— Staramy sie tego nie robic na ogol — odparl Ridcully. — To go tylko rozzuchwala.

— Ludzie czesto nie rozumieja ograniczen tyranii — stwierdzil Vetinari, jakby mowil do siebie. — Wydaje im sie, ze skoro moge robic, co chce, to moge robic, co chce. Wystarczy chwile sie zastanowic, by zrozumiec, ze to niemozliwe.

— Och, tak samo jest z magia — zgodzil sie nadrektor. — Jesli czlowiek ciska czarami, jakby jutro mialo nie nastapic, istnieje spora szansa, ze tak wlasnie bedzie.

— Krotko mowiac — podjal Vetinari, nadal zwracajac sie do powietrza — zamierzam udzielic swojego blogoslawienstwa grze w pilke nozna, w nadziei ze jej ekscesy mozna bedzie staranniej kontrolowac.

— Udalo sie to z Gildia Zlodziei — zauwazyl Ridcully, zdumiony wlasnym spokojem. — Jesli juz wystepuje przestepczosc, lepiej niech bedzie to przestepczosc zorganizowana. Tak chyba sie pan wyrazil.

— Wlasnie. Musze sie przyznac do pogladu, ze wszelkie cwiczenia fizyczne w dowolnym celu oprocz dbalosci o zdrowie ciala, obrony kraju i odpowiedniego funkcjonowania jelit sa barbarzynstwem.

— Naprawde? A rolnictwo?

— Obrona kraju przed glodem. Ale nie widze sensu w tym, ze ludzie po prostu biegaja dookola. A przy okazji, zlapaliscie swojego Megapoda?

Jak on to robi, do wszystkich demonow? — zastanowil sie Ridcully. No jak? A glosno powiedzial:

— Istotnie zlapalismy, ale nie sugeruje pan chyba, ze po prostu „biegalismy dookola”?

— Alez skad. Stosuja sie tu wszystkie trzy wyjatki. Tradycja jest co najmniej tak samo wazna jak jelita, nawet jesli mniej uzyteczna. Warto zauwazyc, ze Rozrywka Chlopcow Ubogich ma wlasna niezwykla tradycje, niektorzy moga uznac ja za warta zbadania. Bede szczery, Mustrumie. Nie moge wbrew naciskom spoleczenstwa narzucac praw wynikajacych ze zwyklej osobistej niecheci. Wlasciwie moge, formalnie biorac, ale nie bez stosowania smiesznych i rzeczywiscie tyranskich dzialan. Ale z powodu gry? Raczej nie. Zatem… w tej chwili widuje sie zespoly krzepkich mezczyzn, ktorzy popychaja sie, szturchaja, gryza i kopia z nikla nadzieja, jak rozumiem, dorzucenia jakiegos nieszczesnego przedmiotu do dalekiego celu. Nie mam nic przeciw temu, ze probuja sie nawzajem pozabijac, jako ze trudno znalezc jakies wady takich dzialan. Ale gra zyskala ponownie taka popularnosc, ze zdarzaja sie uszkodzenia mienia, a to niedopuszczalne. Byly na ten temat komentarze w „Pulsie”. Nie… Czego czlowiek madry nie moze zmienic, tym musi pokierowac.

— A jak ma pan zamiar tego dokonac?

— Przekazujac to zadanie panu. Niewidoczny Uniwersytet zawsze pielegnowal zdrowe sportowe tradycje.

— Slusznie uzyl pan czasu przeszlego — westchnal Ridcully.

— Za moich czasow bylismy tak… nieugiecie fizyczni. Ale dzisiaj, gdybym zaproponowal chocby zwykly wyscig z jajkiem na lyzce, uzyliby lyzki, zeby zjesc jajko.

— Nie wiedzialem, ze panskie czasy juz minely, Mustrumie — rzucil Vetinari z lekkim usmieszkiem.

Gabinet, nigdy nie halasliwy, osunal sie glebiej w cisze.

— Prosze posluchac… — zaczal Ridcully.

— Dzis po poludniu bede rozmawial z wydawca „Pulsu” — rzekl Vetinari, z talentem urodzonego manipulatora komitetow delikatnie wznoszac glos ponad glosem maga. — Jak wiemy, jest czlowiekiem dbajacym o sprawy spoleczne. Na pewno spodoba mu sie, ze zwracam sie do uniwersytetu, by poskromil demona kopania pilki, i ze pan, po starannym namysle, wyrazil zgode.

Nie musze tego robic, myslal Ridcully. Z drugiej strony, poniewaz tego wlasnie chce, a zatem nie musze prosic, byloby to nierozsadne. Niech to licho! Z nim zawsze tak jest!

— Nie bedzie pan sie sprzeciwial, jesli wystawimy wlasna druzyne? — zapytal niepewnie.

— Wiecej, bede sie domagal, byscie to zrobili. Ale zadnej magii, Mustrumie. Musze to wyraznie zaznaczyc. Magia jest niesportowa, chyba ze gracie przeciwko innym magom, naturalnie.

— Och, jestem czlowiekiem o wybitnie sportowym duchu, Havelocku.

— Znakomicie! A przy okazji, jak uklada sie dziekanowi w Miedziczole?

Gdyby pytal ktokolwiek inny, Ridcully uznalby, ze to tylko uprzejme zainteresowanie. Ale to przeciez Vetinari…

— Mialem za duzo zajec, by to sprawdzic — rzucil lekko. — Ale na pewno swietnie sobie poradzi, kiedy tylko stanie juz mocno na nogach.

Albo kiedy mu sie je uda zobaczyc bez lustra, dodal w myslach.

— Na pewno jest pan zadowolony, widzac, jak dawny przyjaciel i kolega robi kariere w swiecie — stwierdzil niewinnym tonem Vetinari. — Oczywiscie, samo Pseudopolis tez jest zadowolone. Musze przyznac, ze podziwiam tamtejszych solidnych mieszczan za to, ze podjeli szlachetny eksperyment z ta… ta demokracja — ciagnal.

— Zawsze przyjemnie jest popatrzec, ze ludzie znowu probuja. Czasami tez zabawnie.

— Sporo jednak za nia przemawia, wie pan — mruknal Ridcully.

— Tak, slyszalem, ze uprawiacie ja na uniwersytecie. — Patrycjusz usmiechnal sie dyskretnie. — Jednakze w kwestii pilki noznej panuje miedzy nami pelna zgoda. Kapitalnie. Poinformuje pana de Worde, co robicie. Z pewnoscia zapaleni gracze zainteresuja sie tym, kiedy tylko ktos im wytlumaczy trudne slowa. Doskonale. Ale prosze skosztowac sherry. Mowiono mi, ze jest bardzo przyjemna w smaku.

Vetinari wstal — co w teorii oznaczalo, ze spotkanie dobieglo konca. Przeszedl wolno do wypolerowanego kamiennego bloku ulozonego na kwadratowym drewnianym stoliku.

— A zmieniajac temat, Mustrumie… Jak tam wasz mlody gosc?

— Nasz gosc…? Ach, chodzi o… hm…

— Zgadza sie. — Vetinari usmiechnal sie do kamienia, jakby dzielil z nim jakis zarcik. — O tego, jak pan to okreslil, Hm.

— Dostrzegam sarkazm. Jako mag musze przypomniec, ze slowa maja moc.

— Jako polityk musze zaznaczyc, ze juz to wiem. Jak mu sie uklada? Zainteresowane umysly chcialyby wiedziec.

Ridcully rzucil okiem na rzezbionych ludzikow ustawionych na bloku do gry, calkiem jakby one tez go sluchaly. W pewien posredni sposob pewnie tak bylo. Wszyscy chyba slyszeli, ze rece, ktore kierowaly polowa figur na plycie, mieszkaly w wielkim zamku w Uberwaldzie, byly kobiece i nalezaly do damy bedacej glownie legenda.

— Smeems twierdzi, ze jest dosyc zamkniety w sobie. Uwaza, ze chlopak jest chytry.

— To dobrze — uznal Vetinari. Wciaz sie wydawalo, ze w ukladzie figur dostrzega cos niezwykle interesujacego.

— Dobrze?

— W Ankh-Morpork potrzebujemy takich ludzi. Mamy nawet ulice Chytrych Rzemieslnikow, prawda?

— No tak, ale…

— Ach, wiec to kontekst ma moc… — Vetinari odwrocil sie z wyrazem nieskrywanego zadowolenia. — Czy wspomnialem, ze jestem politykiem? Chytry, zreczny, przebiegly, podstepny, bystry, przenikliwy, sprytny, zawsze na miejscu czy tez wszechstronny. Slowo wyrazajace dowolna pochwale i dowolne uprzedzenie. Chytry… bardzo chytre slowo.

— Nie wydaje sie panu, ze ten panski… eksperyment moze sie posuwac o krok za daleko? — spytal Ridcully.

— To samo mowiono o wampirach, nieprawdaz? Rzekomo nie posiadaja wlasnego jezyka, ale slyszalem, ze on wlada plynnie kilkoma.

— Smeems rzeczywiscie opowiadal, ze mowi jak „ladida”.

— Mustrumie, w porownaniu z Natchbullem Smeemsem trolle mowia jak „ladida”.

— Ten… chlopiec zostal tu przyprowadzony przez jakiegos kaplana. To wiem — rzekl Ridcully. — Ale kim zostanie, kiedy dorosnie?

— Z tego, co o nim slysze, zapewne profesorem lingwistyki.

— Wie pan, o co mi chodzi, Havelocku.

— Niewykluczone, choc zastanawiam sie, czy pan wie. Jednakze, jak przypuszczam, niewielka jest szansa, by sam jeden stal sie wsciekla horda.

Ridcully westchnal. Znowu zerknal na gre, co Vetinari zauwazyl.

— Prosze na nie spojrzec. Rzedy i szeregi — rzekl, machajac dlonia nad kamiennymi figurkami. — Zwarci w wiecznym starciu i kierowani kaprysem gracza. Walcza, padaja i nie moga zawrocic, gdyz baty pedza ich naprzod,

Вы читаете Niewidoczni Akademicy
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату