho…

Feeglowie wysypali sie z kajuty. Rob Rozboj zatrzymal sie przed Tiffany i zasalutowal, reszta popedzila dalej.

— Pseprosomy, troche zesmy sie spoznili. Ale zesmy musieli sukac czarnych lopasek. Tseba pilnowac stylu, nie?

Tiffany stracila mowe, ale tylko na chwile.

— Nie mozemy pozwolic, zeby ten statek zderzyl sie z tamta gora lodowa!

— I tyle? No problemo! — Rob spojrzal poza nia, na zblizajaca sie lodowa olbrzymke. Usmiechnal sie. — Ale twoj nos to utrafil akuratnie!

— Zatrzymajcie go! Prosze!

— Aj-aj! Dalej, chlopcy!

Feeglowie przy pracy byli podobni do mrowek, tyle ze mrowki nie nosza kiltow i nie krzycza ciagle „Lojzicku!”. Moze dzieki temu, ze potrafili zmusic jedno slowo do wyrazania tylu znaczen, nie mieli tez zadnych klopotow przy porozumiewaniu sie z Wesolym Zeglarzem. Roili sie na calym pokladzie. Przesuwaly sie tajemnicze liny, ustawialy i wzdymaly zagle, a wszystko do wtoru okrzykow „Lojzicku!” i „Mily Dymek!”.

Teraz zimistrz chce, zebym za niego wyszla, myslala Tiffany. Oj…

Czasem sie zastanawiala, czy kiedys wyjdzie za maz, ale byla calkiem pewna, ze jest jeszcze za wczesnie na to „kiedys”. Owszem, jej matka brala slub, kiedy miala czternascie lat, ale tak bywalo za dawnych czasow. Wiele jeszcze musi sie zdarzyc, zanim Tiffany w ogole wyjdzie za maz — co do tego nie miala watpliwosci.

Poza tym, jesli sie zastanowic… fuj! Przeciez on nie jest nawet osoba. Bylby zbyt…

Wiatr zahuczal w zaglach. Statek zatrzeszczal i pochylil sie na bok, a wszyscy nagle krzyczeli do Tiffany. Krzyczeli glownie:

— Kolo! Lap kolo, ale juz!

Choc w chorze dalo sie tez uslyszec desperackie:

— Mily Dymek przy Kazdej Pogodzie!

Tiffany sie obejrzala. Kolo sterowe wirowalo tak, ze szprychy rozmazaly sie w oczach. Probowala je chwycic, oberwala mocno po palcach, ale zauwazyla w poblizu zwoj liny. Zdolala zarzucic na kolo petle i zatrzymac je; lina nawet nie przeciagnela jej zbyt mocno po pokladzie. Potem zlapala uchwyty i sprobowala przesunac ster w druga strone. Miala wrazenie, jakby przepychala dom… Jednak kolo sie poruszylo, z poczatku wolno, potem szybciej, kiedy zaparla sie nogami.

Statek skrecal. Odchylal dziob od gory lodowej, nie plynal juz prosto na nia. To dobrze. Wreszcie cos sie udalo. Przekrecila kolo jeszcze troche. Potezna zimna sciana przesuwala sie obok burty, otoczona mgla. Wszystko bedzie dobrze, jak tylko…

Statek zderzyl sie z gora.

Zaczelo sie od pojedynczego trzasku, kiedy reja zaczepila o wystajacy kawal lodu, ale potem uderzyly kolejne. Kadlub zgrzytal o lodowy mur. Zaglowiec sunal dalej i rozlegly sie odglosy pekajacych desek; kawalki drewna strzelily do gory w kolumnach spienionej wody. Odlamal sie szczyt masztu i pociagnal za soba zagle z takielunkiem. Kawal lodu spadl na poklad przy sterze, w powietrze bryznely drzazgi.

— Nie tak to sie powinno skonczyc! — zawolala Tiffany, z calych sil sciskajac kolo sterowe.

Wyjdz za mnie, powiedzial zimistrz.

Вы читаете Zimistrz
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату