przyjaznie, oparci o gola, razem palili papierosa i obserwowali gre w polu, dowodzi sportowego ducha i moze byc ewentualnie punktem wyjscia do bardziej zaawansowanej taktyki, ale nie sadze, by takie zachowanie bylo godne pochwaly. W tym samym ogolnym watku musimy zalozyc, ze zejscie z pola na wezwanie natury albo zeby odetchnac jest dopuszczalne, jednakze schodzenie na przekaske takie nie jest. Mam wrazenie, nadrektorze, ze typowe pragnienie naszych kolegow, by nigdy nie znalezc sie dalej niz dwadziescia minut od jakichs przystawek, moze byc pomyslnie spelnione przez przerwe w polowie meczu. Dodatkowo, gdyby w czasie tej przerwy zmienili strony, skonczylyby sie skargi na to, ze jeden gol jest wiekszy od drugiego. Tak, slucham?
Ostatnie slowa skierowane byly do kierownika studiow nieokreslonych.
— Jesli zmienimy strony… — zaczal kierownik, ktory przed chwila podniosl reke — … czy to znaczy, ze gole kopniete w nasz wlasny gol beda teraz golami strzelonymi przeciwnej druzynie, poniewaz ten gol fizycznie bedzie teraz ich?
Myslak rozwazyl metafizyke odpowiedzi na to pytanie i w koncu zdecydowal sie na:
— Nie, oczywiscie, ze nie. Mam tu cala liste innych uwag, nadrektorze, i niestety wynika z nich tyle, ze nie jestesmy dobrzy w pilce.
Magowie umilkli.
— Zacznijmy od pilki — zdecydowal Ridcully. — Mam pewien pomysl w sprawie pilki.
— Tak, nadrektorze. Domyslalem sie, ze pan ma.
— Wiec prosze do mnie zajrzec po kolacji.
Juliet zostala wessana w oblakanczy cyrk, jakim stalo sie pomieszczenie za scena w Shwatcie, i nikt juz nie zwracal na Glende zadnej uwagi. W tej chwili byla utrudnieniem, nadwyzka, calkiem dla wszystkich bezuzyteczna, przeszkoda do omijania, widzem na zawodach. Kawalek dalej przystojna mloda krasnoludka z broda spieta w podwojny kucyk czekala cierpliwie, az prowizoryczny nit zostanie wbity w cos, co wygladalo jak srebrna zbroja. Otaczali ja asystenci — podobnie jak giermkowie otaczaja rycerza, ktorego musza ubrac do bitwy. W poblizu staly dwa wyzsze krasnoludy, a ich bron wygladala na nieco bardziej funkcjonalna niz piekna. Byli mezczyznami. Glenda odgadla to, gdyz dowolna kobieta z dowolnego rozumnego gatunku potrafi poznac mine mezczyzny, ktory nie ma za wiele do roboty, w otoczeniu, ktore zostalo opanowane przez kobiety i najwyrazniej znalazlo sie pod ich calkowita wladza. Wydawalo sie, ze stoja na strazy.
Popychana przez sherry, podeszla do nich niespiesznie.
— To musi kosztowac mnostwo forsy — odezwala sie do blizszego z nich.
Wygladal na nieco zaklopotanego jej zaczepka.
— Szczera prawda. Ksiezycowe srebro, tak to nazywaja. Mowia, ze wchodzi do mody, ale ja tam nie wiem. Nie daje sie wyostrzyc, nie zatrzyma porzadnej krawedzi… A jeszcze trzeba Igorow, zeby je wytopic. Mowia, ze jest wiecej warte od platyny. Ale dobrze wyglada i mowia, ze prawie sie nie czuje, ze sie je nosi. Moj dziadek nie nazwalby tego metalem, lecz coz, mowia, ze trzeba isc z duchem czasu. Osobiscie nie powiesilbym tego nawet na scianie, ale co tam…
— Dziewczece pancerzyki — mruknal drugi straznik.
— A o co chodzi z tymi mikrokolczugami? — spytala Glenda.
— A, to zupelnie inna para nagolennikow, panienko — zapewnil pierwszy. — Slyszalem, ze zalozyli kuznie i wykuwaja je tutaj, w miescie, bo tu sa najlepsi majstrowie. Niezla robota, co? Kolczuga cienka jak material i mocna jak stal. Mowia tez, ze kiedys stanieje, a najbardziej to…
— Hej, Glenda, zgadnij kto to!
Ktos puknal Glende w ramie. Odwrocila sie i zobaczyla przy sobie wizje ciezko, lecz gustownie uzbrojonej pieknosci. To byla Juliet, ale Glenda poznala ja tylko po tych mlecznoniebieskich oczach, gdyz przyjaciolka nosila brode.
— Madame uznala, ze powinnam to miec — wyjasnila. — Nic nie jest krasnoludzie, jesli nie ma tez brody. Co myslisz?
Tym razem sherry zdazyla pierwsza.
— Wlasciwie to calkiem ladnie — stwierdzila Glenda, wciaz w stanie lekkiego szoku. — Wszystko jest bardzo srebrzyste…
Broda byla zenska, poznala bez trudu. Wygladala na ufryzowana i stylowa, i nie miala w sobie kawalkow szczura.
— Madame mowi, ze zarezerwowala dla ciebie miejsce w pierwszym rzedzie — poinformowala Juliet.
— Och, nie moglabym usiasc w pierwszym… — zaczela odruchowo Glenda.
Ale sherry wtracila sie natychmiast:
— Zamknij sie i przestan myslec jak twoja matka, dobrze? Idz i usiadz w tym nieszczesnym pierwszym rzedzie!
Jedna z wszedzie obecnych mlodych kobiet wybrala ten wlasnie moment, by wziac Glende za reke i poprowadzic jej nieco niepewne stopy przez cichnacy z wolna chaos i przez drzwi, z powrotem do krainy basni. Rzeczywiscie czekalo na nia miejsce.
Szczesliwie bylo troche z boku. Glenda umarlaby ze wstydu, gdyby miala usiasc w samym srodku. Scisnela oburacz torebke i zaryzykowala spojrzenie wzdluz rzedu. Nie byl zajety wylacznie przez krasnoludy; siedzialo tam kilka ludzkich dam, ubranych wytwornie i troche zbyt chudych (zdaniem Glendy). Byly niemal obrazliwie swobodne i wszystkie rozmawialy.
Kolejna sherry tajemniczo pojawila sie w jej reku. Gwar ucichl, uciety ostro jak toporem, madame Sharn wyszla zza zaslony i zaczela przemawiac do zatloczonej sali. Szkoda, ze nie mam lepszego plaszcza, pomyslala Glenda. Wtedy wlasnie sherry otulila ja i ulozyla do snu.
Glenda zaczela znowu myslec jakis czas pozniej, kiedy trafil ja w glowe bukiet kwiatow. Uderzyly tuz ponad uchem, a gdy wokol posypaly sie kosztowne platki, spojrzala na rozpromieniona, jasniejaca twarz Juliet na samym brzegu pomostu, krzyczaca wlasnie:
— Unik!
Lecialo wiecej kwiatow, ludzie stali i klaskali, byla muzyka i ogolnie ogarnelo ja takie wrazenie, jakby stala pod wodospadem bez wody, ale z niewyczerpanymi strugami dzwieku i swiatla.
A sposrod nich eksplodowala Juliet; skoczyla na Glende i zarzucila jej rece na szyje.
— Ona chce, zebym znowu to robila — oznajmila zdyszana. — Mowi, ze moge pojechac do Quirmu, nawet do Genoi! Mowi, ze zaplaci mi wiecej, jak nie bede pracowac dla nikogo innego, i ze swiat jest ostryga. Nie wiedzialam!
— Ale przeciez masz juz stala prace w kuchni… — odpowiedziala Glenda, zaledwie w trzech czwartych drogi do przytomnosci. Pozniej, o wiele czesciej, nizby chciala, przypominala sobie, jak wyglaszala te slowa, gdy wokol rozbrzmiewaly oklaski.
Poczula lekki nacisk na ramieniu — obok stanela jedna z tych nieodroznialnych mlodych kobiet z taca.
— Madame przesyla pozdrowienia, panienko, i chcialaby zaprosic panienke oraz panne Juliet na spotkanie w swoim buduarze.
— To milo z jej strony, ale powinnysmy chyba… Powiedzialas: w buduarze?
— Tak. Moze jeszcze cos do picia? To przeciez wazna uroczystosc.
Glenda rozejrzala sie po rozgadanym, rozesmianym, a przede wszystkim pijacym tlumie. W sali bylo goraco jak w piecu.
— Dobrze, ale jednak nie sherry, jesli mozna. Masz cos bardzo zimnego i musujacego?
— Oczywiscie, panienko. Mnostwo.
Dziewczyna wyjela duza butelke i fachowo napelnila wysoki, zlobiony kieliszek czyms, co wygladalo jak babelki. Glenda wypila i babelki wypelnily ja takze.
— Mmm… calkiem dobre — uznala. — Troche jak dorosla lemoniada.
— W taki sposob pije ja madame, rzeczywiscie.
— Ehm… A ten buduar jest duzy? — zainteresowala sie Glenda, dosc chwiejnie podazajac za dziewczyna.
— Och, mysle, ze calkiem spory. Jest tam juz chyba ze czterdziesci osob.
— Naprawde? To duzy buduar.