gasil — jedna nadzieje po drugiej — szlak zapiekankowych okruchow. Jednak to rozswietlenie rozjarzylo sie znowu, kiedy zobaczyl Juliet i… no tak, i Glende. Staly w tym, co pozostalo z nocnej kuchni, a co bylo masa pootwieranych gwaltownie szafek i kawalkow zapiekankowego ciasta.
— Och, przyszedl pan Trevor Likely — stwierdzila Glenda, zakladajac rece na piersi. — Jedno pytanie: kto zjadl wszystkie zapiekanki?
Rozswietlenie narastalo, az wypelnilo Treva jakby srebrzystym blaskiem. Minely trzy noce, odkad spal w prawdziwym lozku, a ostatni dzien tez nie byl normalny. Usmiechnal sie szeroko do calkiem niczego i Juliet zdazyla go przytrzymac, zanim uderzyl o posadzke.
Trev zbudzil sie pol godziny pozniej, kiedy Glenda przyniosla mu kubek herbaty.
— Uznalam, ze powinienes sie przespac — wyjasnila. — Juliet mowila, ze wygladasz okropnie, wiec widocznie wraca jej rozsadek.
— On byl trupem — powiedzial Trev. — Zimny jak kamien, a potem juz nie. O co tu chodzi?
Uniosl sie i zobaczyl, ze zostal ulozony na jednym z brudnych poslan przy kadziach. Nutt lezal obok.
— No dobrze — westchnela Glenda. — Jesli potrafisz chwile nie klamac, opowiedz.
Siedziala spokojnie i obserwowala spiacego Nutta, a Trev usilowal nadac jakis sens wydarzeniom minionego wieczoru. Wysluchala wszystkiego cierpliwie, dopiero potem zaczela pytac.
— Co to byla za kanapka? Ta, ktora przygotowal mu Igor?
— Tunczyk, spaghetti i dzem. I wiorki czekoladowe — powtorzy! Trev, ziewajac.
— Jestes pewny?
— Takich rzeczy sie nie zapomina.
— A jaki dzem? — nie ustepowala Glenda.
— Czemu pytasz?
— Mysle, ze mialoby to sens z pigwa. Albo z papryka. Ale nie widze miejsca dla wiorkow czekoladowych. To jakas bzdura.
— Co? Przeciez to Igor. To nie musi miec sensu!
— Ostrzegal cie przed Nuttem?
— Tak, ale chyba nie chodzilo mu o „zamknij dobrze wszystkie zapiekanki”, prawda? Bedziesz miala klopoty z tego powodu?
— Nie, mam ich duzo wiecej, dojrzewaja w chlodni. Najlepsze sa, kiedy dobrze dojrzeja. Z zapiekankami trzeba zawsze miec rezerwe. — Obejrzala sie na Nutta i podjela: — Wiec powaznie chcesz mnie przekonac, ze chlopaki Stollopa calkiem go zalatwili, a potem sam wyszedl ze szpitala Lady Sybil?
— Byl martwy jak kamien. Nawet stary Haddocki to zauwazyl.
Tym razem oboje popatrzyli na Nutta.
— Teraz jest zywy — stwierdzila Glenda takim tonem, jakby to bylo oskarzenie.
— Sluchaj, wszystko, co wiem o ludziach, ktorzy tu przybywaja z Uberwaldu, to ze czasem sa wampirami, a czasem wilkolakami. I nie wydaje mi sie, zeby wampiry interesowaly sie twoimi zapiekankami. A pelnia byla w zeszlym tygodniu i on wcale sie dziwnie nie zachowywal. No, nie dziwniej niz normalnie.
— Moze on jest zombi… — Glenda znizyla glos. — Nie, one tez nie jedza zapiekanek. — Nadal wpatrywala sie w spiacego Nutta. ale jakas inna jej czesc dodala: — W srode wieczor ma sie tu odbyc bankiet. Lord Vetinari kombinuje cos z magami. Chodzi o pilke nozna, jestem pewna.
— Tak?
— Domyslam sie, ze to jakis plan. Cos paskudnego. Magowie byli dzis na meczu i robili notatki! Nie wmowisz mi, ze to normalne! Chca zlikwidowac pilke nozna, jak nic!
— Dobrze!
— Trevorze Likely, jak mozesz tak mowic?! Twoj ojciec…
— Zginal, bo byl glupi — oswiadczyl Trev. — I nie tlumacz mi, ze tak wlasnie chcialby odejsc. Nikt nie chce tak odejsc.
— Ale kochal swoja pilke!
— I co? Co to wlasciwie znaczy? Stollopowie kochaja swoja pilke. Andy Shank kocha swoja pilke. I co z tego wynika? Nie liczac dzisiaj, jak czesto widzialas pilke w grze? Zaloze sie, ze prawie nigdy.
— No, niby racja. Ale nie o to chodzi w pilce.
— Tlumaczysz mi, ze w pilce nie chodzi o pilke?
Glenda zalowala, ze nie ma prawdziwego wyksztalcenia, no, w ogole jakiegokolwiek wyksztalcenia. Ale w tej chwili nie zamierzala sie cofac.
— Chodzi o wspolnote — powiedziala. — O bycie czescia tlumu. Wspolne skandowanie. O wszystko to razem. O calosc.
— Wydaje mi sie, panno Glendo — odezwal sie ze swego materaca Nutt — ze praca, o ktora panience chodzi, to „Der Selbst uberschritten durch das Ganze” Trousenblerta.
Ponownie spojrzeli na Nutta, rozdziawiajac usta. Otworzyl oczy i zdawalo sie, ze gapi sie w sufit.
— To samotna dusza probujaca siegnac do wspolnego ducha calego czlowieczenstwa, a byc moze i dalej. Przeklad W. E. G. Goodnighta „W poszukiwaniu calosci” jest niepelny, choc calkiem zrozumialy, wskutek blednego tlumaczenia bewu?tseinsschwelle w calym tekscie jako „fryzury”.
Trev i Glenda spojrzeli po sobie. Trev wzruszyl ramionami. Od czego powinni zaczac?
Glenda odchrzaknela.
— Panie Nutt, jest pan zywy czy martwy, czy jak?
— Zywy, ale bardzo dziekuje za troske.
— Widzialem, jak cie zabili! — krzyknal Trev. — Bieglismy cala droge do Lady Sybil!
— Och… — zmartwil sie Nutt. — Bardzo mi przykro. Wydaje sie jednak, ze diagnoza byla bledna. Mam racje?
Porozumieli sie wzrokiem, na czym bardziej ucierpial Trev — kiedy Glenda wpadala w zlosc, jej spojrzenie mogloby chyba trawic szklo. Ale Nutt mial powazny argument. Trudno sie klocic z czlowiekiem, ktory sie upiera, ze nie jest martwy.
— Uhm… A potem wrocil pan tu i zjadl dziewiec zapiekanek — stwierdzila.
— I chyba dobrze ci zrobily — dodal Trev z niepewna wesoloscia.
— Ale nie widze, gdzie sie podzialy — dokonczyla Glenda. — Kazda z nich mogla napelnic brzuch.
— Pogniewa sie panienka na mnie! — wystraszyl sie Nutt.
— Moze uspokoimy sie wszyscy, co? — wtracil Trev. — Mowie ci, strasznie sie martwilem, slowo. Martwilem, nie gniewalem, jasne? Jestesmy kumplami.
— Musze byc uprzejmy. Musze byc pomocny. — Te slowa wybiegaly z ust Nutta niczym mantra.
Glenda ujela jego dlonie.
— Posluchaj, nie gniewam sie o te zapiekanki, naprawde. Przyjemnie jest zobaczyc kogos z takim apetytem. Ale musisz nam powiedziec, co sie dzieje. Zrobiles cos, czego nie powinienes zrobic?
— Powinienem starac sie byc wartosciowy — odparl Nutt i odsunal sie delikatnie, unikajac jej wzroku. — Musze byc uprzejmy. Nie wolno mi klamac. Musze zyskiwac wartosc. Dziekuje panience za troske.
Wstal, przeszedl przez sale, podniosl kosz swiec, wrocil, zaladowal maszyne do sciekania i energicznie rozpoczal prace, nie zwracajac juz na nich uwagi.
— Rozumiesz, co sie dzieje w jego glowie? — szepnela Glenda.
— Kiedy byl maly, przez siedem lat pracowal przykuty do kowadla — odparl Trev.
— Co? To straszne! Ktos musial byc bardzo okrutny, zeby cos takiego zrobic.
— Albo zdesperowany, zeby na pewno sie nie uwolnil.
— Sprawy nie zawsze sa takie, jak sie wydaja, panie Trev — odezwal sie Nutt, nie unoszac glowy znad goraczkowej pracy. — Natomiast akustyka w tych piwnicach jest naprawde bardzo dobra. Panski ojciec pana kochal, prawda?
— Co? — Trev poczerwienial na twarzy.
— Kochal pana, zabieral na mecze, dzielil sie zapiekanka, nauczyl kibicowac Cmokom? Bral pana na ramiona, zeby mogl pan wiecej zobaczyc?