— No coz, jest pan Patrycjuszem, sir — odparl Drumknott.

— Moze pan robic, co sie panu podoba.

— Milo, ze to mowisz, ale nie trzeba mi o tym przypominac — rzekl Vetinari z czyms, co prawie na pewno bylo usmiechem.

* * *

Kiedy posepny, chudy mezczyzna otworzyl drzwi, bylo juz za pozno na ucieczke… Powiedzial:

— Jego lordowska mosc porozmawia z pania, panno Sugarbean.

I wtedy bylo juz za pozno, zeby zemdlec. O czym ona myslala? I czy w ogole myslala?

Weszla za mezczyzna do innego pokoju, wylozonego debowymi panelami i posepnego. Nigdy w zyciu nie widziala mniej zagraconego gabinetu. Pokoj przecietnego maga rozmaite obiekty wypelnialy tak, ze sciany byly niewidoczne. Tutaj nawet biurko bylo puste, poza naczyniem z gesimi piorami, kalamarzem, rozlozonym egzemplarzem „Pulsu” oraz — Glenda nie potrafila oderwac od niego wzroku — kubkiem z napisem „Najlepszemu Szefowi na swiecie”. Tak bardzo tu nie pasowal, jakby spadl z innego wszechswiata.

Ktos bezglosnie postawil za nia krzeslo. Przydalo sie, poniewaz kiedy mezczyzna za biurkiem uniosl glowe, usiadla gwaltownie.

Vetinari rozmasowal grzbiet nosa i westchnal.

— Panno… Sugarbean, w tym palacu sa cale pokoje pelne ludzi, ktorzy chca sie ze mna spotkac. Sa to ludzie wazni i potezni, a przynajmniej tak im sie wydaje. Jednak pan Drumknott uprzejmie wstawil w plan moich zajec, przed rozmowa z naczelnym poczmistrzem i z burmistrzem Sto Lat, spotkanie z pewna mloda kucharka w plaszczu narzuconym na fartuch i z intencja, jak tu zaznaczono, „wygarniecia mi”. A to dlatego, ze zwracam uwage na sprzecznosci, a pani, panno Sugarbean, jest sprzecznoscia. Czego pani chce?

— A kto powiedzial, ze czegos chce?

— Kazdy czegos chce, kiedy stanie przede mna. Chocby tego, zeby sie znalezc gdzie indziej.

— No dobrze! Wczoraj wieczorem upil pan wszystkich kapitanow i kazal im podpisac ten list w azecie!

Jego spojrzenie nie drgnelo. Co bylo o wiele gorsze niz… no, niz cokolwiek.

— Mloda damo, alkohol zrownuje wszystkich ludzi. To ostateczny demokrata, jesli lubi pani takie rzeczy. Pijany zebrak jest pijany jak ksiaze, a ksiaze rowniez. Czy zauwazyla pani, ze wszyscy pijacy rozumieja sie nawzajem, niezaleznie od tego, jak bardzo sa pijani i jak roznia sie ich jezyki? Przyjmuje za pewnik, ze jest pani spokrewniona z Augusta Sugarbean?

Pytanie doczepione do pochwal pijanstwa trafilo ja miedzy oczy i rozrzucilo mysli.

— Co? Ach… No tak. Byla moja babka.

— I za mlodych lat pracowala jako kucharka w Gildii Skrytobojcow?

— Zgadza sie. Zawsze zartowala, jak to nie pozwalala im uzywac…

Urwala nerwowo, ale Vetinari dokonczyl za nia.

— … swoich ciasteczek do trucia ludzi. A my zawsze jej sluchalismy, poniewaz rozumie pani, ze nikt nie chce irytowac dobrej kucharki. Czy nadal jest wsrod nas?

— Umarla dwa lata temu.

— Ale poniewaz jest pani jej wnuczka, nie watpie, ze zyskala pani kilka nowych babek na zastepstwo? Pani babcia zawsze byla podpora dla spolecznosci, a pani tez przeciez dla kogos nosi te smakolyki…

— Nie wie pan tego, tylko pan zgaduje. Ale rzeczywiscie, sa dla tych staruszek, ktore rzadko wychodza z domu. Zreszta to przeciez taki dodatek do pensji.

— Alez oczywiscie. Kazda praca daje jakies przywileje. Nie spodziewam sie, na przyklad, zeby ten oto Drumknott choc raz w zyciu kupil spinacz do papieru. Co, Drumknott?

Sekretarz, ukladajacy z tylu papiery, usmiechnal sie blado.

— Przeciez zabieram tylko resztki… — zaczela Glenda, ale Patrycjusz machnal reka.

— Przyszla tu pani w sprawie pilki — stwierdzil. — Podawala pani wczoraj przy bankiecie, choc uniwersytet lubi, zeby sluzace przy takiej okazji byly szczuple. Mam oko do takich rzeczy. Zakladam wiec, ze postanowila pani znalezc sie tam, nie zawracajac glowy swoim zwierzchnikom. Dlaczego?

— Pan zabiera im ich pilke!

Patrycjusz zlozyl palce dloni i oparl o nie brode.

Stara sie mnie zdenerwowac, pomyslala Glenda. I to dziala, doskonale dziala…

Vetinari przerwal cisze.

— Pani babka czesto myslala za innych ludzi. To cecha rodzinna, zawsze wystepujaca w linii zenskiej. Rozsadne kobiety, krzatajace sie w swiecie, gdzie kazdy wydaje sie miec siedem lat i bez przerwy przewraca sie na podworku, wiec podnosza go i patrza, jak biegnie z powrotem. Domyslam sie, ze kieruje pani nocna kuchnia? W tej duzej jest zbyt wiele osob. Woli pani przestrzenie, ktore mozna kontrolowac, i lezace poza bezposrednim zasiegiem durniow.

Gdyby dodal „Mam racje?”, niczym jakis szukajacy uznania samochwala, wtedy by go znienawidzila. Ale on odczytywal ja z wnetrza jej wlasnej glowy, spokojnie i rzeczowo. Starala sie opanowac drzenie, poniewaz wszystko, co powiedzial, bylo prawda.

— Nikomu niczego nie zabieram, panno Sugarbean. Ja tylko zmieniam podworko — mowil dalej. — Jaka to sztuka, kiedy tlum przepycha sie i napiera? To jedynie metoda wyciskania potu. Nie; musimy nasluchiwac pulsu nowych czasow. Wiem tez, ze „Puls” slucha mnie. Kapitanowie beda narzekac, to jasne, ale oni sie starzeja. Zginac podczas meczu to romantyczna koncepcja, kiedy jest sie mlodym, ale kiedy przybedzie lat, czlowiek woli, by but trafial w inne ucho. Wiedza o tym, nawet jesli nie chca tego przyznac, i chociaz beda protestowac, dopilnuja, zeby nie traktowano ich powaznie. Prawde mowiac, daleki jestem od odbierania czegokolwiek; wrecz przeciwnie, wiele im daje: akceptacje, uznanie, pewna pozycje, prawie zloty puchar oraz szanse zachowania resztek zebow.

Jedyne, co zdolala wykrztusic, to:

— No tak, ale ich pan oszukal!

— Naprawde? Nie musieli przeciez pic tak duzo.

— Wiedzial pan, ze beda pic tyle.

— Nie. Podejrzewalem, ze moga. Mogli przeciez byc ostrozniejsi. Powinni byc ostrozniejsi. Wole uwazac, ze aby poprowadzic ich wlasciwa sciezka, wykorzystalem drobny podstep, zamiast pedzic ich tam kijem. Dysponuje wieloma odmianami kijow, panno Sugarbean.

— I jeszcze mnie pan szpieguje! Wiedzial pan o resztkach!

— Szpiegowalem? Droga panno Sugarbean, mowiono kiedys o wielkim ksieciu, ze kazda mysl poswieca swemu ludowi. Jak on, ja rowniez dbam o swoj lud. Tyle ze jestem w tym lepszy. Co do resztek z kuchni, byla to prosta dedukcja ze znanych faktow na temat ludzkiej natury.

Glenda chciala jeszcze wiele powiedziec, ale w jakis bardzo wyrazny sposob wyczuwala, ze rozmowa — a przynajmniej ta jej czesc, ktora uwzgledniala otwieranie przez nia ust — dobiegla konca. Mimo to odezwala sie jeszcze.

— Dlaczego pan nie jest pijany?

— Slucham?

— Wazy pan chyba o polowe mniej niz oni, a oni wszyscy wrocili do domow na taczkach. Pan wypil tyle samo, a jednak jest pan swiezy jak stokrotka. Na czym polega ta sztuczka? Kazal pan magom, zeby wyczarowali panu piwo z zoladka?

Juz dawno przestala igrac z losem. Teraz los wyrwal sie spod kontroli niczym sploszony kon pociagowy, ktory nie moze sie zatrzymac z powodu ciezkiego ladunku, ktory pedzi za nim, turkoczac i podskakujac.

Vetinari zmarszczyl czolo.

— Droga pani, czlowiek tak pijany, by pozwolic magom… ktorzy zreszta sami obficie korzystali z owocow winnych pnaczy… usuwac cos z siebie, bylby juz pijany tak bardzo, ze wlasciwie martwy. Uprzedzajac nastepna pani uwage, technicznie rzecz biorac, chmiel takze jest pnaczem. I w rzeczywistosci jestem pijany. Czyz nie, Drumknott?

— Istotnie, spozyl pan dwanascie kufli bardzo mocnego slodowego napoju, sir. Technicznie rzecz biorac, musi pan byc pijany.

— Specyficznie to ujales, Drumknott. Dziekuje.

Вы читаете Niewidoczni Akademicy
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату