Zamknal drzwi za wozkiem, ktory Glenda pchala, jakby startowala w wyscigu.

Molly, szefowa sluzacych w dziennej kuchni, krecila sie niespokojnie na koncu nastepnego korytarza. Odetchnela z ulga, kiedy wsrod dzwonienia filizanek zza rogu wynurzyla sie Glenda.

— Dobrze ci poszlo? Czy cokolwiek poszlo niedobrze? Jesli cos pojdzie niedobrze, bede miala straszne klopoty. Powiedz, ze wszystko poszlo dobrze!

— Bylo niezle — zapewnila ja Glenda.

Zyskalo jej to podejrzliwe spojrzenie.

— Na pewno? Jestes mi za to cos winna.

Prawa przyslug naleza do podstawowych w multiwersum. Pierwsze prawo brzmi: nikt nie prosi o tylko jedna przysluge; druga prosba (po wyswiadczeniu pierwszej przyslugi) poprzedzona przez „i jesli sie nie obrazisz” dotyczy drugiej przyslugi. Jezeli wymieniona druga przysluga nie zostanie wyswiadczona, drugie prawo orzeka, ze wszelka wdziecznosc za pierwsza przysluge zostanie wyzerowana, a zgodnie z trzecim prawem wyswiadczajacy przysluge zadnej naprawde nie wyswiadczyl i nastepuje kolaps pola przyslugowego.

Ale Glenda uwazala, ze przez lata wyswiadczyla bardzo wiele przyslug i kilka jej sie nalezalo. Poza tym miala powody przypuszczac, ze Molly spedzala szczesliwie uzyskany czas wolny, flirtujac ze swoim chlopakiem, ktory pracowal w piekarni.

— Mozesz mnie wprowadzic na bankiet w srode wieczorem?

— Przykro mi, ale kamerdyner decyduje, kogo wezmie do pracy.

Ano tak; dziewczyny wysokie i szczuple, przypomniala sobie Glenda.

— Ale dlaczego mialoby ci na tym zalezec? — zdziwila sie Molly. — Duzo biegania i tak po prawdzie to wcale duzo nie placa. Znaczy, po duzym przyjeciu zostaje sporo dobrych rzeczy, ale co to dla ciebie? Wszyscy wiedza, ze jestes krolowa zostawionych! — Przerwala zaklopotana. — Chcialam powiedziec, ze przeciez swietnie gotujesz i zawsze cos zostaje… — paplala. — O to mi wlasnie chodzilo.

— Nie pomyslalam, ze moglo ci chodzic o cos innego — odparla Glenda spokojnym tonem. Ale podniosla glos, kiedy Molly odchodzila pospiesznie. — I moge ci sie odwdzieczyc juz teraz! Masz dwa maczne slady rak na tylku!

Spojrzenie, jakie padlo w odpowiedzi, bylo tylko niewielkim zwyciestwem, ale czlowiek bierze, co mu daja.

Jednak to niezwykle interludium, ktorego z pewnoscia pozaluje, zajelo juz zbyt duzo czasu. Musiala wracac do nocnej kuchni.

* * *

Kiedy za dosc zuchwala pokojowka zamknely sie drzwi, Ridcully znaczaco skinal glowa Myslakowi.

— No dobra, Stibbons. Przez caly czas, kiedy z nia rozmawialem, patrzyles na swoj thaumometr. Co tam?

— Jakis splot.

— A ja myslalem, ze to Vetinari stoi za ta sprawa z urna — mruknal ponuro Ridcully. — Powinienem od razu skojarzyc, ze nigdy nie jest tak malo subtelny.

— Och, od poczatku wiedzialem, ze to cos takiego — oswiadczyl wykladowca run wspolczesnych.

— Rzeczywiscie — zgodzil sie kierownik studiow nieokreslonych.

— Przyszlo mi to do glowy, kiedy tylko zobaczylem ja w azecie.

— Panowie — rzekl Ridcully. — Zawstydzacie mnie, poniewaz gdy tylko wpadam na jakis pomysl w dowolnej kwestii, okazuje sie, ze wszyscy juz wczesniej wiedzieli, o co chodzi. Jestem zdumiony.

— Bardzo przepraszam — odezwal sie doktor Hix. — Ale nie mam pojecia, o czym mowicie.

— Bo nie ma pan kontaktu ze swiatem! Za duzo czasu pan spedza pod ziemia! — skarcil go surowo wykladowca run wspolczesnych.

— Dlatego ze malo kiedy mnie wypuszczacie! I chcialbym przypomniec, ze musze utrzymywac kluczowe linie kosmicznej obrony tej uczelni, majac personel liczebnosci jeden! W dodatku martwy.

— Chodzi ci o Charliego? — spytal Ridcully. — Pamietam starego Charliego, solidny pracownik.

— Tak, ale musze przez caly czas go podkrecac — westchnal Hix.

— Staram sie informowac wszystkich na biezaco w moich miesiecznych raportach. Mam nadzieje, ze je czytaliscie…?

— Prosze powiedziec, doktorze — zwrocil sie do Hiksa Myslak — czy wyczul pan cos niezwyklego, kiedy ta mloda dama mowila tak elokwentnie?

— Owszem. Na jedna mila chwile wzbudzilo to przyjemne wspomnienie o moim ojcu.

— Jak zapewne u nas wszystkich — uznal Myslak. Wokol stolu magowie z powaga pokiwali glowami. — Osobiscie nigdy nie znalem mojego ojca. Wychowaly mnie ciotki. Przezylem deja vu bez oryginalnego vu.

— I to nie byla magia? — zasugerowal wykladowca run wspolczesnych.

— Nie, podejrzewam raczej religie — odparl Ridcully. — Bog inwokowany i takie tam.

— Nie inwokowany, Mustrumie — sprzeciwil sie Hix. — Przywolany rozlewem krwi.

— Mam nadzieje, ze jednak nie. — Ridcully wstal. — Dzis po poludniu, panowie, chcialbym przeprowadzic niewielki eksperyment. Nie bedziemy rozmawiac o pilce, nie bedziemy rozmyslac o pilce, nie bedziemy sie martwic pilka…

— Chcesz nas zmusic, zebysmy w nia zagrali, tak? — domyslil sie posmutnialy wykladowca run wspolczesnych.

— Tak — przyznal Ridcully, troche zirytowany popsuciem calkiem dobrej przemowy. — Troche sobie pokopiemy, zeby z pierwszej reki doswiadczyc tej gry tak, jak jest rozgrywana.

— Ehm… Scislej mowiac, zgodnie z nowymi regulami, przez co rozumiem starozytne reguly, a doswiadczenie z pierwszej reki oznacza: bez rak — przypomnial Myslak.

— Sluszna uwaga, mlody czlowieku. Daj znac wszystkim, dobrze? Cwiczenia gry w pilke na trawniku, zaraz po obiedzie.

* * *

Najwazniejsze, o czym nalezalo pamietac, kontaktujac sie z krasnoludami, to ze choc formalnie zyly w tym samym swiecie, widzialy go, jakby byl odwrocony dolem do gory. Tylko najbogatsze i najbardziej wplywowe krasnoludy mieszkaly w najglebszych jaskiniach. Dla krasnoluda penthouse w centrum miasta bylby odpowiednikiem slumsu. Krasnoludy lubily mrok i chlod. Krasnolud, ktory szedl w gore, tak naprawde schodzil w dol, poniewaz klasa wyzsza u krasnoludow byla nizsza. Krasnolud, ktory byl bogaty, zdrowy, cieszyl sie szacunkiem i wlasna ferma szczurow, sprawiedliwie czul sie na dnie i patrzono na niego z gory. Rozmawiajac z krasnoludami, nalezalo wywrocic wlasny umysl. Miasto rowniez. Oczywiscie, gdy ktos zaczynal kopac w Ankh- Morpork, znajdowal wiecej Ankh-Morpork. Tysiace lat Ankh-Morpork, czekajace tylko, by je wykopac, ostemplowac i wzmocnic lsniacymi krasnoludzimi ceglami.

To bylo to „Wielkie Przedsiewziecie” lorda Vetinariego. Miejskie mury sciskaly je gorsetem, jak w szczesliwym marzeniu fetyszysty. Grawitacja oferowala jedynie ograniczone rezerwy „w gore”, ale glebokie zloza ilu z rownin gwarantowaly nieograniczony zapas „w dol”.

Glenda byla wiec dosc zdziwiona, kiedy znalazla Shwatte na powierzchni Paly, obok naprawde eleganckich sklepow z ubraniami dla ludzkich dam. To jednak mialo sens: jesli ktos zamierza osiagnac skandalicznie wysokie zyski ze sprzedazy odziezy, warto zamaskowac sie miedzy innymi sklepami robiacymi to samo. Nie byla pewna co do nazwy, ale najwyrazniej Shwatta po krasnoludziemu oznaczalo „cudowna niespodzianke”, a gdyby czlowiek zaczal sie smiac, nie mialby juz czasu, by przerwac i zlapac oddech.

Glenda zblizyla sie do drzwi z lekiem osoby przekonanej, ze kiedy tylko wejdzie, kaza jej placic piec dolarow za minute oddychania, a potem przytrzymaja glowa w dol i hakami usuna caly jej majatek.

Rzeczywiscie, lokal mial klase. Ale byla to krasnoludzia klasa, co oznacza mnostwo kolczug i dosc broni, by opanowac miasto — lecz jesli czlowiek przyjrzal sie uwaznie, dostrzegal, ze to damskie kolczugi i bron. Najwyrazniej tak wlasnie sie to odbywalo. Krasnoludzie kobiety mialy juz dosc wygladania przez caly czas jak krasnoludzi mezczyzni i metaforycznie roztapialy swoje napiersniki, by wykuc cos lzejszego i z dopasowywanymi paskami.

Вы читаете Niewidoczni Akademicy
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату