— Przestan tak mowic o moim ojcu!

Glenda chwycila Treva za ramie.

— W porzadku, Trev, to nic zlego, to nie sa zlosliwe pytania, naprawde.

— Ale nienawidzi go pan, poniewaz byl czlowiekiem smiertelnym, konajacym na bruku. — Nutt siegnal po kolejna niescieknieta swiece.

— To zlosliwe — uznala Glenda.

Nutt ja zignorowal.

— Zawiodl pana, panie Trev. Nie byl bogiem malego chlopczyka. Okazalo sie, ze jest tylko czlowiekiem. Ale nie byl tylko czlowiekiem. Kazdy, kto choc raz w tym miescie ogladal mecz, slyszal o Davidzie Likelym. Jesli on byl glupcem, to byl nim tez kazdy, kto wspial sie na szczyt albo przeplynal wartka rzeke. Jesli byl glupcem, to byl nim tez czlowiek, ktory pierwszy staral sie ujarzmic ogien. Jesli byl glupcem, to ten, kto pierwszy sprobowal ostrygi, tez byl glupcem… choc musze zaznaczyc, ze uwzgledniajac podzial pracy w dawnych kulturach lowiecko- zbierackich, prawdopodobnie byl rowniez kobieta. Byc moze, tylko glupiec wstaje rano z lozka. Ale po smierci niektorzy glupcy blyszcza jak gwiazdy i panski ojciec byl jednym z nich. Po smierci ludzie zapominaja o glupocie, ale pamietaja blask. Nic pan nie mogl zrobic. Nie mogl pan go powstrzymac. Gdyby mogl go pan powstrzymac, nie bylby Davidem Likelym, kims, kogo imie dla tysiecy ludzi oznacza pilke nozna. — Nutt bardzo starannie odlozyl pieknie scieknieta swiece i mowil dalej: — Prosze sie nad tym zastanowic, panie Trev. Niech pan nie bedzie sprytny. Spryt to tylko wygladzona forma glupoty. Niech pan uzyje inteligencji. Ona na pewno pomoze.

— To tylko fura slow! — odparl rozgoraczkowany Trev, ale Glenda zauwazyla blyszczace linie na jego policzkach.

— Niech pan je sobie przemysli, panie Trev — poradzil Nutt i dodal: — No prosze, zrobilem caly koszyk. To jest cos warte.

Chodzilo o jego spokoj. Nutt wibrowal, byl niemal chory ze zdenerwowania. Powtarzal sie, jakby probowal sie czegos nauczyc do sprawdzianu. A potem stal sie calkiem inny — absolutnie opanowany i skupiony.

Glenda spogladala to na Treva, to na Nutta. Trev sluchal z rozdziawionymi ustami. I nie dziwilo jej to. Slowa Nutta, wypowiedziane z chlodna rzeczowoscia, nie brzmialy jak opinia, ale jak prawda wydobyta z glebokiej studni.

Milczenie przerwal Trev. Mowil jak zahipnotyzowany, chrapliwym glosem.

— Kiedy mialem piec lat, dal mi swoja stara koszulke. Byla jak namiot. Znaczy, tak przepocona i brudna, ze nigdy nie zmoklem…

Urwal.

Po chwili Glenda tracila go w lokiec.

— Calkiem zesztywnial — stwierdzila. — Jest sztywny jak kawalek drewna…

— Ach, katatonia — wyjasnil Nutt. — Przytloczyly go wlasne uczucia. Powinnismy go polozyc.

— Te stare materace, na ktorych tu sypiaja, to jakies smieci — oswiadczyla Glenda, rozgladajac sie za lepsza alternatywa dla zimnej posadzki.

— Wiem, gdzie znalezc cos odpowiedniego! — zapewnil Nutt i rzucajac sie do dzialania, odbiegl w glab korytarza.

Glenda zostala sama, podtrzymujac bezwladnego Treva. I wtedy od strony kuchni pojawila sie Juliet. Gdy tylko ich zauwazyla, zatrzymala sie i zalala lzami.

— Nie zyje, prawda?

— No, nie…

— Rozmawialam z paroma chlopakami od piekarza, kiedy szli do pracy. Mowili, ze bojki byly w calym miescie i ze kogos zamordowali.

— To tylko drobny wstrzas, nic wiecej. Pan Nutt poszedl znalezc mu cos, na czym moglby polezec.

— Och…

Juliet wydawala sie nieco rozczarowana, zapewne dlatego, ze „drobny wstrzas” nie byl dostatecznie dramatyczny. Ale wziela sie w garsc akurat w chwili, gdy dal sie slyszec zgrzytliwy, charakterystycznie drewniany odglos z przeciwnej strony. Nutt pchal duza kanape, ktora wyhamowala przed nimi.

— Tam dalej jest pokoj zawalony starymi meblami — wyjasnil i poklepal wyblakly aksamit. — Troche nadplesniala, ale wszystkie myszy musialy wypasc po drodze tutaj. Chyba to szezlong z pracowni slawnego Gurninga Upspire’a. Mysle, ze pozniej uda mi sie ja odrestaurowac. Polozmy go ostroznie.

— Co mu sie stalo? — chciala wiedziec Juliet.

— Och, prawda moze wstrzasnac — odparl Nutt. — Ale poradzi z tym sobie i poczuje sie lepiej.

— Bardzo bym chciala sama poznac prawde, panie Nutt. Bylabym wdzieczna — oznajmila Glenda.

Zalozyla rece na piersi i usilowala robic surowa mine, ale przez caly czas jakis glos w glowie szeptal: Szezlong! Szezlong! Kiedy nikogo tu nie bedzie, mozesz sprobowac omdlec!

— To jakby takie lekarstwo ze slow — wyjasnil ostroznie Nutt.

— Czasami ludzie wmawiaja sobie rozne rzeczy, ktore nie sa prawda. Czasami moze to byc grozne dla danej osoby. Widzi ona swiat w niewlasciwy sposob. Ale ludzie nie pozwalaja sobie zobaczyc, ze to, w co wierza, jest bledne. Czesto jednak istnieje w ich umysle czesc, ktora to wie, a odpowiednie slowa pozwalaja ja uwolnic.

Patrzyl na nie z niepokojem.

— To milo — uznala Juliet.

— Dla mnie brzmi to jak hokus-pokus — stwierdzila Glenda.

— Ludzie wiedza przeciez, co maja w glowie!

Raz jeszcze zalozyla rece na piersi i zauwazyla, ze Nutt sie im przyglada.

— Co jest? — spytala groznie. — Nigdy nie widziales lokci?

— Nigdy z takimi ladnymi doleczkami, panno Glendo, w tak mocno zaplecionych rekach.

Az do tej chwili Glenda nie zdawala sobie sprawy, ze Juliet ma taki nieprzyjemny smiech, do ktorego — o czym byla przekonana — nie istnialy zadne podstawy.

— Glenda ma doratora! Glenda ma doratora!

— Mowi sie „adoratora” — poprawila ja Glenda, spychajac w glab umyslu wspomnienie o tym, ze cale lata trwalo, nim sama sie tego nauczyla. — A ja tylko pomagalam. Pomagamy mu, panie Nutt, prawda?

— Czy nie wyglada slodko, kiedy tak lezy? — spytala Juliet.

— Calkiem rozowy. — Niewprawnie pogladzila brudne wlosy Treva.

— Calkiem jak maly chlopczyk.

— To zawsze mu dobrze wychodzilo — stwierdzila Glenda.

— Moze teraz pojdziesz i przyniesiesz malemu chlopczykowi herbaty? I ciasteczko. Ale nie z tych czekoladowych. To troche potrwa — uprzedzila, gdy dziewczyna odbiegla. — Latwo ja rozproszyc. Jej umysl wedruje i znajduje sobie inne zajecia.

— Trev mowil mi, ze mimo dojrzalego wygladu jest panienka w tym samym wieku co ona — powiedzial Nutt.

— Chyba rzadko rozmawia pan z damami, panie Nutt?

— Ojej, czyzbym popelnil kolejne faux pas? — wystraszyl sie Nutt tak bardzo, ze Glendzie zrobilo sie go zal.

— Czy chodzi o takie faux pas, ktore wyglada, jakby nalezalo je wymawiac „foks pas”?

— Eee… tak.

Glenda z satysfakcja kiwnela glowa — rozwiazala kolejna literacka lamiglowke.

— Nie uzywaj slowa „dojrzaly”, chyba ze chodzi o wina albo sery. Lepiej nie mowic tak o damach.

Patrzyla na niego, niepewna, jak sformulowac nastepne pytanie. Zdecydowala sie na bezposredniosc, poniewaz nic innego dobrze jej nie wychodzilo.

— Trev jest pewien, ze tak jakby umarles i znowu ozyles.

— Tak tez to rozumiem.

— Niewielu ludziom sie to udaje.

— Ogromnej wiekszosci nie, jak podejrzewam.

— Jak to zrobiles?

— Nie wiem.

— Jest juz dosc pozny ranek, przyznaje, ale czy nie czujesz glodu krwi albo mozgow?

Вы читаете Niewidoczni Akademicy
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату