zmieniac?
— Gra w kopanie pilki nie nadaza za naszymi czasami, panno Glendo.
— No ale panowie tez… Przepraszam, bardzo przepraszam, ale sami panowie wiedza. Magowie zawsze sa magami. Niewiele sie tutaj zmienia, prawda? Potem opowiadaja panowie o jakims mistrzu muzyki, ktory ma wymyslic nowa piesn, a to nie tak sie odbywa. Scisk tworzy swoje piesni. Same powstaja. Tak jakby braly sie z powietrza. A zapiekanki sa okropne, to prawda, ale kiedy czlowiek stoi w Scisku, pogoda jest ohydna, deszcz wlewa sie pod plaszcz i buty przemakaja, a potem wgryza sie w swoja zapiekanke i wie, ze wszyscy wgryzaja sie w swoje, a tluszcz splywa mu do rekawa, naprawde, prosze pana, nie ma na to slow. Naprawde mi ich brakuje, prosze pana. To uczucie, jakiego nie potrafie opisac, ale troche przypomina bycie dzieckiem na Strzezenie Wiedzm. I nie mozna go kupic, wie pan, nie mozna zanotowac, zorganizowac, wypolerowac ani oswoic. Przepraszam, ze mowie tak zuchwale, prosze panow, ale na tym to wszystko polega. Na pewno panowie o tym wiedzieli. Czy ojcowie nigdy nie zabierali was na mecze?
Ridcully spojrzal na siedzacych przy stole wykladowcow i dostrzegl pewne zamglenie oczu. Magowie nalezeli w wiekszosci do tej generacji, z ktorej tworzy sie dziadkow. Byli tez w wiekszosci wielcy, ociekajacy cyniczna drazliwoscia i obrosnieci paklami lat, ale… Zapach tanich plaszczy w deszczu, zawsze majacym odcien i posmak sadzy, i ojciec, a moze dziadek sadzajacy czlowieka na ramionach, i siedzenie tam ponad wszystkimi tanimi kapeluszami i szalikami… Czlowiek czul wtedy cieplo Scisku, obserwowal jego falowania, wyczuwal puls, a potem oczywiscie do gory wedrowala zapiekanka, czy moze pol zapiekanki, jesli czasy byly ciezkie, a jesli naprawde zle, to garsc polanego tluszczem grochu, ktorego ziarenka nalezalo zjadac po jednym, zeby wystarczyly na dluzej… A kiedy czasy byly dobre, mogl sie trafic prawdziwy smakolyk, na przyklad hot dog, ktorym nie trzeba sie dzielic, albo talerz potrawki z zoltym tluszczem krzepnacym na wierzchu i brylkami chrzastki, ktora dalo sie zuc przez cala droge do domu — mieso, jakiego dzis czlowiek nie dalby psu, ale w deszczu, posrod krzykow, w sercu Scisku wydawalo sie lotosem jadanym przez bogow.
Nadrektor zamrugal. Zdawalo sie, ze to bylo wczoraj, jesli nie liczyc tych siedemdziesieciu lat, ktore przeminely nie wiadomo kiedy…
— Ehm… Bardzo obrazowe wyjasnienie — stwierdzil i wzial sie w garsc. — Inteligentne uwagi i rozsadnie zaprezentowane. Ale widzi pani, ciazy na nas odpowiedzialnosc. W koncu zanim zbudowano moj uniwersytet, miasto bylo ledwie garstka wiosek. Niepokoja nas te wczorajsze uliczne starcia. Dotarla do nas pogloska, ze ktos zginal, gdyz kibicowal niewlasciwej druzynie. Nie mozemy stac z boku i pozwalac na takie wypadki.
— W takim razie pewnie zamkniecie panowie Gildie Skrytobojcow, tak?
Sykniecia zabrzmialy ze wszystkich ust, nie wylaczajac jej wlasnych. Jedyna racjonalna mysl, ktora nie uciekla z glowy, brzmiala: Ciekawe, czy wciaz maja wolna posade w Gildii Blaznow… Nie placa wiele, ale potrafia docenic fachowca, choc bedzie trzeba z zapiekanek przerzucic sie na torty…
Kiedy osmielila sie spojrzec, nadrektor patrzyl w sufit i bebnil palcami po stole. Powinnam bardziej uwazac, jeczala Glenda do wlasnego ucha. Nie probuj pogawedek z dzentelmenami. Zapominasz, kim naprawde jestes, ale oni nie.
Bebnienie ucichlo.
— Sluszna uwaga. Rozsadne slowa — oswiadczyl Ridcully. — I swoje argumenty zaprezentuje w taki oto sposob.
Pstryknal palcami. Z cichym puknieciem, wsrod zapachu agrestu, w powietrzu nad blatem pojawila sie czerwona kulka.
— Po pierwsze: skrytobojcy, choc niosa smierc, nie dzialaja przypadkowo i sa zagrozeniem przede wszystkim dla siebie nawzajem. Skrytobojstwa musza sie obawiac glownie ci, ktorzy sa dostatecznie potezni, by mogli sobie pozwolic na ochrone.
Pojawila sie nastepna kulka.
— Po drugie: jest dla nich niemal religijnym dogmatem, ze nie wolno niszczyc wlasnosci. Sa nieodmiennie uprzejmi, rozwazni i przyslowiowo bezglosni. Pewnie by nie mogli sobie nawet wyobrazic inhumowania celu na publicznej ulicy.
Zajasniala trzecia kulka.
— Po trzecie: sa zorganizowani, a wiec podatni na wplywy obywatelskie. Lord Vetinari jest bardzo czuly na tym punkcie.
I jeszcze jedna kulka wykwitla ze stukiem.
— I po czwarte: sam lord Vetinari jest wyszkolonym skrytobojca i uzyskal dyplom ze skradania i trucizn. Nie jestem pewien, czy zgodzilby sie z pani opinia. Jest rowniez tyranem, nawet jesli rozwinal tyranie do takiego punktu metafizycznej doskonalosci, ze stala sie raczej wyobrazeniem niz sila. Widzi pani, panno Glendo, on nie musi pani sluchac. Nawet mnie nie musi sluchac. On slucha miasta. Nie wiem, jak to robi, ale robi. I gra na nim jak na skrzypcach… — Ridcully urwal na moment, po czym podjal: — … albo w najbardziej skomplikowana gre, jaka mozna sobie wyobrazic. Miasto dziala, moze nie idealnie, ale lepiej niz kiedykolwiek. I mysle, ze przyszedl czas, by zmienila sie takze pilka. — Usmiechnal sie, widzac jej mine. — A jaka prace pani wykonuje, mloda damo? Bo marnuje sie pani w niej.
Prawdopodobnie mial to byc komplement. Ale Glenda, z glowa tak oszalamiajaco pelna slow nadrektora, ze az wyciekaly jej uszami, uslyszala wlasne slowa:
— Na pewno sie nie marnuje, prosze pana. Nigdy panowie nie jedli lepszych zapiekanek niz moje! To ja kieruje nocna kuchnia!
Metafizyka realnej polityki nie byla obiektem zainteresowania wiekszosci obecnych, ale z zapiekankami wiedzieli, na czym stoja. Glenda juz wczesniej skupila na sobie ich uwage, ale teraz rozgorzeli ciekawoscia.
— Naprawde?! — zawolal kierownik studiow nieokreslonych. — Myslelismy, ze to ta ladna dziewczyna.
— Doprawdy? — spytala uprzejmie Glenda. — Nie, to ja.
— Wiec kto robi te pyszne zapiekanki, jakie tu czasem trafiaja, z serowym ciastem i warstwa goracych pikli?
— Zapiekanka oracza? Ja, prosze pana. To moj wlasny przepis.
— Powaznie? A jakim cudem marynowana cebulka przy pieczeniu zostaje taka twarda i chrupiaca? To niesamowite!
— Moj wlasny przepis, prosze pana — odparla twardo Glenda.
— Nie bylby moj, gdybym komus powiedziala.
— Slusznie — przyznal radosnie Ridcully. — Nie mozesz wypytywac fachowca o sekrety jego fachu, moj przyjacielu. Czegos takiego zwyczajnie sie nie robi. A teraz zamykam posiedzenie, choc dopiero pozniej zdecyduje, czy istotnie zamknelo ono jakies kwestie. — Zwrocil sie znowu do Glendy. — Dziekuje, ze przyszla pani tu dzisiaj, panno Glendo. Nie bede dociekal, czemu mloda dama, pracujaca w nocnej kuchni, nalewa herbate tutaj, skoro juz prawie poludnie. Czy ma pani dla nas jeszcze jakies rady?
— No… — zawahala sie Glenda. — Skoro pan pyta… Nie, naprawde nie powinnam…
— Nie jest to wlasciwa chwila na ataki niesmialosci, nie sadzi pani?
— Chodzi o wasze kolory, prosze pana. To znaczy koszulki waszej druzyny. Nie ma nic zlego w czerwieni z zoltym, nikt inny ich nie uzywa, ale chcial pan umiescic z przodu dwa wielkie U, tak. Takie UU?
— Tak jest, wlasnie tak. Unia Uniwersytecka. Tym wlasnie bedziemy. — Ridcully pokiwal glowa.
— Jest pan pewien? To znaczy wiem, ze wszyscy panowie sa tu kawalerami i w ogole, ale… no, wygladaja panowie, jakby mieli obfite lona. Naprawde.
— Na bogow, ona ma racje! — przyznal Myslak. — To bedzie naprawde niefortunny ksztalt.
— Jaki chory umysl zobaczy cos takiego w dwoch niewinnych literach? — spytal gniewnie wykladowca run wspolczesnych.
— Nie wiem, prosze pana — odparla Glenda. — Ale wszyscy ogladajacy mecze takie maja. I beda wymyslac przezwiska. Uwielbiaja to.
— Podejrzewam, ze moze pani miec racje — zgodzil sie Ridcully.
— Ale kiedy za dawnych lat wioslowalem, nigdy nie mielismy z tym klopotow.
— Milosnicy pilki noznej uzywaja mocniejszego jezyka, nadrektorze — zauwazyl Myslak.
— No tak. A my wtedy bylismy dosc swobodni w ciskaniu kulami ognia, o ile pamietam. — Ridcully sie zadumal. — Co za wstyd. Mialem nadzieje, ze znowu troche przewietrze stare ciuchy. Mysle jednak, ze uda sie zmienic troche rysunek, zeby uniknac zaklopotania dla wszystkich. Raz jeszcze bardzo dziekuje, panno Glendo. Lona, tak? Niewiele brakowalo, nie ma co. Milego dnia.