— Nie, panno Glendo. Zapewniam, ze wcale nie moglem. Specjalnie celowalem w ten slup.

— I co? To przeciez nie znaczy, ze na pewno musiales trafic!

— Eee… musze powiedziec, ze jednak to znaczy — wymamrotal.

— Ale jak to zrobiles? Ten slup rozlecial sie na kawalki, a one przeciez nie rosna na drzewach! Wszystkich nas wpedzisz w klopoty!

— Dlaczego on nie moze byc graczem? — spytala Juliet, podziwiajac swoje odbicie w szybie.

— Co? — zdziwila sie Glenda.

— Do wszystkich demonow! — mruknal Trev. — Z nim w druzynie nie trzeba by druzyny!

— To by bylo mniej biegania — uznala Juliet.

— Ty tak uwazasz — odparla Glenda. — Zreszta gdzie tu jakas zabawa? To juz nie bylby mecz…

— Jestesmy obserwowani — wtracil Nutt. — Przepraszam, ze sie wtracam.

Trev sie rozejrzal. Ulica byla gwarna, ale zajeta glownie wlasnymi sprawami.

— Nikt sie nami nie interesuje, Gobbo. Jestesmy juz daleko.

— Czuje to przez skore — upieral sie Nutt.

— Jak to, przez cala te welne? — zdziwila sie Glenda.

Odwrocil sie i spojrzal na nia smutnymi oczami.

— Tak — potwierdzil.

Przypomnial sobie, jak Lady sprawdzala te jego zdolnosc. Wtedy wydawalo sie to zabawa.

Spojrzal w gore i jakas duza glowa schowala sie szybko za krawedz dachu. Wyczul bardzo delikatny zapach bananow. Ach, to ten… Jest mily. Nutt widywal go czasem, przesuwajacego sie na rekach po rurach.

— Powinnas zaprowadzic ja do domu — zwrocil sie Trev do Glendy.

Glenda zadrzala.

— To nie jest dobry pomysl. Stary Stollop zapyta ja, co widziala z meczu.

— I co?

— I mu powie. Kogo widziala tez.

— Nie moze sklamac?

— Nie tak jak ty bys mogl, Trev. Nie za dobrze jej wychodzi wymyslanie czegos… Moze lepiej wracajmy na uniwersytet. Wszyscy tam pracujemy, a ja czesto przychodze, zeby nadgonic z praca. My pojdziemy prosto, wy dwaj dookola, bardzo dookola. Nie widzielismy sie, jasne? I na wszystkich bogow, nie pozwol mu robic niczego glupiego!

— Przepraszam, panno Glendo… — wtracil grzecznie Nutt.

— Tak? O co chodzi?

— Do ktorego z nas sie pani zwraca?

* * *

— Zawiodlem pana — rzekl Nutt, kiedy szli swobodnie wsrod pomeczowego tlumu. A przynajmniej Trev szedl swobodnie. Nutt posuwal sie dziwnym krokiem, ktory sugerowal, ze cos jest nie w porzadku z jego miednica.

— Nie, da sie zalatwic — uspokoil go Trev. — Wszystko da sie zalatwic. Ja jestem zalatwiaczem. Co ludzie naprawde zobaczyli? Tylko goscia w ciuchach Cmokow. Jest nas tysiace. Nie przejmuj sie… Ehm… A jak to sie stalo, ze taki z ciebie twardziel, Gobbo? Przez cale zycie dzwigales ciezary czy jak?

— Wyglosil pan poprawne przypuszczenie, panie Trev. Zanim sie narodzilem, rzeczywiscie podnosilem ciezary. Bylem wtedy dzieckiem, oczywiscie.

Szli dalej i dopiero po chwili Trev sie odezwal.

— Moglbys to powtorzyc? Utknelo mi w glowie. Wlasciwie to mam wrazenie, ze jakis kawalek ciagle mi sterczy z ucha.

— No tak. Istotnie, moglem utrudnic panu zrozumienie. Byl taki czas, kiedy moj umysl wypelniala ciemnosc. Potem brat Oats poprowadzil mnie do swiatla i sie narodzilem.

— Aha, religijne bajki…

— Ale oto jestem. Pytal pan, czemu jestem silny. Kiedy zylem w mroku kuzni, podnosilem ciezary. Z poczatku obcegi, potem maly mlotek, pozniej najwiekszy mlot, az wreszcie pewnego dnia zdolalem podniesc kowadlo. To byl dobry dzien. Zyskalem odrobine wolnosci.

— Dlaczego to takie wazne, ze podniosles kowadlo?

— Bylem do niego przykuty.

Szli w milczeniu, dopoki nie odezwal sie Trev, bardzo starannie dobierajac kazde slowo:

— Wydaje sie, ze zycie w gorach bylo ciezkie…

— Teraz nie jest juz tak zle, jak sadze.

— Czlowiek zaczyna doceniac, co mu sie dobrego zdarza, jakby…

— Chodzi o obecnosc pewnej damy, panie Trev?

— Tak, jesli juz pytasz. Caly czas o niej mysle! Naprawde ja lubie! Ale jest z Dolasow! — Niewielka grupka kibicow obejrzala sie na nich, wiec Trev znizyl glos do szeptu. — Ma braci z piachami jak bycze zady!

— Czytalem, panie Trev, ze milosc smieje sie ze slusarzy.

— Naprawde? A co robi, kiedy oberwie po gebie byczym zadem?

— Poeci niczego nie podpowiadaja w tej kwestii, panie Trev.

— Poza tym — dodal Trev — slusarze to zwykle spokojni goscie, wiesz? Ostrozni, cierpliwi… jak ty. Tak sobie mysle, ze nawet jakis drobny zarcik by ci uszedl. Na pewno spotykales juz dziewczyny. Niby zaden z ciebie olejny obraz, szczera prawda, ale one lubia takie aliganckie slowka. Zaloze sie, ze jadly ci z reki… no, jak ja juz umyles, oczywiscie.

Nutt sie zawahal. Byla naturalnie Lady i panna Healstether, jednak zadna z nich nie pasowala zbytnio do kategorii „dziewczyna”. Byly tez Male Siostrzyczki, z cala pewnoscia mlode i prawdopodobnie plci zenskiej, ale trzeba przyznac, ze przypominaly raczej inteligentne kurczaki i nie wygladaly najlepiej podczas karmienia — ale znowu, „dziewczyny” nie wydawalo sie dobrym okresleniem.

— Nie spotykalem zbyt wielu dziewczat — wyznal.

— Glenda naprawde na ciebie leci. Tylko uwazaj, bo jak jej pozwolisz, od razu zacznie toba kierowac. Zawsze tak robi. Ze wszystkimi.

— Wydaje mi sie, ze wy dwoje macie wspolna historie — oswiadczyl Nutt.

— To ty jestes sprytny, nie? Milczacy, ale ostry jak noz. Tak, to chyba rzeczywiscie historia. Chcialem sie zajac geografia, ale ona ciagle tlukla mnie po lapach. — Trev przerwal, by sprawdzic, czy na twarzy Nutta nie dostrzeze jakiegos blasku. — To byl zart — dodal bez wiekszej nadziei.

— Dziekuje za te informacje, panie Trev. Pozniej sprobuje go rozszyfrowac.

Trev westchnal.

— Ale ja juz nie jestem taki, a Juliet… No wiesz, moglbym sie czolgac cala mile po tluczonym szkle, zeby tylko trzymac ja za reke i zadnych numerow.

— Napisanie wiersza czesto otwiera droge do serca wybranki — oswiadczyl Nutt.

Trev sie rozpromienil.

— Ach, ze slowami dobrze mi idzie! Ja napisze list, a ty moglbys go jej przekazac. Napisalbym na aliganckim papierze, cos w rodzaju, czekaj… „Mysle, ze jestes naprawde niezla. Moze sie spotkamy? Zadnego migdalenia, obiecuje. Szczerze, Trev”. Jak to brzmi?

— Duch tego listu jest czysty i szlachetny, panie Trev. Ale… Ach, gdybym mogl jakos panu pomoc…

— Potrzebne sa dluzsze slowa, co? I bardziej taki jakby zakrecony jezyk…

Ale Nutt nie zwracal na niego uwagi.

— Jak dla mnie to brzmi slicznie — rozlegl sie jakis glos nad glowa Treva. — A kogo ty znasz, kto umie czytac, madralo?

Braciom Stollop trzeba bylo przyznac jedno: nie byli Andym. W ogolnym schemacie swiata nie dawalo to wielkiej roznicy, zwlaszcza kiedy czlowiek nic nie widzial przez krew, jednak w najwiekszym skrocie Stollopowie wiedzieli, ze sila zawsze jest skuteczna, dlatego tez nie probowali niczego innego. Podczas gdy Andy byl zimnym psychopata, za ktorym inni szli tylko dlatego, ze to bezpieczniejsze, niz stanac przed nim. Potrafil zachowywac sie czarujaco, kiedy opanowala go jedna z tych szalenczo oscylujacych zmian nastroju; byl to najlepszy moment, zeby

Вы читаете Niewidoczni Akademicy
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату