a wszystko, co znaja, to te baty. Zabijaj albo gin. Ciemnosc przed nimi, ciemnosc za nimi i baty w glowach. Ale gdyby mozna bylo zdjac z planszy jeden pionek, zabrac go, nim pozna baty, przeniesc do miejsca bez batow… czym moglby sie stac? Jedno stworzenie. Jedna samotna istota. Czy odmowi im pan tej szansy?

— W zeszlym tygodniu kazal pan powiesic trzech ludzi — przypomnial Ridcully, nie calkiem wiedzac dlaczego.

— Oni mieli szanse. Wykorzystali ja, by zabijac albo i gorzej. Wszystko, na co mozemy liczyc, to szansa. Nie dostajemy blogoslawienstwa. On byl przez siedem lat przykuty do kowadla. Powinien dostac swoja szanse, nie sadzi pan?

I nagle Vetinari znow sie usmiechnal.

— Ale nie wpadajmy w posepny nastroj. Nie moge sie juz doczekac, az wprowadzi pan nas w nowa ere zdrowej, ozywczej aktywnosci wedlug najlepszych sportowych tradycji. Tradycja bedzie tu nawet waszym przyjacielem, jestem o tym przekonany. Prosze mi nie pozwalac dluzej zajmowac panskiego czasu.

* * *

Tylko krotki spacer dzielil palac od Niewidocznego Uniwersytetu — osrodki wladzy lubia miec sie wzajemnie na oku.

Ridcully szedl pieszo wsrod tlumu przechodniow. Od czasu do czasu kiwal glowa ludziom, ktorych znal; do tej grupy nalezeli — w tej czesci miasta — praktycznie wszyscy.

Trolle, myslal. Spokojnie zyjemy obok trolli, zwlaszcza odkad pamietaja, zeby uwazac, gdzie stawiaja nogi. Mamy ich w Strazy Miejskiej i w ogole. Calkiem porzadne typy, oprocz paru zgnilych jablek, ale bogowie swiadkami, ze i wsrod nas takich nie brakuje. Krasnoludy? Sa tu od wiekow. Bywaja chytre, bywa, ze probuja walic czlowieka jak w kaczy kuper… w tym miejscu zastanowil sie chwile i poprawil te mysl na „twardo sie targuja”. Z nimi czlowiek zawsze wie, na czym stoi. Oczywiscie sa niskie, a to zawsze wygodniej, pod warunkiem ze sie wie, co robia tam w dole. Wampiry? No coz, Uberwaldzka Liga Wstrzemiezliwosci dziala skutecznie. Po miescie kraza pogloski — a przynajmniej po piwnicach czy gdzie tam jeszcze — ze dobrze pilnuja swoich. Kazdy niezreformowany krwiopijca, ktory sprobowalby lowow w miescie, byl scigany przez takich, ktorzy dokladnie wiedzieli, w jaki sposob mysli i gdzie sie chowa.

Za tym wszystkim stoi lady Margolotta. To ona byla osoba, ktora — droga dyplomacji i prawdopodobnie bardziej bezposrednich metod — pchnela Uberwald droga postepu; laczyl ja tez jakis… zwiazek z Vetinarim. Wszyscy o tym wiedzieli i nie wiedzieli nic wiecej. Jakis kropka kropka kropka zwiazek. Jeden z takich. I nikt nie byl w stanie tych kropek polaczyc.

Odwiedzala miasto z wizytami dyplomatycznymi i nawet zaprawione w takich sprawach ankhmorporskie wdowy nie zdolaly wykryc chocby szeptanych plotek o czymkolwiek poza rzeczowa uprzejmoscia i miedzynarodowa wspolpraca tych dwojga.

Poprzez system sekarow prowadzil tez z nia nieskonczona i zlozona gre, a poza tym… to bylo tyle. Az do teraz.

Przyslala mu Nutta. Pod opieke. Ktoz znal przyczyny oprocz nich? Polityka najpewniej.

Ridcully westchnal. Jeden z potworow, calkiem samotny… Trudno to sobie wyobrazic. Zawsze pojawiali sie tysiacami, zabijali wszystko i zjadali trupy, takze swoich. Imperium Zla hodowalo ich w wielkich lochach — szare demony bez piekla.

Bogowie tylko wiedzieli, co sie z nimi stalo, kiedy imperium runelo. Ale istnialy przekonujace dowody, ze przynajmniej czesc nadal zyla gdzies w dalekich gorach. Co moga zrobic? Jeden w tej chwili robil swiece w piwnicach u Ridcully’ego. Kim sie stanie?

— Paskudnym klopotem? — rzekl glosno.

— Zara, kogo pan nazywasz klopotem, szefuniu? To moja droga, tak samo jak pana.

Mag spojrzal w dol na mlodego czlowieka, ktory wygladal, jakby kradl ubranie tylko z najlepszych sznurow, choc wystrzepiona czarno-czerwona chusta na szyi zapewne nalezala do niego. Byla w nim jakas nerwowosc, nieustanne przenoszenie ciezaru ciala, jakby lada moment mial sie rzucic do ucieczki w nieprzewidywalnym kierunku. Caly czas podrzucal i lapal pusta puszke. W Ridcullym wzbudzilo to wspomnienia tak wyrazne i ostre, ze az zakluly. Opanowal sie jednak.

— Jestem Mustrum Ridcully, nadrektor i profesor Niewidocznego Uniwersytetu, mlody czlowieku. I widze, ze nosisz sportowe barwy. Jakiejs druzyny? Moze pilkarskiej?

— Tak sie sklada, ze tak. I co z tego? — odparl urwis.

I wtedy spostrzegl, ze jego dlon jest pusta, choc zgodnie z normalnymi prawami grawitacji powinna byc znowu pelna. Puszka nie opadla po ostatnim wzlocie, ale obracala sie wolno na wysokosci dwudziestu stop.

— Troche to dziecinne, wiem — przyznal Ridcully. — Ale chcialem, zebys uwaznie mnie sluchal. Chcialbym byc swiadkiem gry w pilke nozna.

— Swiadkiem? Sluchaj pan, niczego zem nie widzial…

Ridcully westchnal.

— To znaczy, ze chce obejrzec mecz, jasne? Dzisiaj, jesli to mozliwe.

— Pan? Powaga? To bedzie panski pogrzeb, szefuniu. Masz pan szylinga?

Wysoko w gorze rozleglo sie brzekniecie.

— Puszka spadnie na dol z szesciopensowka w srodku. Czas i miejsce poprosze.

— Skad wiem, ze mozna panu wierzyc? — zapytal urwis.

— Nie mam pojecia — wyznal Ridcully. — Subtelne funkcje mozgu dla mnie tez sa zagadka. Ale ciesze sie, ze tak uwazasz.

— Co?

Po chwili jednak chlopak wzruszyl ramionami i postanowil zaryzykowac. Zwlaszcza ze nie jadl dzis sniadania.

— Zapetlony Zaulek przy Szorach, punkcik pierwsza i zem cie w zyciu nie widzial, szefuniu. Jasne?

— To calkiem prawdopodobne — zgodzil sie Ridcully i pstryknal palcami.

Puszka opadla na wyciagnieta dlon urwisa, ktory wytrzasnal z niej srebrna monete i wyszczerzyl zeby.

— No to szczescia zycze, szefuniu.

— Czy na tych imprezach jest cos do jedzenia? — zapytal jeszcze Ridcully, dla ktorego czas obiadu byl sakramentem.

— Sa zapiekanki, szefuniu, pudding groszkowy, zapiekanki z ziemniakow, i z homarem tez zapiekanki, ale to glownie same zapiekanki, znaczy. Gole zapiekanki. Z zapiekankowego ciasta.

— Jakiego rodzaju?

Jego informator wygladal na zaszokowanego.

— To przeciez zapiekanki, szefuniu. Nie pytasz.

Ridcully pokiwal glowa.

— I jeszcze ostatnia propozycja. Dam ci pensa za prawo kopniecia twojej puszki.

— Dwa — odparl natychmiast chlopiec.

— Ty maly lobuzie… No dobra, umowa stoi.

Ridcully opuscil puszke na czubek buta, przez chwile nia balansowal, podrzucil w powietrze, a kiedy spadala, trafil ja kopniakiem z polobrotu. Wirujac, poleciala nad tlumem.

— Calkiem niezle, dziadku — pochwalil dzieciak z usmiechem.

Z oddali dobiegl krzyk i tupanie kogos pragnacego zemsty.

Ridcully siegnal szybko do kieszeni i spojrzal w dol.

— Dwa dolary, jesli zaczniesz uciekac, maly. Lepsza oferta ci sie dzisiaj nie trafi.

Chlopiec zasmial sie, chwycil monete i pognal przed siebie. Ridcully odszedl z godnoscia, a lata znowu opadly na niego niczym snieg.

* * *

Myslak Stibbons przypinal jakas kartke na tablicy przed Glownym Holem. Czesto to robil. Ridcully zakladal, ze jakos poprawia mu to samopoczucie. Klepnal go w ramie, przez co Myslak rozrzucil po posadzce wszystko, co trzymal w dloni.

Вы читаете Niewidoczni Akademicy
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату