— Pare godzin robilem przy rozladunku w dokach, nie? — wyjasnil, jakby sie tlumaczyl, jakby ta przypadkowa praca byla czyms wstydliwym.

Jumbo tez siegnal do kieszeni i wyjal czyjs zegarek.

— Piec minut do meczu — poinformowal. — Pchajmy sie… znaczy, jesli tak uwazasz, Andy.

Andy kiwnal glowa, co Jumbo przyjal z ulga. To wazne, by wszystko zawsze bylo takie, jak uwazal Andy. A Andy, masujac obolala dlon, wciaz obserwowal Nutta, jak kot obserwuje niespodziewanie bezczelna mysz.

* * *

Pan Ottomy odchrzaknal, przez co jego czerwone jablko Adama podskoczylo w gore i w dol niczym niezdecydowany zachod slonca. Krzyki w miejscach publicznych — owszem, to lubil, w tym byl dobry. Ale mowienie w miejscach publicznych — nie, to calkiem inna czara upokorzenia.

— No wiec tego, panowie, to, co tu zobaczymy, to wasza prawdziwa pilka, a w zasadzie to chodzi w niej, no, o Scisk, czyli to, w czym panowie wkrotce sie znajdziecie.

— Myslalem, ze zobaczymy, jak dwa zespoly graczy rywalizuja ze soba, aby kopnac pilke do gola przeciwnika?

— To mozliwe, szefuniu, calkiem mozliwe — zgodzil sie pedel.

— Ale na ulicach, widzi pan, tacy rozni kibice obu stron staraja sie i probuja skrocic dlugosc pola gry, tak jakby, zaleznie od przebiegu meczu, ze tak powiem.

— Jak zywe mury, chcesz pan powiedziec? — domyslil sie Ridcully.

— Cos w tym stylu, prosze pana, rzeczywiscie — zgodzil sie lojalnie Ottomy.

— A co z golami?

— Och, wolno im tez przesuwac gole.

— Slucham? — Myslak nie dowierzal. — Widzowie moga przesuwac gole?

— Trafil pan w samo sedno, prosze pana.

— Ale to czysta anarchia! Totalny zamet!

— Niektorzy starsi rzeczywiscie uwazaja, ze poziom gry mocno sie obnizyl, prosze pana, to prawda.

— Obnizyl sie, spadl i przebil dno swiata, moim zdaniem.

— Ale nadaje sie do magicznej rozgrywki — uznal doktor Hix.

— Warto sprobowac.

— Madrej glowie dosc dwie slowie, prosze pana — rzekl Ottomy z mimowolna dokladnoscia. — To one: wlasne flaki bedzie pan nosil zamiast podwiazek, jesli pan tego sprobuje z niektorymi typami, ktore ostatnio grywaja. Oni traktuja to powaznie.

— Jestem pewien, panie Ottomy, ze zaden z moich kumpli nie nosi podwiazek… — Ridcully urwal, wysluchal szeptanych wyjasnien Myslaka i podjal znowu: — No, moze jeden, dwoch najwyzej, a swiat bylby naprawde nudny, gdybysmy wszyscy byli tacy sami.

— Rozejrzal sie i wzruszyl ramionami. — Wiec to jest pilka, tak? Bardzo tradycyjna gra, tak? No wiec ja na przyklad nie zamierzam stac tu na deszczu, kiedy inni maja z tego zabawe. Chodzmy odnalezc pilke, panowie. Jestesmy magami. To musi sie przeciez liczyc.

— Myslalem, ze teraz jestesmy kumplami — przypomnial wykladowca run wspolczesnych.

— Na jedno wychodzi — odparl Ridcully, wyciagajac szyje, by spojrzec ponad glowami tlumu.

— Na pewno nie!

— Hm… A czy kumpel to nie ktos, kto lubi popijac sobie z kolegami bez towarzystwa kobiet? A poza tym mam juz tego dosc. Ustawcie sie za mna, obejrzymy sobie troche pilki noznej.

Marsz magow zdumial Ottomy’ego i Nobbsa, ktorzy od tej pory uwazali ich za pulchne i miekkie istoty, calkiem oderwane od realnego zycia. Jednak by zdobyc stanowisko starszego maga i pozostac na nim, czlowiek musial dysponowac glebokimi rezerwami determinacji, zawzietosci i tej wygladzonej arogancji, bedacej oznaka kazdego prawdziwego dzentelmena, jak w „Och, to panska stopa? Jakze mi niewymownie przykro”.

W dodatku towarzyszyl im doktor Hix, zawsze przydatny w trudnych sytuacjach, poniewaz (zgodnie ze statutem uczelni) byl oficjalnie zlym czlowiekiem — Niewidoczny Uniwersytet radosnie godzil sie z nieuniknionym.[8]

Organizacja mniej dojrzala moglaby uznac, ze wlasciwym postepowaniem bedzie wytepienie takich renegatow, co wiaze sie ze sporym ryzykiem i kosztami. NU przeciwnie, oddal Hiksowi i jego grupie katedre, budzet, system awansow, a takze mozliwosc, by odwiedzac mroczne jaskinie i ciskac ognistymi kulami w nieoficjalnych zlych czarnoksieznikow. Wszystko ukladalo sie calkiem dobrze, o ile tylko nikt nie chcial podkreslac faktu, ze komunikacja post mortem to tylko lagodniejsze okreslenie n*e*k*r*o*m*a*n*c*j*i, prawda?

Tak wiec doktor Hix stal sie tolerowanym, choc nieco irytujacym czlonkiem grona wykladowczego, przede wszystkim dlatego, ze mial prawo (zgodnie ze statutem) wyglaszac niektore z tych niemilych wypowiedzi, jakie inni magowie chetnie wypowiadaliby sami. Ktos z wlosami w szpic nad czolem, pierscieniem z czaszka, grozna laska i w czarnej szacie powinien generowac troche zla, choc statut uniwersytetu przedefiniowal w tym przypadku zlo dopuszczalne jako niedogodnosc zblizona do zwiazanych razem sznurowadel albo chwilowego ataku swierzbienia krocza. Nie byl to uklad calkowicie zadowalajacy, ale miescil sie w pieknych tradycjach NU: Hix dobrodusznie zajmowal nisze, ktora w innym przypadku moglby opanowac ktos naprawde zaangazowany w cale te gnijace trupy czy obdarte ze skory czaszki. Owszem, stale wreczal kolegom darmowe bilety na rozmaite amatorskie przedstawienia teatralne, w ktorych obsesyjnie uczestniczyl, ale wszyscy sie zgadzali, ze jesli sie zastanowic i porownac jedno z drugim, to i tak lepsze od obdzierania czaszek.

Dla Hiksa taki tlum byl zbyt dobra okazja, by ja zmarnowac. Nie tylko otaczala go obfitosc sznurowadel do fachowego powiazania, ale tez mnostwo kieszeni. Zawsze mial w szacie[9] ulotki reklamujace najblizsze przedstawienie, a przeciez nie byly to kradzieze kieszonkowe. Wrecz przeciwnie. Wciskal wiec te ulotki do wszystkich kieszeni, ktore znalazl.

* * *

Dzien ten byl dla Nutta tajemnica i tajemnica pozostal, z kazda minuta stajac sie bardziej tajemniczy. W oddali zabrzmial gwizdek. Gdzies wsrod tego przesuwajacego sie, przepychajacego, sciskajacego, a przede wszystkim pijacego tlumu ludzi najwyrazniej trwal mecz. W tej kwestii musial wierzyc Trevowi na slowo. Z daleka slyszal ooochy i aaachy, a tlum falowal i przelewal sie w odpowiedzi. Trev i jego koledzy, ktorzy — o ile Nutt zdolal to zrozumiec wsrod gwaru — z niezrozumialych powodow nazywali siebie Przycmiona Pupa Bojowa, wykorzystywali kazda otwierajaca sie na moment szczeline, by coraz bardziej sie zblizac do tajemniczego meczu. Zapierali sie, gdy tlum na nich naciskal, i pchali mocno, gdy sprzyjala im fala. Pchniecie, kolysanie, nacisk… i cos w tym wszystkim przemawialo do Nutta, przez podeszwy stop i dlonie ze zwodnicza subtelnoscia docieralo do mozgu. Obdzieralo go z siebie i pozostawialo jako bijaca czesc tej zywej, poruszajacej sie masy dookola.

Przelecial choralny spiew. Zaczal sie gdzies po przeciwnej stronie gry i czymkolwiek byl na poczatku, teraz stal sie tylko czterema sylabami ryku z setek gardel i wielu garncow piwa. Kiedy ucichl, zabral ze soba to cieple uczucie przynaleznosci, pozostawiajac pusty otwor…

Nutt spojrzal w oczy Treva.

— Zdarzylo ci sie, co? — spytal Trev. — Szybko poszlo.

— To bylo… — zaczal Nutt.

— Wiem. Nie rozmawiamy o tym — odparl twardo Trev.

— Ale to do mnie mowilo bez…

— Nie rozmawiamy o tym, jasne? Nie o takich sprawach. Patrz! Odsuwaja ich do tylu! Otwiera sie przejscie! Pchamy!

A Nutt dobrze umial pchac. Bardzo dobrze. Pod jego nieublaganym naciskiem ludzie odsuwali sie albo delikatnie przekrecali i znikali z drogi, ich podkute buty zgrzytaly na kamieniach bruku, gdy — z braku innego wyboru — przetaczali sie scisnieci obok Nutta i Treva, by wyladowac za nimi, troche oszolomieni, zdziwieni i zagniewani.

Teraz jednak Nutt poczul, ze ktos goraczkowo ciagnie go za pasek.

— Przestan pchac! — zawolal Trev. — Zostawilismy tamtych z tylu!

— W istocie moje postepy hamuje w tej chwili budka z puddingiem groszkowym i z zupa rybna. Staralem

Вы читаете Niewidoczni Akademicy
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату