pokrywke i zajrzala w glab. Krab, ktorego wczoraj — choc wydawalo sie, ze o wiele dawniej — dostala od Verity Pushpram, pomachal do niej okiem.

— Co by sie stalo, gdybym zostawila odkryty kociolek? — zapytala glosno. — Ciekawe, jak szybko ucza sie kraby.

Wrzucila do srodka wilgotne anchois, ktore spotkaly sie chyba z krabia aprobata. Zalatwiwszy te sprawe, stanela na srodku kuchni i rozejrzala sie, szukajac czegos jeszcze do wyczyszczenia. Czarne zelazo piecow nigdy nie bedzie blyszczalo, ale wszystkie ich powierzchnie zostaly wyszorowane i osuszone. Co do talerzy, mozna bylo z nich jesc. Jesli czlowiek chcial, zeby praca byla porzadnie wykonana, musial sam sie nia zajac. W wersji Juliet czystosc lezala o krok od boskosci, inaczej mowiac, byla kaprysna, przekraczajaca zrozumienie i rzadko widywana.

Cos musnelo jej twarz. Odruchowo machnela reka i chwycila w dlon czarne pioro. Znowu te paskudne stwory w rurach… Ktos powinien sie nimi zajac.

Chwycila najdluzsza miotle i walnela w rure.

— Dosc tego! Wynoscie sie stad! — krzyknela.

W ciemnosci zabrzmialy szurania i ciche „Aik! Aik!”.

— … szepraszam, panienko — odezwal sie glos.

Spojrzala ze schodow na nieksztaltna twarz tego… no, jak mu na imie? A tak.

— Dzien dobry, panie Betonie — powitala trolla. Zauwazyla u niego brunatne plamy pod nosem.

— Nie mogie znajsc pana Treva — oznajmil Beton.

— Nie widzialam go caly ranek — odparla Clenda.

— Nie mogie znajsc pana Treva — powtorzyl troll glosniej.

— Czemu pan go szuka? — spytala.

O ile wiedziala, kadzie dzialaly wlasciwie same. Mowilo sie Betonowi, zeby sciekal swiece, a on sciekal swiece, az skonczyly mu sie swiece.

— Pan Nutt chory — wyjasnil Beton. — Nie mogie znajsc pana Treva.

— Zaprowadz mnie do pana Nutta, ale juz! — polecila Glenda.

* * *

Troche nieladnie jest nazwac kogokolwiek metem, ale ludzie, ktorzy mieszkali i pracowali przy kadziach, idealnie pasowali do tego okreslenia. Te kadzie byly korytem, gdzie sie zbierali. Jesli widzialo ich sie gdziekolwiek w podziemnym labiryncie, zawsze dreptali bardzo szybko, ale zwykle tylko pracowali, spali i utrzymywali sie przy zyciu. Nutt lezal na starym materacu. Glenda raz tylko na niego spojrzala.

— Idz szukac pana Treva — polecila Betonowi.

— Nie mogie znajsc pana Treva — przypomnial troll.

— Szukaj dalej! — Przykleknela obok Nutta. Wywrocil oczy, jakby patrzyl do wnetrza wlasnej glowy. — Panie Nutt, slyszy mnie pan?

Zdawal sie budzic.

— Musi panienka odejsc — szepnal. — Bedzie bardzo niebezpiecznie. Drzwi sie otworza.

— A jakie to drzwi? — Starala sie mowic pogodnie. Spojrzala na mety obserwujace ja z niepewna zgroza. — Czy ktorys moze cos przyniesc, zeby go przykryc?

Samo pytanie sprawilo, ze rozbiegli sie w panice.

— Zobaczylem drzwi, a wiec otworza sie znowu — rzekl Nutt.

— Nie widze tu zadnych drzwi.

Szeroko otworzyl oczy.

— Sa w mojej glowie.

Przy kadziach nie bylo mowy o odosobnieniu. Stanowily tylko szersze pomieszczenie przy nieskonczenie dlugim korytarzu. Ludzie caly czas przechodzili obok.

— Chyba jest pan przemeczony, panie Nutt — stwierdzila Glenda. — Pracuje pan na okraglo, wszedzie sie spieszy, zamartwia. Musi pan odpoczac.

Ku jej zdumieniu jeden z tutejszych mieszkancow przyniosl koc, ktorego spore czesci nadal dawaly sie zginac. Okryla Nutta akurat w chwili, kiedy przybyl Trev. Nie mial w tej kwestii wyboru, poniewaz Beton ciagnal go za kolnierz.

Spojrzal na lezacego Nutta, a potem na Glende.

— Co mu sie stalo?

— Nie wiem.

Uniosla palec do skroni i pokrecila nim lekko, co bylo uniwersalnym gestem oznaczajacym „zwariowal”.

— Musicie odejsc — jeknal Nutt. — Bedzie tu bardzo niebezpiecznie.

— Powiedz nam, co sie dzieje — nie ustepowala Glenda. — Prosze, wytlumacz mi.

— Nie moge — szepnal Nutt. — Nie potrafie wymowic slow.

— Sa takie slowa, ktorych nie umiesz wymowic? — zdziwil sie Trev.

— Slowa, ktore nie chca byc wymowione. Mocne slowa.

— Czy nie moglibysmy pomoc? — upierala sie Glenda.

— Jestes chory? — zapytal Trev.

— Nie, panie Trev. Dzis rano dokonalem odpowiednich ruchow jelitowych.

To byl przeblysk dawnego Nutta — precyzyjnego, ale troche dziwacznego.

— Chory na glowe? — spytala Glenda.

Pytanie to zrodzilo sie z desperacji.

— Tak. Na glowe — zgodzil sie Nutt. — Cienie. Drzwi. Nie moge powiedziec.

— Czy jest ktokolwiek, kto moze wyleczyc te chorobe?

Nutt milczal przez chwile, nim odpowiedzial:

— Tak. Musicie sprowadzic filozofa wyksztalconego w Uberwaldzie. Oni moga pomoc naprostowac mysli.

— Czy to cos takiego, jak zrobiles Trevowi? Wytlumaczyles mu, co mysli o swoim tacie i w ogole, a on przez to stal sie szczesliwszy. Prawda, Trev?

— Taa — potwierdzil Trev. — I nie musisz mnie tak szturchac w zebra. Naprawde mi pomogl. Nie mozna by cie zahipnotyzowac? — spytal Nutta. — Raz widzialem wystep takiego goscia. Zwyczajnie pomachal blyszczacym zegarkiem na ludzi i niesamowite, co potem robili. Szczekali nawet jak psy.

— Owszem, hipnoza jest waznym elementem filozofii — zgodzil sie Nutt. — Pomaga uspokoic pacjenta, dzieki czemu mysli maja szanse byc slyszane.

— To moze tak sprobujemy? — zaproponowala Glenda. — Moze zrobisz to ze soba? Na pewno znajdziemy ci cos blyszczacego do machania.

Trev wyjal z kieszeni swoja ukochana puszke.

— Tra-la! I chyba mam tez gdzies kawalek sznurka.

— Wszystko dobrze, ale nie bede w stanie postawic sobie wlasciwych pytan, poniewaz bede zahipnotyzowany. Formulowanie pytan jest bardzo wazne.

— Wiem co! — zawolal Trev. — Kaze ci, bys poprosil siebie, zebys sobie zadal wlasciwe pytania. Wiedzialbys, jakie zadawac, gdyby to byl ktos inny, prawda?

— Tak, panie Trev.

— Nie musiales przeciez hipnotyzowac Treva — przypomniala Glenda.

— Nie, ale jego mysli byly tuz pod powierzchnia. Obawiam sie, ze moje nie sa tak latwo dostepne.

— Czy naprawde mozesz sie zahipnotyzowac, zeby sobie zadawac pytania?

— W „Drzwiach decepcji” Fussbinder istotnie opisuje metode hipnotyzowania siebie — wyjasnil Nutt. — Jest to wyobrazalne…

— Umilkl.

— No to do roboty — zdecydowal Trev. — Lepsze wyjscie niz wejscie, jak mawiala moja babcia.

— Chyba nie jest to az tak dobry pomysl.

— Mnie nic sie nie stalo — zapewnil z moca Trev.

Вы читаете Niewidoczni Akademicy
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату