tak pijani, ze beda mieli klopoty z wychodzeniem… I wlasnie kiedy umysl zaczal krazyc wokol tej wizji, uslyszala oschly glos za plecami.

— Nie spodziehwalismy sie spotkac cie w tym hwielkim holu, Glendo.

To musiala byc pani Whitlow. Tylko ona wymawiala „wielki” przez h. Poza tym, nawet sie nie odwracajac, Glenda slyszala zgrzyt straszliwego gorsetu[16] oraz brzek srebrnego lancuszka, na ktorym podobno wisial jedyny klucz otwierajacy kazdy zamek na Niewidocznym Uniwersytecie.

Odwrocila sie. Nie ma zadnego mlotka!

— Pomyslalam, ze wieczorem przyda sie pani dodatkowa pomoc, pani Whitlow.

— Mimo to obyczaj i praktyka…

— Och, droga pani Whitlow, mozemy juz chyba ich wpuszczac. — Nadrektor podszedl do nich pospiesznie. — Kareta jego lordowskiej mosci wkrotce wyjedzie z palacu.

Pani Whitlow potrafila wyrastac groznie, choc glownie w poziomie. Ridcully jednak mial nad nia przewage niemal dwoch stop. Odwrocila sie wiec pospiesznie i powitala go dyskretnym poldygnieciem, ktore — nigdy nie osmielil sie tego powiedziec — uwazal za lekko irytujace.

— A to panna Glenda, zgadza sie? — ciagnal radosnie. — Milo pania widziec na gorze. To bardzo rozsadna mloda dama, pani Whitlow. Ma inicjatywe i szybka orientacje.

— Bardzo pan laskaw. Glenda to jedna z moich najlepszych dziewczat — zapewnila gospodyni przez zacisniete zeby, starannie unikajac nagle anielskiego spojrzenia Glendy.

— Widze, ze wielki kandelabr sie nie pali — zauwazyl Ridcully.

Glenda wystapila naprzod.

— Pan Nutt zaplanowal dla nas niespodzianke, prosze pana.

— Pan Nutt jest pelen niespodzianek. Mielismy dzisiaj niezwykly dzien, panno Glendo. Nasz pan Nutt uczyl chlopcow, jak grac w pilke jego stylem. Wie pani, co zrobil wczoraj? Nigdy pani nie zgadnie. Niech pan powie, panie Nutt.

— Zabralem ich do gmachu Krolewskiej Opery, zeby sie przyjrzeli cwiczeniom tancerek — wyjasnil zdenerwowany Nutt. — To bardzo wazne, zeby opanowali tajniki ruchu i postawy.

— A kiedy wrocili — mowil Ridcully z ta sama, nieco przerazajaca jowialnoscia — kazal im grac tutaj, w holu, z zawiazanymi oczami.

Nutt zakaszlal nerwowo.

— Musza pamietac pozycje wszystkich innych graczy — powiedzial. — Wiedziec, ze tworza zespol.

— A potem zabral ich, zeby obejrzeli psy mysliwskie lorda Rusta.

Nutt zakaszlal znowu, jeszcze bardziej zaklopotany.

— Kiedy poluja, kazdy pies wie, gdzie sie znajduje kazdy z pozostalych psow. Chcialem, zeby zrozumieli dualizm druzyny i gracza. Sila gracza jest druzyna, a sila druzyny jest gracz.

— Slyszaly to panie?! — zawolal Ridcully. — Znakomite! Oczywiscie, przez caly dzien kazal im biegac tam i z powrotem albo utrzymywac pilki na glowie. Rysowal takie wielkie wykresy na tablicy. Mozna by pomyslec, ze planuje jakas bitwe.

— Bo to jest bitwa — oswiadczyl Nutt. — To znaczy: nie bitwa z przeciwna druzyna jako taka, ale bitwa kazdego z grajacych ze soba.

— Bardzo uberwaldzko to zabrzmialo — uznal nadrektor. — Jednakze sa chyba pelni energii i wigoru, i gotowi na wieczor. Jak sie zdaje, pan Nutt zaplanowal cos swiatlodzwiecznego.

— Taki drobiazg, zeby zwrocic uwage gosci.

— Czy cos zrobi „bang”?

— Nie, prosze pana.

— Obiecujesz? Osobiscie lubie czasem troche Sturm und Drang, ale lord Vetinari jest dosc wyczulony na takie rzeczy.

— Zadnych gromow ani blyskawic, prosze pana. Moze lekka mgielka pod sufitem.

Glenda miala wrazenie, ze nadrektor przyglada sie Nuttowi w skupieniu.

— Ile zna pan jezykow, panie Nutt?

— Trzy martwe i dwanascie zywych, prosze pana.

— No, no… — mruknal Ridcully, jakby notowal te informacje i staral sie nie myslec „A ile z nich bylo zywych, zanim je zamordowales?”. — Brawo. Dziekuje, panie Nutt. I paniom takze. Zaraz ich wprowadzimy.

Glenda skorzystala z okazji, by zejsc pani Whitlow z oczu. Nie byla zachwycona odkryciem, ze Juliet i Trev wykorzystali nieco wczesniejsza okazje, by zejsc z oczu jej.

— Prosze sie nie martwic o Juliet — odezwal sie Nutt, ktory szedl za nia.

— Kto powiedzial, ze sie martwie? — burknela Glenda.

— Panienka to mowi. Wyraz twarzy panienki, postawa, ulozenie ciala, panienki… reakcje, ton glosu… wszystko.

— Nic ci do patrzenia na moje wszystko… to znaczy na ulozenie ciala.

— To sposob, w jaki pani stoi, panno Glendo.

— Umiesz czytac mi w myslach?

— Moze sie tak wydawac. Przepraszam.

— O czym myslala Juliet?

— Nie jestem pewien, ale lubi pana Treva. Uwaza, ze jest zabawny.

— Wiec przeczytales Trevowe wszystko? Zaloze sie, ze to swinska ksiazka.

— Nie, panienko. Jest zagubiony i niespokojny. Powiedzialbym, ze usiluje zrozumiec, jakim czlowiekiem sie stanie.

— Naprawde? Zawsze byl nicponiem.

— Mysli o przyszlosci.

Gdy tylko ostatni sluzacy pospiesznie zajeli swoje miejsca, po przeciwnej stronie holu otworzyly sie wielkie drzwi.

Nie zrobilo to wrazenia na zamyslonej Glendzie. Trudno jej bylo przyznac, ze jednak lampart moze zmienic swoje cetki.

Musze przyznac, ze ostatnio faktycznie byl jakis spokojny, myslala. I napisal dla niej sliczny wiersz… Taki wiersz ma wielkie znaczenie. Kto by pomyslal? To zupelnie do niego niepodobne…

Z atomowa predkoscia Nutt zniknal nagle, a drzwi zostaly otwarte na osciez i wchodzili przez nie kapitanowie z orszakami, wszyscy nerwowi; niektorzy nosili niezwyczajne garnitury, niektorzy juz teraz szli troche niepewnie, bo u magow koncepcja aperitifu bywa niebezpieczna. Polmiski zapewne wlasnie sie napelnialy, kucharze przeklinali, dzwieczaly piece, kiedy… kiedy… A wlasciwie co jest w menu?

Zycie w niewidocznej czesci Niewidocznego Uniwersytetu bylo kwestia przymierzy i wrogosci, zobowiazan i przyjazni, wymieszanych razem, skreconych i splatanych.

Glenda potrafila to robic. Nocna kuchnia zawsze goscinnie przyjmowala innych ciezko pracujacych i w tej chwili caly glowny hol byl jej winien przyslugi, chocby za to, ze trzymala buzie na klodke. Ruszyla wiec do Lsniacego Roberta, jednego z glownych kelnerow. Powital ja ostroznym skinieniem, naleznym komus, kto wie o sprawach, o ktorych nie powinna sie dowiedziec matka.

— Masz menu?

Wyjal karte spod serwetki. Glenda przeczytala ze zgroza.

— To nie sa potrawy, jakie lubia.

— Ojej, Glendo… — Robert usmiechnal sie drwiaco. — Chcesz powiedziec, ze sa dla nich za dobre?

— Dajecie im avec. Prawie kazde danie ma w srodku avec, a jedzenie z avec w nazwie nadaje sie tylko dla wyrobionego podniebienia. A czy oni tam wygladaja na takich, co jedza w obcym jezyku? No nie, jeszcze dajecie im piwo! Piwo i Alec!

— Dostepny jest bogaty wybor win. Oni wybieraja piwo — wyjasnil chlodno Robert.

Glenda popatrzyla na kapitanow. Czuli sie juz o wiele swobodniej. Mieli tu darmowe jedzenie i picie, a choc jedzenie smakowalo dziwnie, bylo go duzo, za to piwo smakowalo przyjemnie znajomo i tez go nie brakowalo.

Nie podobalo jej sie to. Niebiosa swiadkiem, ze pilka nozna zrobila sie ostatnio dosc obrzydliwa, ale… No, nie calkiem zrozumiala, co ja tak niepokoi, jednak…

Вы читаете Niewidoczni Akademicy
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату