niego napije. Osobiscie tego dopilnuje.
Dostal burze oklaskow. Glenda czula sie zazenowana, ale i zla. Sluchacze dawali sie prowadzic jak na smyczy. A raczej na piwie.
Vetinari nie potrzebowal batow ani zgniataczy kciukow, wystarczalo mu Specjalnie Warzone Winkle’a, wybor magow, a juz wiodl ich jak owieczki. I pil rowno z nimi. Jak on to robi? Patrzcie na mnie, mowil. Jestem taki jak wy… a przeciez wcale nie jest taki. Oni nie moga kogos zabic… rozwazyla niektore uliczne bojki po zamknieciu pubow i dodala:… bezkarnie.
— Moj przyjaciel nadrektor wlasnie mnie poinformowal, ze… oczywiscie… w zadnej sytuacji nie beda uzywac magii. Nikt nie chcialby ogladac druzyny zab, to chyba jasne!
Ten kulawy zart wywolal powszechny smiech, ale w tej chwili smialiby sie nawet z papierowej torby.
— To bedzie prawdziwy mecz, panowie. Zadnych sztuczek, jedynie umiejetnosci — mowil dalej Patrycjusz znowu ostrym tonem. — Dlatego dekretuje nowy kodeks, oparty na uswieconych i tradycyjnych zasadach, tak niedawno odnalezionych, ale tez uwzgledniajacy wiele juz wam znanych, wprowadzonych stosunkowo niedawno. Urzad sedziego ma zagwarantowac przestrzeganie regul. Poniewaz musza byc jakies reguly, przyjaciele. Musza. Nie ma gry bez regul. Nie ma regul, nie ma gry.
I oto bylo… Przez piwne opary nikt chyba nie zauwazyl ostrza brzytwy, ktore na moment blysnelo w cukrowej wacie. Reguly, myslala Glenda. Jakie sa te nowe reguly? Nigdy nie znalam zadnych regul.
Jednak asystent Patrycjusza, kimkolwiek byl, spokojnie kladl juz przed kazdym z biesiadnikow po kilka kartek papieru.
Przypomniala sobie oszolomienie Stollopa, kiedy mial do czynienia zaledwie z koperta. Niektorzy chyba umieja czytac, ale ilu potrafi teraz?
Jego lordowska mosc jeszcze nie skonczyl.
— I wreszcie, panowie, chcialbym, abyscie przejrzeli i podpisali kopie regulaminu, ktore wreczyl wam Drumknott. Rozumiem tez, ze nadrektor i jego koledzy w sali klubowej z radoscia poczestuja was cygarami i doskonala brandy!
No i to zalatwi sprawe, prawda? Gracze byli przyzwyczajeni tylko do piwa. Owszem, trzeba przyznac, ze byli przyzwyczajeni do wielkich ilosci tylko piwa. Mimo to, jesli mogla osadzic — a byla calkiem niezlym sedzia — w tej chwili niewiele im brakowalo, by pasc z przepicia. Owszem, niektorzy doswiadczeni kapitanowie potrafili ustac przez jakis czas, bedac technicznie pijani do nieprzytomnosci. Niewiele jest rzeczy bardziej krepujacych niz widok kogos pijanego do nieprzytomnosci, ale jedna z nich to wlasnie pijany do nieprzytomnosci, ktory jeszcze stoi. Zdumiewajace — kapitanowie nalezeli do ludzi, ktorzy pija piwo kwartami, potrafia beknieciami odegrac hymn miasta i giac zelazne prety zebami… albo nawet cudzymi zebami. Jasne, pod wzgledem edukacji nie stali zbyt wysoko, ale czy musieli byc tacy tepi?
— Niech pan powie — mruknal Ridcully, gdy obaj patrzyli, jak goscie wychodza chwiejnym krokiem. — Czy to pan stoi za odkryciem urny?
— Znamy sie przeciez od dosc dawna, Mustrumie, nieprawdaz? — odparl Vetinari. — I jak pan wie, na pewno bym pana nie oklamal. — Zastanowil sie chwile. — To znaczy oczywiscie, ze bym pana oklamal w akceptowalnych okolicznosciach, ale w tym przypadku moge szczerze zapewnic, ze odkrycie urny dla mnie tez bylo niespodzianka, choc istotnie przyjemna. Zakladalem, ze to wy, panowie, macie z tym cos wspolnego.
— Nawet nie wiedzielismy, ze tam jest — przyznal Ridcully. — Osobiscie podejrzewam, ze zaangazowana jest religia.
Vetinari sie usmiechnal.
— No oczywiscie, zgodnie z klasyka bogowie graja losami ludzi, wiec zapewne nie ma powodu, zeby nie grali w pilke. My gramy i nami graja, a najlepsze, na co mozemy liczyc, to robic to w dobrym stylu.
Powietrze w sali klubowej daloby sie pewnie kroic nozem, gdyby ktokolwiek byl w stanie znalezc noz. Albo chwycic ten noz z wlasciwego konca, gdyby juz go znalazl. Z punktu widzenia magow bylo to calkiem normalne. I choc licznych kapitanow odwieziono juz na taczkach, przewidujaco ustawionych tam wczesniej, wciaz pozostalo tylu stojacych gosci, ze wypelniali sale goraca, duszna wrzawa. W pustym kacie Patrycjusz i dwoch nadrektorow znalezli troche miejsca, zeby odprezyc sie w wielkich fotelach i omowic kilka kwestii.
— Wie pan, Henry… — Vetinari zwrocil sie do bylego dziekana. — Mysle, ze byloby swietnym pomyslem, aby to pan byl sedzia w tym meczu.
— No nie, to byloby bardzo niesprawiedliwe! — oburzyl sie Ridcully.
— Wobec kogo, jesli wolno spytac?
— Tego, no… Moze sie pojawic kwestia rywalizacji miedzy magami.
— Ale z drugiej strony — odparl Vetinari idealnie jedwabistym glosem — mozna tez sadzic, ze z politycznych powodow inny mag bedzie mial zywotny interes, by nie pozwolic, zeby kolega nadrektor zostal pokonany przez osobnikow, ktorzy, niezaleznie od swych czesto niezwyklych talentow, umiejetnosci, cech charakteru i historii zycia, sa jednak zbryleni pod wspolnym okresleniem zwyklych ludzi.
Ridcully wzniosl bardzo wielki kieliszek brandy w ogolnym kierunku granicy wszechswiata.
— Mam calkowite zaufanie do mojego przyjaciela Henry’ego — zapewnil. — Nawet jesli jest troche nazbyt tlusty.
— To nieuczciwe — obruszyl sie Henry. — Czlowiek poteznie zbudowany moze biegac calkiem lekko. Czy jest szansa, zebym dostal zatruty sztylet?
— Nastaly nowe czasy — odparl Vetinari. — Przykro mi to mowic, ale musi panu wystarczyc jakas odmiana gwizdka.
I w tej chwili ktos sprobowal klepnac Patrycjusza w plecy.
Zdarzylo sie to niezwykle szybko, a skonczylo jeszcze szybciej, Vetinari wciaz siedzial w fotelu z kuflem piwa w jednej rece i przegubem intruza sciskanym mocno nad glowa. Wypuscil go i powiedzial:
— Czego pan sobie zyczy?
— Pan jestes lord Veterinary, co? Zem widzial na znaczkach od poczty.
Ridcully rozejrzal sie wokol. Kilku urzednikow Patrycjusza zmierzalo ku nim pospiesznie, wraz z kilkoma przyjaciolmi belkotliwego mowcy, ktorych w tym momencie mozna bylo zdefiniowac jako osoby odrobine bardziej trzezwe niz on — i trzezwiejace w bardzo, bardzo szybkim tempie, poniewaz kiedy czlowiek klepnal tyrana po plecach, potrzebuje wszystkich przyjaciol, jakich moze znalezc.
Vetinari skinal swoim dzentelmenom, ktorzy rozplyneli sie w tlumie, po czym pstryknal palcami na kelnera.
— Prosze podac krzeslo mojemu nowemu przyjacielowi.
— Jest pan pewien? — spytal Ridcully, gdy podsunieto krzeslo mezczyznie, ktory szczesliwym zbiegiem okolicznosci i tak juz przewracal sie do tylu.
— Znaszy… — tlumaczyl — bo mowia, zes pan jess kawal drania, ale ja tam mowie, ze pan masz rassje z ta pilka. Nie ma sso sie tluss po staremu. Wiem, sso mowie, dwa razy mie w glowe kopneli.
— Doprawdy? — zdziwil sie Vetinari. — A jak brzmi panskie imie?
— Swithin, szefie.
— A moze rowniez nazwisko?
— Dustworthy. — Mezczyzna uniosl palec, jakby salutowal. — Kapitan Kogudziobnych Dzikow.
— Ach, ostatni sezon nie byl dla was udany — zauwazyl Vetinari. — Potrzebujecie w druzynie swiezej krwi, zwlaszcza odkad Jimmy Wilkins trafil na Tanty, poniewaz odgryzl komus nos. Nastroszone Wzgorze przeszlo po was spacerkiem, bo straciliscie ducha, kiedy obaj bracia Pinchpenny trafili do Lady Sybil. Od trzech sezonow tkwicie w bagnie. Owszem, wszyscy twierdza, ze Harry Capstick dobrze sie spisuje, odkad odkupiliscie go od Kopalni Melasy za dwie skrzynki Specjalnie Warzonego Winkle’a i worek boczku. To niezle jak na kogos z drewniana noga, ale nie ma zadnego wsparcia.
Krag ciszy narastal wokol Vetinariego i chwiejacego sie Swithina. Ridcully rozdziawil usta, a kieliszek brandy Henry’ego pozostal w polowie pelny, co bylo zjawiskiem niezwyklym dla kieliszka trzymanego w dloni maga przez czas dluzszy niz pietnascie sekund.
— Slyszalem tez, ze waszym zapiekankom sporo brakuje, na przyklad martwej i ugotowanej zawartosci organicznej — mowil Vetinari. — Trudno porwac Scisk za soba, kiedy ludzie widza chodzace samodzielnie