lancuch.
Kreatury natychmiast wpadly w panike i rownoczesnie probowaly wzleciec. Byly niezgrabne jak czaple, tylko wzajemnie sobie przeszkadzaly.
— I nie wracajcie tu! — krzyknela, kiedy zniknely w mroku. Potem zwrocila sie do Treva. Serce walilo jej mocno. — Co to jest ork?
— Nie wiem. Mysle, ze to jakis dawny potwor.
— A te stwory?
— Wiem, ze to glupio brzmi — przyznal Trev — ale widzialem jedna taka wczoraj w nocy. On chyba uwaza je za… przyjaciolki.
Rzeznicy, piekarze, lokaje i pedle wybiegali z ciemnych korytarzy, a wsrod nich byl tez pedel Nobbs (zadnego pokrewienstwa), ktory mial na sobie tylko oficjalny kapelusz, siatkowy podkoszulek i krotkie spodenki, o wiele za obcisle i za krotkie jak na czlowieka rozmiaru pedla Nobbsa (zadnego pokrewienstwa).
Popatrzyl na Glende, a potem rzucil gniewne spojrzenie Trevowi. Tacy jak Trev w opinii pedla Nobbsa (zadnego pokrewienstwa) byli automatycznie wrogami.
— Krzyczala panienka? — zapytal. — Co sie tu dzieje?
— Przepraszam. Wyglosilem niewlasciwa sugestie — powiedzial Trev.
Zerknal na Glende, a jego mina mowila „Ratuj!”.
— Obawiam sie, ze nieslusznie poddalam sie podszeptom dziewczecej skromnosci — wyznala, przeklinajac go wzrokiem.
— To musiala byc naprawde dziwaczna sugestia — stwierdzil piekarz, ktory najwyrazniej uwazal, ze niezwykle dlugi bochenek chleba bedzie porecznym narzedziem w walce, ale usmiechal sie przy tym. Usmiech byl dobry.
Jesli nie dojdzie do niczego gorszego niz chichoty i usmieszki, wszyscy bedziemy zadowoleni. Trudno bedzie im potem zapomniec, ale jednak bedzie dobrze.
— Po co ten gosc jest przykuty do lozka? — spytal pedel.
— Tak… Jakie niewlasciwe sugestie sie tu dzialy? — dodal piekarz. Wyraznie swietnie sie bawil.
Chyba kogos zabije, zanim to sie skonczy, myslala Glenda. I calkiem mozliwe, ze ten ktos to bede ja.
— Czy to pan Nutt? — zdziwil sie pedel. — Za piec minut powinnismy miec trening.
Za plecami Glendy znow cos brzeknelo i odezwal sie Nutt.
— Nie martw sie, Alphonse. Czesto tak sie bawie. Dynamiczne naprezenia, rozumiesz. Pomagaja wzmocnic miesnie.
— Alphonse? — Piekarz spojrzal na pedla ze zdumieniem. — Myslalem, ze masz na imie Alfred, w skrocie Alf. Alphonse to quirmskie imie, jesli juz. Nie pochodzisz chyba stamtad, co? — Jego ton sugerowal nie tylko pytanie, ale i oskarzenie.
— A co ci nie pasuje z Alfem jako skrotem od Alphonse’a? — zapytal pedel.
Mial bardzo wielkie dlonie, ktore nawet u Mustruma Ridcully’ego wzbudzilyby pewne obawy podczas konkursu klepania po ramieniu. W dodatku uszy zaczynaly mu czerwieniec, co u tak poteznie zbudowanego mezczyzny nigdy nie jest dobrym znakiem.
— Och, przeciez nie mowie, ze to brzydkie imie — zapewnil piekarz, z pewnym opoznieniem korzystajac ze swojego bochenka. — Ale nigdy mi nie wygladales na Alphonse’a. Co tylko dowodzi, ze nigdy nic nie wiadomo.
— Jestem orkiem — oswiadczyl spokojnie Nutt.
— Wlasciwie Alphonse jest calkiem ladnym imieniem — ciagnal piekarz. — To „phonse” trocheje psuje, ale Alf calkiem mi sie podoba. — Urwal i zwrocil sie do Nutta. — Co to znaczy „orkiem”?
— Orkiem — powtorzyl Nutt.
A z daleka, spomiedzy rur centralnego ogrzewania, rozlegl sie krzyk:
— Aik! Aik!
— Nie badz glupi, nie ma juz czegos takiego jak orki. Wszystkie wybili setki lat temu. A trudno bylo je zabic, gdzies czytalem — oswiadczyl lokaj.
— W koncowych czesciach swej tezy ma pan zasadniczo racje — przyznal Nutt, caly czas przykuty do kanapy. — Mimo to jestem orkiem.
Glenda obejrzala sie na niego.
— Mowil pan, ze jest pan goblinem, panie Nutt. Przeciez mowil mi pan, ze jest goblinem.
— Bylem zle poinformowany — odparl Nutt. — Jednakze teraz juz wiem, ze jestem orkiem. Mam wrazenie, ze zawsze o tym wiedzialem. Otworzylem drzwi, przeczytalem ksiazke, poznalem prawde o swojej duszy i jestem orkiem. W dodatku, z nieznanych mi powodow, jestem orkiem dreczonym przez straszna ochote zapalenia cygara.
— Ale to przeciez byly te przerazajace potwory, ktore nie przestawaly walczyc i chetnie urywaly wlasna reke, zeby posluzyla im jako bron — oswiadczyl pedel Nobbs (zadnego pokrewienstwa).
— Byl o nich artykul w „Lukach i Amunicji”.
Wszyscy popatrzyli na rece Nutta.
— To z pewnoscia osad historii — rzekl Nutt. Spojrzal na Glende. — Tak mi przykro… Okazalem nieposluszenstwo, ale wszyscy tak postepuja. Schnouzentintle tyle mniej wiecej stwierdza w swojej ksiazce „Posluszenstwo nieposluszenstwa”. No wiec zastanawialem sie, co jest w tej szafce, a mialem juz pewne doswiadczenie z wytrychami. Otworzylem szafke, przeczytalem ksiazke i… — Zadzwonily lancuchy, gdy Nutt zmienil pozycje. — Bylem nieposluszny. Mysle, ze wszyscy tak postepuja. I bardzo dobrze potrafimy ukrywac przed soba to, czego nie chcemy wiedziec. Mozecie mi wierzyc. Bardzo dobrze mi sie udalo ukryc to przed soba. Ale to sie przesacza, rozumiecie, w snach i roznych takich, kiedy tylko opusci sie garde. Jestem orkiem. Nie ma zadnych watpliwosci.
— No dobra, niech bedzie, ale skoro jestes orkiem, to czemu mi nie urywasz glowy? — spytal pedel Nobbs (zadnego pokrewienstwa).
— Zyczylby pan sobie? — spytal Nutt.
— Nie, wlasciwie to nie.
— Kogo to obchodzi? — wtracil Trev. — To przeciez stare historie. Dzisiaj wszedzie czlowiek spotyka wampiry. Mamy trolle, golemy i zombi, i w ogole roznych ludzi, ktorzy normalnie sie tu zaczepili.
— Chwilunia, chwilunia! — wtracil lokaj. — Nie urywa ci glowy, bo przeciez jest zakuty!
— Dlaczego kazales nam sie zakuc? — spytala Glenda.
— Zeby nikomu nie urwac glowy. Podejrzewalem prawde, chociaz nie wiedzialem, co podejrzewam. A przynajmniej wydaje mi sie, ze tak bylo.
— To znaczy, ze nie mozesz uciec i porozrywac nas na strzepy — podsumowal pedel Nobbs (zadnego pokrewienstwa). — Bez urazy, ale czy z tego wynika, ze nie bedziesz nas trenowal?
— Przykro mi — odparl Nutt. — Jak pan widzi, mialbym z tym pewne trudnosci.
— Czy wyscie wszyscy powariowali? — Te slowa wyglosila, co zaskakujace, stojaca w korytarzu Juliet. — To przeciez Nutt. Pracuje tutaj, robi swiece i rozne takie. Nigdy nie widzialam, zeby trzymal czyjas glowe albo noge. I pilke tez lubi!
Glenda miala wrazenie, ze slyszy bijace glosno serce Treva. Podbiegla do przyjaciolki.
— Mowilam ci, zebys poszla do domu! — syknela.
— Wrocilam, zeby powiedziec o wszystkim Trevowi. Napisal mi przeciez taki sliczny wiersz.
— Ona ma racje — zgodzil sie mezczyzna w rzeznickim fartuchu.
— Widzialem go, jak biega tu wszedzie, a zadnej nogi ani reki nie nosil.
— Fakt — przyznal piekarz. — A poza tym czy nie on przygotowal te piekne swiece na wczorajszym przyjeciu? Mnie to nie wygladalo orkowo.
— I jeszcze — dodal pedel Nobbs (zadnego pokrewienstwa) — trenowal nas wczoraj i ani razu nie powiedzial: „Ruszajcie, chlopcy, i pourywajcie im glowy”.
— No tak — przyznal lokaj, ktory nie zyskiwal sobie przyjaciol, przynajmniej jesli chodzi o Glende. — Ale ludzie przeciez nie urywaja sobie glow jak orki.
— Aik! Aik! Aik! — zabrzmialo w oddali.
— Uczyl nas roznych takich rzeczy, co by nigdy czlowiekowi na mysl nie wpadly — opowiadal pedel. — Na przyklad grania z zawiazanymi oczami. Bardziej filozofia niz pilka, ale wsciekle dobry trening.