koncepcje.
— No tak, pewnie musi…
Calkiem sporo magow przybylo tego popoludnia. Jedni z ciekawosci, podejrzewajac, ze obecnosc tam moze sie okazac dobra dla kariery, a takze w nadziei zobaczenia kilku kolegow sunacych po trawie na wlasnym nosie.
No tak, mruknal w duchu Myslak, kiedy zaczelo sie wybieranie. Calkiem jak w szkole, tylko ze w szkole nikt nie chcial tego grubego chlopaka. Tutaj, oczywiscie, z pewnoscia nikt nie chcial najgrubszego chlopaka, ale po odejsciu dziekana bylo to nie tak oczywista kwestia.
Siegnal pod szate i wyjal gwizdek, czy tez raczej dziadka wszystkich gwizdkow, dlugiego na osiem cali i grubego jak solidna wieprzowa kielbasa.
— Skad sie to wzielo, panie Stibbons? — zapytal Ridcully.
— Prawde mowiac, nadrektorze, znalazlem to w gabinecie zmarlego Evansa Pasiastego.
— Piekny gwizdek…
Bylo to calkiem niewinne zdanie, ktore jednak zdolalo bezglosnie przekazac sugestie, ze taki piekny gwizdek nie powinien sie znajdowac w rekach Myslaka Stibbonsa, skoro moze sie stac wlasnoscia, na przyklad, nadrektora uniwersytetu. Myslak dostrzegl ja, poniewaz sie jej spodziewal.
— Bedzie mi potrzebny, by dawac sygnaly i kontrolowac zachowanie obu druzyn — wyjasnil z godnoscia. — Uczynil mnie pan sedzia, nadrektorze, wiec obawiam sie, ze na czas gry to ja… — zawahal sie — … mozna powiedziec, ze tu rzadze.
— Ten uniwersytet ma swoja hierarchie, Stibbons. Rozumiesz to?
— Tak jest, nadrektorze. Ale to jest mecz pilki noznej. O ile rozumiem, procedura nakazuje polozenie pilki na ziemi, a potem, kiedy zagwizdze gwizdek, obie strony probuja trafic gola druzyny przeciwnej, rownoczesnie starajac sie nie dopuscic, by pilka trafila ich gola. Czy to jasne?
— Wydaje sie calkiem proste — stwierdzil kierownik studiow nieokreslonych.
Rozlegl sie choralny pomruk aprobaty.
— Mimo to jednak, zanim zaczniemy, zadam dmuchniecia w gwizdek — rzekl Ridcully.
— Oczywiscie, nadrektorze, ale potem musi mi pan go oddac. Jestem straznikiem gry.
Przekazal gwizdek.
Przy pierwszej probie Ridcully wydmuchal pajaka, ktory od dwudziestu lat wiodl tam niewinny i skromny zywot, i umiescil go na brodzie przechodzacego akurat profesora studiow naturalnych.
Drugie dmuchniecie poruszylo skamienialy groszek wewnatrz i wypelnilo powietrze echami plynnego spizu. A potem…
Ridcully zamarl. Jego twarz w jednej chwili zaczerwienila sie od szyi w gore. Odglos nabieranego tchu przywodzil na mysl zemste bogow. Brzuch sie powiekszyl, zrenice zmalaly jak glowki szpilek, grom przetoczyl sie nad glowa.
Ridcully zaryczal:
— DLACZEGO, CHLOPCY, NIE PRZYNIESLISCIE STROJOW?
Wzdluz calego gwizdka rozjarzyly sie fluorescencyjne ognie. Niebo pociemnialo, a lek pochwycil wszystkich patrzacych, gdy czas sie cofnal i przed nimi stanal ogromny, wrzeszczacy oblakanczo Evans Pasiasty, prowokator marnie podrabianych usprawiedliwien od matki, entuzjasta dlugich przebiezek w deszczu, promotor wspolnych prysznicow jako lekarstwa na mlodziencza niesmialosc oraz ten, ktory — kiedy ktos zapomnial wlasciwego stroju — zmuszal go, by GRAC W MAJTKACH! Szacowni magowie, ktorzy przez dziesieciolecia stawali wobec najstraszniejszych potworow, dygotali w dzieciecym przerazeniu, a ten ryk trwal i trwal… by urwac sie tak nagle, jak sie zaczal.
Ridcully upadl twarza na murawe.
— Bardzo za to przepraszam — powiedzial doktor Hix, opuszczajac laske. — Nieco zly uczynek, przyznaje, ale zgodzicie sie z pewnoscia, ze w tych okolicznosciach byl konieczny. Pierscien z czaszka, pamietacie? Statut uczelni… A jesli moge ocenic, byl to ewidentny przypadek opetania przez artefakt.
Zebrani magowie, czujac, ze zimny pot zaczyna juz wysychac, madrze pokiwali glowami. O tak, zgodzili sie, to bylo konieczne. Trzeba bylo to zrobic.
Ten werdykt zatwierdzil sam Ridcully, kiedy juz otworzyl oczy.
— Co to bylo, u demona? — zapytal.
— Ehm… Dusza Evansa Pasiastego, nadrektorze — odparl Myslak. — Tak mysle.
— Tkwila w tym gwizdku, tak? — Ridcully potarl glowe.
— Tak przypuszczam.
— A kto mnie uderzyl?
Powszechne szuranie nogami i pomrukiwania wskazywaly, ze wedlug demokratycznej ugody, na to pytanie najlepiej moze odpowiedziec doktor Hix.
— Byla to akceptowalna zdrada, zgodna ze statutem uczelni, nadrektorze. I chetnie przyjme ten gwizdek do Mrocznego Muzeum, jesli nikt nie ma nic przeciw temu.
— Pewnie, pewnie — zgodzil sie Ridcully. — Zauwazyl problem i go rozwiazal. Zuch chlopak.
— Mysli pan, nadrektorze, ze uprawnia mnie to do zlosliwego chichotu?
Ridcully sie otrzepal.
— Nie. Zrezygnujemy z gwizdka, panie Stibbons. A teraz, panowie, niech rozpocznie sie mecz.
I tak, po krotkiej sprzeczce, zaczal sie pierwszy od dziesiecioleci mecz pilki noznej na Niewidocznym Uniwersytecie. I natychmiast — z punktu widzenia Stibbonsa — pojawily sie problemy. Najwazniejszy polegal na tym, ze wszyscy magowie byli ubrani jak magowie, inaczej mowiac: podobnie. Zarzadzil, by druzyny graly w kapeluszach albo bez, co wywolalo nowa klotnie. Ten konkretny problem ulegl dalszemu zaostrzeniu, poniewaz w efekcie licznych kolizji nawet ci oficjalnie w kapeluszach tracili je. Mecz zostal nastepnie przerwany, poniewaz uznano, ze posag upamietniajacy odkrycie blitu przez nadrektora Scrubbsa jest w rzeczywistosci o trzy cale szerszy niz szacowny posag nadrektora Flankera odkrywajacego trzecie sniadanie, co dawalo nieuczciwa przewage zespolowi bezkapelusznikow.
Klopoty te jednak, przewidywalne i nieuniknione, bladly i tracily na znaczeniu wobec problemu pilki. Byla to oficjalna pilka — Myslak dopilnowal tego. Ale szpiczaste buty, nawet posiadajace bardzo dlugie szpice, nie potrafia zabsorbowac uderzenia ludzkiej stopy o cos, co — kiedy wszystko juz zostanie powiedziane i wykrzyczane — jest kawalkiem drewna cienko owinietym plotnem i skora. W koncu, kiedy kolejnego maga odprowadzono na bok ze zwichnieta kostka, nawet Ridcully musial stwierdzic:
— To przeciez nonsens, Stibbons! Musi byc jakies lepsze rozwiazanie!
— Wieksze buty? — zasugerowal wykladowca run wspolczesnych.
— Buty, jakich trzeba do kopania czegos takiego, bardzo nas spowolnia — zauwazyl Myslak.
— A poza tym ci ludzie z urny nie maja na nogach niczego. Proponuje rozwazyc ten kierunek badan. Czego nam trzeba, Stibbons?
— Lepszej pilki, nadrektorze. Przynajmniej proby biegania po polu gry. Ogolnej zgody, ze nie jest dobrym pomyslem, by w srodku gry stawac i zapalac fajke. Lepszych goli, bo zderzenie z kamiennym posagiem jest bolesne. Pewnego opanowania, chocby pobieznego, koncepcji gry zespolowej w sytuacji meczu. Postanowienia, by nie uciekac, kiedy zawodnik druzyny przeciwnej biegnie w nasza strone. Przyswojenia faktu, ze w zadnych okolicznosciach nie dotykamy pilki rekami; chcialbym przypomniec, ze zrezygnowalem z przerywania gry z tego powodu, poniewaz panowie w meczowym zapale upierali sie, by ja chwytac, a w jednym przypadku takze chowac za plecami i stawac na niej. W tym miejscu chcialbym rowniez zauwazyc, ze warto rozwijac wyczucie kierunku, zwlaszcza z uwzglednieniem gola, ktory nalezy do nas, i gola przeciwnikow. Sugerowalbym tez, ze nie ma sensu kopanie pilki do wlasnego gola, nie powinniscie tez poklepywac i gratulowac komus, kto tego dokonal. Z trzech goli w tym meczu liczba wlasnych, trafionych przez kopiacych wyniosla… — zajrzal do notatek — … trzy. To imponujaco wysoki wynik w stosunku do meczow, jakie rozgrywa sie obecnie, choc raz jeszcze chcialbym podkreslic, ze kwestie kierunku i przynaleznosci gola maja tu kluczowe znaczenie. Taktyka, co do ktorej przyznaje, ze wygladala obiecujaco, polegala na otoczeniu przez graczy wlasnego gola tak, by nic nie mialo mozliwosci przedostac sie poza nich. Z zalem jednak musze stwierdzic, ze jesli obie druzyny tak zrobia, nie mamy do czynienia z meczem, lecz z zywym obrazem. Bardziej rozsadna taktyka, ktora stosowalo chyba dwoch z was, polegala na krazeniu w poblizu przeciwnego gola, wiec gdyby pilka nadleciala w ich kierunku, byliby w idealnej pozycji, by przerzucic ja poza straznika gola. Fakt, ze w kilku przypadkach gracz i straznik przeciwnikow stali