— Nie sadze, zebys dobrze rozumiala, co sie dzieje — stwierdzil (prawdopodobnie) krasnolud. — Chca z nia porozmawiac, zadac mnostwo pytan.
— Czy to ma jakis zwiazek z lordem Vetinarim? — zapytala Glenda podejrzliwie.
— Nie wydaje mi sie.
— A jakie to pytania?
— No wiesz… Jaki jest twoj ulubiony kolor? Co lubisz jesc? Czy jestes z kims zwiazana? Jakiej rady udzielilabys dzisiejszym mlodym ludziom? Uzywasz wosku? Gdzie czeszesz wlosy? Czy masz ulubiona lyzke?
— Ona chyba nie ma ulubionej lyzki — zapewnila Glenda, czekajac, az swiat nabierze sensu.
Pepe poklepal ja po ramieniu.
— Posluchaj… Byla na pierwszej stronie azety, tak? I „Puls” ciagle nas naciska, bo chca zrobic z nia wywiad o jej stylu zycia. Niekoniecznie to zle, ale decyzja nalezy do was.
— Nie wydaje mi sie, zeby ona miala styl zycia — odpowiedziala troche oszolomiona Glenda. — Nic mi nie mowila. I nie uzywa wosku. Rzadko nawet wyciera kurze. Zreszta powiedz im zwyczajnie, ze nie chce z nikim rozmawiac.
Pepe zrobil dziwna mine, a potem powiedzial ostroznie, jak czlowiek (albo krasnolud), ktory chce sie przebic przez mur roznic kulturowych.
— Myslisz, ze mowilem o meblach?
— A o czym innym? I uwazam, ze jej domowe obowiazki nie powinny nikogo interesowac.
— Nie rozumiesz? Jest popularna i im wiecej tlumaczymy ludziom, ze nie moga z nia porozmawiac, tym bardziej chca; im czesciej mowisz „nie”, tym bardziej sie nia interesuja. Ludzie chca wiedziec o niej wszystko…
— Na przyklad jaka ma ulubiona lyzke?
— Moze to bylo nieco ironiczne — przyznal Pepe. — Ale piszacy do azet szukaja jej wszedzie, a „BaBelki” chca o niej zrobic dwie kolumny… — przerwal. — To znaczy, ze napisza o niej i to zajmie dwie strony — wytlumaczyl uprzejmie. — Dolny krol krasnoludow uznal ja za ikone naszych czasow. Tak twierdzi „Satblatt”.
— Co za „Satblatt”?
— No, taka krasnoludzia azeta. Pewnie nigdy jej nie zobaczysz.
— Ale przeciez Juliet tylko wystapila na pokazie mody! — jeknela Glenda. — Chodzila sobie tam i z powrotem! I na pewno nie podobaloby sie jej to zamieszanie.
Pepe spojrzal na nia ostro.
— Jestes pewna?
Wtedy naprawde zastanowila sie nad Juliet, ktora „BaBelki” czytala od deski do deski, ale „Puls” zwykle obchodzila z daleka. I pochlaniala te bzdury o ludziach lekkomyslnych i niemadrych. Ludziach, ktorzy blyszcza.
— Nie wiem, gdzie ona jest — zapewnila. — Naprawde od wczoraj jej nie widzialam!
— Aha, tajemnicze znikniecie… — Pepe westchnal. — Do naszego sklepu docieraja juz takie wiesci. Mozemy przejsc w jakies spokojniejsze miejsce? Mam nadzieje, ze zaden mnie tu nie sledzil.
— No, moge cie przemycic przez tylne drzwi, o ile nie bedzie tam pedla.
— Nie ma sprawy. Jestem przyzwyczajony do takich zabaw.
Poprowadzila go przez drzwi, w labirynt piwnic i podworek, dosc ciekawie kontrastujacy z pieknym frontem Niewidocznego Uniwersytetu.
— Masz cos do picia? — spytal z tylu Pepe.
— Wode — burknela Glenda.
— Bede pic wode, kiedy ryby zaczna z niej wychodzic na siku, ale dzieki za propozycje.
Glenda poczula dochodzacy z nocnej kuchni zapach pieczenia. A przeciez tylko ona piekla w swojej kuchni! Nikomu wiecej nie wolno piec w jej kuchni! Pieczenie nalezy do niej! Tylko do niej!
Wbiegla po schodach, z Pepe nastepujacym jej na piety. Zauwazyla, ze tajemnicza kucharka nie opanowala jeszcze drugiej najwazniejszej zasady kuchni, to znaczy sprzatania po sobie. Panowal tu straszny balagan. Na podlodze lezaly nawet grudki ciasta. Prawde mowiac, kuchnia wygladala, jakby ogarnelo ja jakies szalenstwo. A posrodku tego wszystkiego, zwinieta na starym i troche cuchnacym fotelu Glendy, lezala Juliet.
— Jak Spiaca Krolewna, prawda? — odezwal sie Pepe.
Glenda nie sluchala go, idac szybko wzdluz rzedu piekarnikow.
— Robila zapiekanki! Skad jej przyszlo do glowy, zeby robic zapiekanki? Zapiekanki nigdy jej nie wychodzily…
… Bo nigdy jej nie pozwalalam probowac zapiekanek, powiedziala sobie.
A to z kolei dlatego, ze kiedy tylko napotykala jakies trudnosci, odbieralas jej prace i sama ja robilas, przypomnial karcaco wewnetrzny glos.
Otwierala jedne drzwiczki piekarnika po drugich. Zjawili sie w sama pore. Sadzac po zapachu, kilka tuzinow rozmaitych zapiekanek dojrzalo juz do wyjecia — Co z drinkiem? — zapytal Pepe, ktorego pragnienie nigdy nie umieralo. — Na pewno jest tu brandy. W kazdej kuchni jest gdzies schowana brandy.
Patrzyl, jak Glenda chwyta zapiekanki przez fartuch i wyciaga z piecow. On traktowal je z obojetnoscia czlowieka, ktory woli pic swoje posilki. Sluchal wiec wyglaszanego polglosem monologu, a zapiekanka po zapiekance ladowala na blacie stolu.
— Nie kazalam jej tego robic… Dlaczego sie do tego wziela? — Bo jej powiedzialam, zeby to zrobila, w pewnym sensie. — I to nie sa takie zle zapiekanki — dodala glosniej. I ze zdziwieniem.
Juliet otworzyla oczy, rozejrzala sie sennie, a potem jej twarz stezala z przerazenia.
— Spokojnie, wyjelam je — uspokoila ja Glenda. — Calkiem udane.
— Nie mialam nic do roboty, a Trev byl zajety pilkowaniem, no i sobie pomyslalam, ze na jutro przydadza ci sie zapiekanki, wiec lepiej troche zrobie… — tlumaczyla sie Juliet. — Przepraszam.
Glenda odstapila o krok. Jak zaczac? — zastanawiala sie. Jak rozplatac to wszystko, a potem splatac z powrotem, tylko w lepszym ksztalcie, poniewaz wczesniej sie mylilam? U Shwatty Juliet nie tylko chodzila tam i z powrotem w roznych ubraniach, ale tez stala sie marzeniem. Marzeniem o ubraniach. Roziskrzonym, zywym i kuszaco realnym. A we wspomnieniach Glendy z pokazu mody doslownie jasniala, jakby rozswietlona od wewnatrz. Byla w tym jakas magia, ktora nie powinna szykowac zapiekanek. Odchrzaknela.
— Nauczylam cie wielu rzeczy, prawda, Juliet?
— Tak, Glendo — przyznala Juliet.
— I zawsze sie przydawaly, prawda?
— Tak, Glendo. Pamietam, ze to ty mi kazalas zawsze trzymac reke na mojej polpensowce, i bardzo ci jestem wdzieczna.
Pepe wydal z siebie jakis dziwny odglos. Glenda — czujac, ze jej twarz oblewa sie czerwienia — nie smiala na niego spojrzec.
— Wiec teraz tez mam dla ciebie rade, Juliet.
— Tak, Glendo?
— Po pierwsze, nigdy nie przepraszaj za cos, co nie wymaga przepraszania. A przede wszystkim nie przepraszaj za to, ze jestes soba.
— Tak, Glendo.
— Zrozumialas?
— Tak, Glendo.
— Cokolwiek sie stanie, zawsze pamietaj, ze umiesz zrobic dobra zapiekanke.
— Tak, Glendo.
— Pepe przyszedl tutaj, gdyz „BaBelki” chca cos o tobie napisac. Twoj obrazek znow byl dzis rano w azecie i… — Glenda urwala. — Nic jej nie grozi, prawda? — spytala.
Pepe znieruchomial w trakcie dyskretnego wyjmowania butelki z kredensu.
— Co do tego mozesz zaufac mnie i madame. Tylko ludzie wyjatkowo godni zaufania moga sobie pozwolic, zeby wygladac na tak niegodnych zaufania jak madame i ja.
— I bedzie musiala tylko pokazywac ubrania… Nie pij tego, to jest ocet winny!
— Wypije jedynie te czesc z winem — wyjasnil. — Tak, ma tylko pokazywac ubrania, ale sadzac po tym tlumie u nas w pracowni, znajda sie tacy, ktorzy zechca, by pokazywala tez buty, kapelusze, fryzury…
— Zadnego migdalenia — ostrzegla Glenda.