— ‘szepraszam, panienko… — Mlody pilkarz postanowil zwrocic sie do jedynej kobiety w uniformie, ktora nie niosla przynajmniej dwoch talerzy rownoczesnie.

— W czym moge pomoc?

Znizyl glos.

— Ten sos smakuje ryba, panienko.

Rozejrzala sie po usmiechnietych twarzach przy stole.

— To jest kawior, prosze pana. Napelni olowiem panski olowek.

Stol, jak jeden dobrze nasaczony pijak, ryknal smiechem, ale mlodzik tylko sie zdziwil.

— Nie mam olowka, panienko…

Znowu smiech.

— Nie ma ich tutaj wiele — oswiadczyla Glenda i zostawila ich rozbawionych.

* * *

— Jak milo, ze mnie pan zaprosil, Mustrumie — rzekl lord Vetinari i gestem reki oddalil hors d’oeuvres. Zwrocil sie do maga po prawej stronie. — Widze tez, ze znowu jest tu nadrektor znany dawniej jako dziekan. To kapitalnie.

— Zapewne pan pamieta, ze Henry przeniosl sie do Miedziczola w Pseudopolis. Jest, eee… — Ridcully zamilkl.

— Nowym nadrektorem — dokonczyl Vetinari. Wzial lyzke i zaczal ogladac ja z uwaga, jakby byla obiektem rzadkim i niezwyklym. — Cos podobnego… Sadzilem, ze moze istniec tylko jeden nadrektor. Czyz nie tak? Jeden ponad wszystkimi, i jeden kapelusz, oczywiscie. Ale to sprawy magow, o ktorych nie wiem wiele. Dlatego prosze o wybaczenie, jesli cos zle zrozumialem. — W obracajacym sie wolno zaglebieniu lyzki jego nos zmienial sie z dlugiego w krotki. — Jednakze przychodzi mi do glowy, jako obserwatorowi z zewnatrz, ze moze to doprowadzic do pewnych tarc, byc moze. Lyzka znieruchomiala w pol obrotu.

— Odrobinke, byc moze — przyznal Ridcully, nie patrzac w strone Henry’ego.

— Rzeczywiscie az tyle? Ale wnioskuje z nieobecnosci osob zmienionych w zaby, ze zrezygnowali panowie z tradycyjnych opcji magicznego konfliktu. Kiedy dochodzi do zwarcia, starzy przyjaciele, polaczeni wiezami wzajemnego braku szacunku, nie potrafia sie zmusic, by rzeczywiscie sie pozabijac. Taka mamy nadzieje. Ach, jest zupa.

Nastapilo krotkie bezkrolewie, kiedy chochla krazyla od wazy do wazy. Po czym Patrycjusz odezwal sie ponownie.

— Moze zdolalbym jakos pomoc? Nie mam zadnych uprzedzen w tej kwestii.

— Wybacz, panie, ale mozna chyba podejrzewac, ze bedziesz faworyzowal Ankh-Morpork — wtracil nadrektor, wczesniej znany jako dziekan.

— Doprawdy? Mozna rowniez podejrzewac, ze w moim interesie lezy oslabienie przewidywanych wplywow uniwersytetu. Rozumie pan, o czym mowie? O delikatnej rownowadze pomiedzy ratuszem i kapeluszem, niewidocznym i przyziemnym. Dwa ogniska wladzy… Mozna podejrzewac, ze wykorzystam te okazje, by zaklopotac mojego uczonego przyjaciela. — Usmiechnal sie lekko. — Czy nadal posiada pan oficjalny kapelusz nadrektora, Mustrumie? Zauwazylem, ze nie nosi go pan ostatnio, a preferuje raczej ten stylowy model z dosc atrakcyjnymi szufladkami i malym pojemnikiem na drinki na czubku.

— Nigdy nie lubilem tego oficjalnego. Przez caly czas zrzedzil.

— Naprawde potrafi mowic? — zainteresowal sie Vetinari.

— Mysle, ze odpowiedniejsze jest slowo „marudzic”, gdyz wedlug niego kiedys wszystko bylo lepsze. Jedyna pociecha dla mnie, to ze przez ostatni tysiac lat kazdy nadrektor skarzyl sie dokladnie na to samo.

— Zatem potrafi myslec i mowic — stwierdzil niewinnie Vetinari.

— Mozna chyba tak to okreslic.

— W takim razie nie moze go pan posiadac, Mustrumie: kapelusz, ktory mysli i mowi, nie moze byc zniewolony. W Ankh-Morpork nie ma niewolnikow. — Pogrozil znaczaco palcem.

— Tak, ale chodzi o zasade. Jak by to wygladalo, gdybym bez oporu zrezygnowal z unikalnosci nadrektorowania?

— Doprawdy trudno mi zgadnac — przyznal lord Vetinari. — Ale poniewaz praktycznie kazda powazna bitwa miedzy magami prowadzila jak dotad do masowych zniszczen, sadze, ze czulby sie pan choc troche zaklopotany. Naturalnie, musze tez przypomniec, ze nadrektor Bill Rincewind z uniwersytetu w Rospyepsh bez oporow nazywa siebie nadrektorem.

— Tak, ale to bardzo daleko — odparl Ridcully. — A Czteriksy wlasciwie sie nie licza. Natomiast w Pseudopolis mamy spoznialska organizacje i jej…

— Czyli spor dotyczy zaledwie kwestii odleglosci?

— Nie, ale… — zaczal Ridcully i urwal.

— Czy sprawa warta jest klotni, pytam? — rzekl Vetinari. — Albowiem mamy tutaj, panowie, zaledwie sprzeczke miedzy glowami szacownej i godnej instytucji oraz ambitnej, stosunkowo malo doswiadczonej i dokuczliwej szkoly wiedzy.

— Tak, to wlasnie mamy.

Vetinari uniosl palec.

— Nie skonczylem, nadrektorze. Pomyslmy… Powiedzialem wlasnie, ze mamy tu sprzeczke miedzy antyczna, nieco skostniala, podstarzala i dosc konserwatywna instytucja a college’em energicznych mlodych badaczy, pelnych swiezych i ekscytujacych pomyslow.

— Ale chwileczke, za pierwszym razem wcale pan tego nie powiedzial…

— Powiedzialem, nadrektorze. Nie pamieta pan naszej niedawnej rozmowy o znaczeniu slow? Kontekst jest wszystkim. Sugeruje zatem, by kierujacemu Uniwersytetem Miedziczola pozwolil pan przez krotki czas nosic oficjalny kapelusz nadrektora.

Zawsze trzeba bardzo uwazac na to, co mowil Vetinari. Jego slowa, choc na pozor grzeczne, mialy sklonnosc, by wracac i kasac.

— Zagrajcie o ten kapelusz w pilke — poradzil Vetinari. Spojrzal na ich twarze. — Panowie… Panowie… Rozwazcie przez chwile moja sugestie. Znaczenie kapelusza jest mocno przesadzone. Srodki, jakimi magowie prowadza zmagania, nie beda zasadniczo magiczne. Same starania i rywalizacja beda dobre dla obu uczelni, a ludzie sie zainteresuja. Kiedy w przeszlosci magowie sie klocili, ci ludzie musieli raczej chowac sie po piwnicach. Prosze nie odpowiadac nazbyt pospiesznie, gdyz w przeciwnym razie uznam, ze nie przemysleliscie tego odpowiednio.

— Wyznam szczerze, ze potrafie myslec naprawde szybko — zapewnil Ridcully. — Nie ma tu zadnej rywalizacji. To po prostu niesprawiedliwe.

— Z cala pewnoscia — zgodzil sie Henry.

— Ach, obaj panowie sadza, ze to niesprawiedliwe — zdziwil sie Vetinari.

— Istotnie. Mamy o wiele mlodszych wykladowcow, a takze rozlegle, zdrowe tereny sportowe Pseudopolis.

— Kapitalnie — ucieszyl sie Patrycjusz. — A zatem zawody. Uniwersytet przeciwko uniwersytetowi. Miasto, mozna powiedziec, przeciwko miastu. Wojna, mozna nawet uznac, ale bez koniecznosci zbierania potem glow i konczyn. Kazdy musi sie starac, panowie.

— Przypuszczam, ze musze sie zgodzic — ustapil Ridcully. — Choc przeciez i tak nie stracimy kapelusza. Musze jednak zauwazyc, Havelocku, ze na rzucanie wyzwan panskiemu stanowisku jednak pan nie pozwala.

— Och, bardzo czesto jestem wyzywany — zapewnil Vetinari. — Po prostu tamci nie wygrywaja. Nawiasem mowiac, panowie, przeczytalem w dzisiejszej azecie, ze nowi wyborcy w Pseudopolis przeglosowali wlasnie, by nie musieli placic podatkow. Kiedy znowu zobaczy pan prezydenta, prosze go bez wahania zapewnic, ze z prawdziwa radoscia udziele mu rady, gdyby uznal to za wskazane. Ale nie martwmy sie, panowie. Zaden z was nie dostanie tego, co chce, ale kazdy dostanie dokladnie to, na co zasluguje. Jesli lampart moze zmienic swoje cetki, to i mag moze zmienic kapelusz. A lampart musi zmienic te cetki, bo inaczej grozi nam zguba.

— Chodzi panu o sprawe z Loko? — spytal Henry. — I nie musi pan udawac zaskoczonego.

— Nie zamierzam. Jestem zaskoczony. Ale prosze przyznac mi prawo niewygladania na zaskoczonego, chyba ze, oczywiscie, takie wygladanie mogloby przyniesc jakies korzysci.

Вы читаете Niewidoczni Akademicy
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату