— Bedziemy musieli cos zrobic. Ekspedycja znalazla cale gniazdo tych przekletych stworow.
— Tak. Dzieci, ktore zabili — stwierdzil Vetinari.
— Szczeniakow, ktore wytepili!
— Doprawdy? I co pan sugeruje?
— Przeciez mowimy tu o bardzo zlej sile!
— Nadrektorze, widze zlo, kiedy patrze w lustro przy goleniu. Jest ono, filozoficznie, obecne wszedzie we wszechswiecie, jakoby w celu podkreslenia istnienia dobra. Mam wrazenie, ze w tej teorii jest cos wiecej, ale zwykle w tym miejscu wybucham smiechem. Rozumiem, ze to pan stoi za pomyslem wyslania korpusu ekspedycyjnego do Dalekiego Uberwaldu?
— Oczywiscie — zapewnil byly dziekan.
— Juz raz to zrobiono. A przedtem jeszcze dwa razy. Skad bierze sie ten niezwykly schemat dzialania wojskowego umyslu, ktory nakazuje rozsadnym osobom raz jeszcze entuzjastycznie robic to, co wczesniej sie nie udalo?
— Sila jest wszystkim, co rozumieja. Z pewnoscia wie pan o tym.
— Sila jest wszystkim, co probowano zastosowac, nadrektorze Henry. Poza tym, jesli sa zwierzetami, jak twierdza niektorzy, to nie rozumieja niczego. Jesli jednak, jak jestem o tym przekonany, sa istotami swiadomymi, to jest od nas wymagane pewne zrozumienie.
Patrycjusz wypil lyk piwa.
— Niewielu o tym opowiadalem, panowie, i podejrzewam, ze juz nigdy tego nie zrobie. Ale kiedy jako mlody chlopak spedzalem wakacje w Uberwaldzie, wybralem sie na spacer brzegiem strumienia i zobaczylem wydre z mlodymi. Rozczulajacy widok, jak sie zapewne zgodzicie. Obserwowalem, jak matka wydra zanurkowala do wody i wrocila z tlustym lososiem, ktorego wywlokla na czesciowo zanurzona klode. Kiedy jadla, a ryba zyla jeszcze, oczywiscie, cialo peklo i do dzis pamietam slodkorozowa ikre, ktora wylala sie ku radosci malych wydr; odpychaly sie wzajemnie, by dostac sie do smakolyku. Jeden z cudow natury, panowie. Matka i dzieci zywiace sie matka i dziecmi. Wtedy wlasnie po raz pierwszy zrozumialem, ze istnieje zlo. Jest wbudowane w sama nature wszechswiata. Kazdy swiat wiruje w bolu. A gdyby istniala jakas istota wyzsza, naszym wspolnym zadaniem jest okazac jej wyzszosc moralna.
Obaj magowie porozumieli sie wzrokiem. Vetinari wpatrywal sie w glebiny swego kufla i cieszyli sie, ze nie wiedza, co tam widzi.
— Czy mi sie zdaje, czy jest dosc ciemno? — zapytal Henry.
— Na niebiosa, tak! Zapomnialem o kandelabrze! — wykrzyknal Ridcully. — Gdzie jest pan Nutt?
— Tutaj — odpowiedzial Nutt stojacy blizej, niz nadrektor by chcial.
— Dlaczego?
— Powiedzialem, ze bede gotow, kiedy bedzie mnie pan potrzebowal, prosze pana.
— Co? A tak, istotnie pan mowil. — Jest nieduzy, grzeczny i bardzo pracowity, tlumaczyl sobie Ridcully. Naprawde nie ma powodow do niepokoju… — Wiec niech nam pan pokaze, jak zapalic swiece, panie Nutt.
— Czy moglbym prosic o fanfary, prosze pana?
— Watpie, mlody czlowieku, ale zwroce uwage gosci.
Ridcully wzial lyzeczke i uderzyl nia o scianke kieliszka, w uswieconej tradycja procedurze „Sluchajcie, ludzie, probuje bardzo cicho wydac glosny dzwiek”, ktora skutecznie wymykala sie bankietowym mowcom od czasu wynalezienia kieliszkow, lyzeczek i bankietow.
— Panowie, prosze o pelna napiecia cisze, a nastepnie pelne uznania oklaski dla zapalenia kandelabru!
Zapadla cisza.
Kiedy po krotkich oklaskach wrocila, ludzie odwracali sie na krzeslach, by lepiej widziec, ze nie ma nic do ogladania.
— Zechce pan pyknac z fajki i podac mi ja? — poprosil Nutt.
Ridcully wzruszyl ramionami, ale spelnil prosbe. Nutt wzial fajke, uniosl ja do gory i…
Co sie stalo? Przez wiele dni bylo to tematem rozmow. Czy czerwony plomien wzniosl sie od fajki, opadl z sufitu, czy trysnal ze scian? Wiadomo tylko, ze mrok nagle rozciely ogniste zygzaki, zniknely w mgnieniu oka, pozostawiajac ciemnosc, ktora natychmiast rozjasnila sie jak niebo o swicie, gdy w perfekcyjnym unisono wszystkie swiece rozjarzyly sie rownoczesnie.
Oklaski grzmialy coraz glosniej. Ridcully spojrzal wzdluz stolu na Myslaka, ktory pomachal thaumometrem, pokrecil glowa i wzruszyl ramionami.
Nadrektor poszedl do Nutta, odprowadzil go poza zasieg sluchu siedzacych przy stole i — dla satysfakcji patrzacych — uscisnal mu dlon.
— Brawo, panie Nutt. Ale jedna sprawa: to nie byla magia, bo bysmy o tym wiedzieli. Wiec jak pan to zrobil?
— To zasadniczo krasnoludzia alchemia, prosze pana. Wie pan, ta, ktora dziala. W ten sposob zapalaja swiece w wielkich kandelabrach pod Bzykiem. Rozpracowalem to metoda prob i analiz. Wszystkie knoty swiec polaczone sa siecia czarnych bawelnianych wlokien prowadzacych do pojedynczej nici, w tej sali prawie niewidocznej. Otoz wlokna te nasaczone sa mieszanina, ktora po wyschnieciu rozpala sie gwaltownie silnym, ale krotkotrwalym zarem. Moj nieco zmieniony roztwor pali sie jeszcze szybciej, pochlaniajac wlokna tak, ze nie pozostaje nic oprocz gazu. To calkiem bezpieczne. Tylko czubki knotow swiec sa nasaczone, wiec widzi pan, pala sie calkiem normalnie. Zainteresuje moze pana fakt, ze plomien przemieszcza sie z taka szybkoscia, by wedlug dowolnych ludzkich pomiarow wydawal sie natychmiastowy. Moje obliczenia wykazuja, ze predkosc z pewnoscia przekracza dwadziescia mil na sekunde.
Ridcully potrafil robic tepa mine. Nie mozna utrzymywac regularnych kontaktow z Vetinarim, nie umiejac w miare potrzeby unieruchomic swej twarzy. Ale w tej chwili nie musial sie nawet starac.
Nutt wyraznie sie zmartwil.
— Czy nie zdolalem uzyskac wartosci, prosze pana?
— Co? A tak. Swietnie. — Twarz Ridcully’ego odtajala. — Znakomity wyczyn, Nutt. Brawo. Eee… A skad pan wzial skladniki?
— W piwnicach jest stare laboratorium alchemiczne.
— Hmm… W kazdym razie bardzo dziekuje — rzekl nadrektor. — Ale jako kierujacy tym uniwersytetem musze prosic, aby nikomu pan nie wspominal o swym wynalazku, dopoki znowu o nim nie porozmawiamy. A teraz musze wracac do toczacych sie wydarzen.
— Prosze sie nie martwic, prosze pana. Dopilnuje, zeby nie wpadl w niepowolane rece — zapewnil Nutt i odszedl.
Tyle ze, oczywiscie, twoje sa niepowolane, pomyslal Ridcully.
— Wspanialy pokaz — pochwalil Vetinari, gdy nadrektor znow zajal swoje miejsce. — Czy slusznie sie domyslam, Mustrumie, ze pan Nutt, o ktorym pan wspomnial, jest w rzeczywistosci, tak to ujme… panem Nuttem?
— Zgadza sie, owszem. Porzadny chlopak.
— I pozwala mu pan bawic sie w alchemie?
— Obawiam sie, ze to jego wlasny pomysl.
— I stal tu za nami przez caly czas?
— Niezwykle jest bystry. To jakis problem, Havelocku?
— Alez nie, zaden problem — zapewnil Vetinari.
Rzeczywiscie pokaz byl wspanialy, Glenda musiala to przyznac. Ale podziwiajac, caly czas czula na sobie spojrzenie pani Whitlow. W teorii zachowanie Glendy powinno doprowadzic do innego pokazu fajerwerkow, w pozniejszym terminie, ale tak sie przeciez nie stanie, prawda? Wytracila ten niewidzialny mlotek.
Nekaly ja jednak inne, mniej osobiste sprawy.
Choc niektorzy jej sasiedzi bywali glupi, nierozsadni i bezmyslni, jak zawsze do niej nalezalo dbanie o ich interesy. Zostali wrzuceni do swiata, ktorego nie rozumieli, wiec ona musiala zrozumiec go za nich. Przyszlo jej to do glowy, poniewaz krazac miedzy ucztujacymi, doslyszala pewne szczegolne brzdekanie — i rzeczywiscie, liczba sztuccow na stolach wydawala sie zmniejszac. Obserwowala uwaznie przez chwile, po czym podeszla od tylu do