— Ale nie zachowuje sie pan jak pijany!

— Nie, gdyz calkiem dobrze udaje trzezwego, nie sadzi pani? I musze sie przyznac, ze dzisiejsza krzyzowka byla ciezka proba. Prokatalepsja i pleonazm jednego dnia? Musialem uzyc slownika! Ta kobieta jest potworem! Niezaleznie od tego, dziekuje pani za wizyte, panno Sugarbean. Z wielka sympatia wspominam jej odsmazane ziemniaki z kapusta. Gdyby byla rzezbiarka, danie to byloby przepieknym posagiem, bez rak i z tajemniczym usmiechem. Szkoda, ze niektore arcydziela sa tak nietrwale.

Dumna kucharka w Glendzie wzniosla sie niepowstrzymanie.

— Jednak przekazala mi przepis…

— Dziedzictwo lepsze od klejnotow. — Vetinari pokiwal glowa.

Prawde mowiac, kilka klejnotow tez by sie przydalo, uznala Glenda. Ale w koncu miala tajemnice odsmazanych ziemniakow z kapusta, a jej nie trzeba chowac w sejfie. Taka tajemnica jest calkiem odkryta i dlatego latwa do przeoczenia. Co do sekretow salatki Salmagundi…

— Sadze, ze audiencja dobiegla konca, panno Sugarbean — rzekl Vetinari. — Mam jeszcze bardzo wiele pracy, podobnie jak pani, nie watpie. — Siegnal po pioro i zaczal przegladac lezace przed nim dokumenty. — Zegnam, panno Sugarbean.

I to wszystko. W jakis sposob znalazla sie za drzwiami i juz prawie zamknela je za soba, kiedy uslyszala jeszcze:

— I dziekuje pani za dobroc okazana Nuttowi.

Drzwi zatrzasnely sie z kliknieciem, niemal trafiajac ja w twarz, kiedy blyskawicznie sie odwrocila.

* * *

— Czy madre bylo, ze to powiedzialem? — zapytal Vetinari, kiedy Glenda wyszla.

— Byc moze nie. Zapewne pomysli, ze ja obserwujemy — odparl gladko Drumknott.

— Mozliwe, ze by nalezalo. Takie sa wlasnie kobiety Sugarbeanow, Drumknott: pokorne domowe niewolnice, dopoki nie uznaja, ze komus dzieje sie krzywda, bo wtedy ruszaja do boju jak krolowa Ynci z Lancre, az wiruja kola rydwanu, a rece i nogi fruwaja na wszystkie strony.

— Nie miala ojca — zauwazyl Drumknott. — To niedobrze dla dziecka w naszych czasach.

— Sprawilo tylko, ze jest twardsza. Mozemy jedynie miec nadzieje, ze nie wpadnie na pomysl zajecia sie polityka.

— Czy nie to wlasnie robi, sir?

— Celna uwaga, Drumknott. Czy wygladam na pijanego?

— Moim zdaniem nie, sir. Choc jest pan nietypowo… gadatliwy.

— Logicznie?

— Do najdrobniejszych szczegolow, sir. Poczmistrz juz czeka, sir, a kilku przewodniczacych gildii pilnie chce sie z panem spotkac.

— Podejrzewam, ze pragna grac w pilke.

— Tak. Zamierzaja sformowac druzyny. I w zaden sposob nie moge zrozumiec dlaczego.

Vetinari odlozyl pioro.

— Drumknott, gdybys zobaczyl pilke lezaca zapraszajaco na ziemi, kopnalbys ja?

Sekretarz zmarszczyl brwi.

— To zalezy, jak owo zaproszenie byloby sformulowane.

— Przepraszam?

— Czy na przyklad byloby notka przymocowana do pilki przez nieznana osobe badz osoby.

— Sklanialem sie raczej ku koncepcji, iz moglbys zwyczajnie poczuc sie tak, jakby caly swiat bezglosnie cie zachecal, zeby mocno ja kopnac.

— Nie, sir. Jest zbyt wiele niewiadomych. Jakis nieprzyjaciel albo zartownis moglby podejrzewac, ze podejme tego rodzaju dzialanie, i wykonal pilke z betonu lub podobnego materialu w nadziei, ze doznam groznego lub zabawnego urazu. Dlatego najpierw bym sprawdzil.

— A potem, gdyby wszystko bylo jak nalezy, kopnalbys pilke?

— A co chcialbym tym osiagnac badz zyskac?

— Ciekawe pytanie. Przypuszczam, ze celem byloby doznanie radosci na widok jej w locie.

Drumknott rozwazal to przez chwile.

— Przykro mi, sir, ale w tym miejscu chyba sie zgubilem.

— Ach, jestes skalnym filarem w swiecie przemian, Drumknott. Brawo.

— Zastanawialem sie jeszcze, czy moglbym ewentualnie cos dodac, sir… — rzekl z powaga sekretarz.

— Scena nalezy do ciebie, Drumknott.

— Nie chcialbym, by uwazano, ze nie kupuje sobie spinaczy, sir. Lubie miec wlasne spinacze. To znaczy, ze sa moje. Uznalem, ze moze pomoc, jesli poinformuje pana o tym spokojnie i niekonfrontacyjnie.

Przez kilka chwil Vetinari patrzyl w sufit, po czym rzekl:

— Dziekuje za szczerosc. Uznam te kwestie za wyjasniona, a sprawe za zamknieta.

— Dziekuje, sir.

* * *

Gdy miasto bylo pobudzone, oszolomione albo wystraszone, gromadzilo sie na placu Sator. Ludzie, ktorzy wlasciwie nie mieli pojecia, dlaczego to robia, zbierali sie, by sluchac innych ludzi, ktorzy tez nic nie wiedzieli, zgodnie z zasada, ze ignorancja dzielona to ignorancja podwajana. Dzisiejszego ranka staly tam grupki mieszkancow, bylo tez kilka napredce zebranych druzyn, albowiem zapisane jest, a raczej nabazgrane gdzies na murze, ze gdziekolwiek zbierze sie dwoch lub wiecej, tam znajdzie sie cos do kopania. Blaszane puszki i ciasno zwiniete kule szmat irytowaly doroslych ze wszystkich stron. Jednak kiedy Glenda podeszla blizej, otworzyly sie wielkie wrota uniwersytetu i wyszedl Myslak Stibbons, dosc niefachowo odbijajac jedna z tych przekletych nowych skorzanych pilek.

Gloing!

Cisza dzwonila, kiedy toczace sie puszki brzeczaly zapomniane. Wszystkie oczy wpatrywaly sie w maga i pilke. Rzucil ja i rozleglo sie podwojne „gloing!”, kiedy odbila sie od kamieni bruku. A potem ja kopnal. Bylo to troche niezgrabne kopniecie (jak na kopniecie), ale nikt z obecnych na placu nigdy jeszcze nie kopnal niczego nawet na dziesiata czesc tego dystansu. I kazdy osobnik plci meskiej popedzil za nia, popychany odwiecznym instynktem.

Wygrali, pomyslala smetnie Glenda. Pilka, ktora robi „gloing!”, gdy inne robia „stuk”. Jaka to walka?

Ruszyla do tylnego wejscia. W swiecie, ktory stawal sie zbyt skomplikowany, w ktorym mogla wedrzec sie do tyrana o czarnym sercu i wyjsc od niego cala i zdrowa, musiala znalezc jakies miejsce, ktore nie wirowalo. Nocna kuchnie znala jak wlasna sypialnie, byla jej dziedzina, pod jej wladza. W nocnej kuchni mogla sie zmierzyc ze wszystkim.

Jakis osobnik stal oparty o mur obok pojemnikow na smieci. Z jakichs powodow Glenda rozpoznala go natychmiast, mimo dlugiego plaszcza i naciagnietego na oczy ronda kapelusza. Nikt, kogo znala, nie potrafil rozluznic sie tak jak Pepe.

— Siema, Glendo — odezwal sie glos spod kapelusza.

— Co tu robisz? — spytala.

— Wiesz, jak trudno kogos znalezc w tym miescie, jesli nie mozna nikomu powiedziec, jak wyglada, i czlowiek nie jest calkiem pewien, czy dobrze zapamietal nazwisko? — odparl Pepe. — Gdzie jest Jula?

— Nie wiem. Nie widzialam jej od wczorajszego wieczoru.

— Moze naprawde warto ja znalezc, zanim zrobia to inni.

— Jacy inni? — zdziwila sie Glenda.

Pepe wzruszyl ramionami.

— Wszyscy — mruknal. — Szukaja jej glownie w dzielnicach krasnoludow, ale to tylko kwestia czasu. W naszym salonie ruszyc sie przez nich nie mozna i ledwie zdolalem sie wymknac.

— Dlaczego jej szukaja? — W Glendzie narastala panika. — Czytalam w azecie, ze ludzie probuja ja znalezc, ale przeciez nie zrobila nic zlego!

Вы читаете Niewidoczni Akademicy
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату