Wstala i niezauwazona szla wsrod tlumu, z mglistym planem obejrzenia tutejszej kuchni. Jednak na drodze stanal jej ktos, czyje zaokraglone cialo, spocona twarz i zdenerwowanie sugerowaly oberzyste.
— Jesli zechce pani momencik zaczekac… — powiedzial do niej, po czym zwrocil sie do kobiety wychodzacej z pokoju, ktory wygladal jak prywatna jadalnia. — Jak milo bylo znow pania goscic, lady — zapewnil, kolyszac sie lekko. — Wasza laskawosc wyswiadcza nam zaszczyt, odwiedzajac nasz skromny lokal.
Lady…
Wlasnie tak Glenda wyobrazala sobie te kobiete, kiedy Nutt po raz pierwszy o niej opowiadal. Wysoka, szczupla, mroczna, nieprzystepna i budzaca lek. Mine miala surowa. Kiedy sie odezwala, Glenda uznala jej ton za elegancki.
— Zbyt tu halasliwie.
— Ale wolowina doskonala — wtracil ktos.
Glenda spostrzegla, ze dama niemal przeslonila nizsza kobiete, calkiem sympatyczna i majaca w sobie cos pedantycznego.
— Czy pani jest lady Margolotta? — spytala.
Wysoka dama rzucila jej szybkie spojrzenie krotkotrwalej wzgardy, po czym odmaszerowala w strone glownego wyjscia. Jej towarzyszka sie zatrzymala.
— Masz jakas sprawe do lady Margolotty? — spytala.
— Czy ona jedzie do Ankh-Morpork? — spytala Glenda. — Wszyscy wiedza, ze jest flama lorda Vetinariego.
I natychmiast poczula zaklopotanie. Dlaczego uzyla tego slowa? Przywolywalo obrazy, ktore po prostu nie miescily sie w dostepnej przestrzeni jej umyslu.
— Doprawdy? — zdziwila sie kobieta. — Z cala pewnoscia sa bliskimi przyjaciolmi.
— W kazdym razie chcialabym z nia porozmawiac o panu Nutcie — wyjasnila Glenda.
Kobieta pociagnela ja do pustej lawy.
— Byly jakies klopoty? — spytala z niepokojem. Usiadla i klepnela miejsce obok siebie.
— Powiedziala mu, ze jest bezwartosciowy — oswiadczyla Glenda. — I czasem mi sie wydaje, ze on sie martwi wylacznie o swoja wartosc.
— A czy ty masz jakas wartosc? — spytala kobieta.
— Co to za pytanie? Przeciez wcale sie nie znamy!
— To ciekawa kwestia i moze wiele wyjasnic. Czy uwazasz, ze z tego powodu, iz zawiera ciebie, swiat jest lepszym miejscem? I wyswiadcz mi uprzejmosc zastanowienia sie nad odpowiedzia zamiast siegania po jakas juz gotowa z polki „urazone”. Obawiam sie, ze ostatnio zdarza sie to coraz czesciej. Ludzie mysla, ze myslenie i dzialanie sa tym samym.
Wobec takiej reprymendy Glenda ograniczyla sie do krotkiego:
— Tak.
— Dzieki tobie stal sie lepszy, uwazasz?
— Tak. Pomoglam wielu ludziom i wynalazlam zapiekanke oracza.
— Czy ludzie, ktorym pomoglas, chcieli twojej pomocy?
— Co? Tak, przyszli i poprosili.
— Dobrze. A zapiekanka oracza?
Glenda wytlumaczyla.
— Ach, musisz byc ta kucharka z Niewidocznego Uniwersytetu — domyslila sie kobieta. — To znaczy, ze masz do dyspozycji nieco wiecej niz zwykla kucharka. Zatem, dedukuje, ze aby marynowane cebulki w zapiekance zachowaly chrupkosc, tuz przed pieczeniem wkladasz je do chlodni, a zeby nie zamarzly, owijasz w ser. Jesli wlasciwie ulozysz zapiekanke i bedziesz uwazala na temperature, powinno sie udac. — Przerwala na chwile. — Halo! — zawolala.
— Jest pani kucharka? — spytala Glenda.
— Wielkie nieba, nie!
— Tak po prostu pani to odgadla? Pan Nutt opowiadal mi, ze lady zatrudnia bardzo madre osoby.
— Troche jestem zaklopotana, mowiac to, ale rzeczywiscie.
— Ale nie powinna mowic panu Nuttowi, ze jest bezwartosciowy. Nie powinna tak traktowac ludzi.
— Przeciez byl bezwartosciowy, prawda? Kiedy go znaleziono, nie potrafil nawet normalnie mowic. Z pewnoscia to, co zrobila, bardzo mu pomoglo.
— Tylko ze on strasznie sie tym przejmuje. I okazalo sie, ze jest orkiem. O co w tym wszystkim chodzi?
— A czy on, twoim zdaniem, robi cos szczegolnie orkowego?
— Czasami… czasami paznokcie zmieniaja mu sie w szpony.
Kobieta zaniepokoila sie nagle.
— I co wtedy robi?
— No, nic. One tak jakby… chowaja sie z powrotem. Ale wytwarza cudowne swiece — dodala szybko Glenda. — Caly czas cos tworzy. Calkiem jakby ta… wartosc ciagle wyciekala i trzeba bylo ja stale uzupelniac.
— Byc moze, kiedy tak to ujmujesz, rzeczywiscie byla z nim zbyt pochopna.
— Ona go kocha? — spytala Glenda.
— Slucham?
— Chcialam powiedziec: czy ktokolwiek kiedys go kochal?
— Och, mysle, ze ona tak, na swoj sposob — przyznala kobieta.
— Chociaz jest wampirem, jak wiesz. One widza swiat troche inaczej.
— No wiec gdybym mogla z nia porozmawiac, tobym powiedziala, co o tym mysle — oswiadczyla Glenda. — Namieszala mu w glowie. Napuscila na niego paskudne latajace kobiety. Nie pozwolilabym jej na to.
— Jak slyszalam, jest wrecz niezwykle silna.
— To jej nie daje prawa… I wie pani co? Pan Nutt tez jest tutaj. Tak, jest na dziedzincu i podkuwa konie dla Lancranskiego Lotnika. Jest naprawde zadziwiajacy.
— Na to wyglada — zgodzila sie kobieta z lekkim usmieszkiem. — I ma w tobie namietna stronniczke.
Glenda sie zawahala.
— Nic nie mowilam o namietnosci…
— To znaczy, ze pelna pasji. Czy zywi pani jakas pasje wobec pana Nutta, panno Sugarbean? I prosze pamietac, lubie, kiedy ludzie wyswiadczaja mi zaszczyt zastanowienia sie, zanim odpowiedza.
— No wiec bardzo go lubie — przyznala Glenda.
— To czarujace. Przychodzi mi do glowy, ze pan Nutt osiagnal moze wieksza wartosc, niz sie spodziewalam.
— Dlatego prosze powtorzyc lady, co mowilam — rzekla Glenda. Kark plonal jej zarem od rumienca. — Pan Nutt ma przyjaciol.
— Na pewno — obiecala kobieta, wstajac. — A teraz musisz mi wybaczyc, nasz dylizans zaraz odjezdza. Musze leciec.
— Prosze pamietac, co powiedzialam! — krzyknela za nia Glenda.
Zobaczyla jeszcze, ze kobieta oglada sie i usmiecha do niej, a potem zaslonila ja grupa pasazerow z nowo przybylego dylizansu, ktora weszla pospiesznie, uciekajac przed nocnym chlodem.
Glenda, ktora wstala rownoczesnie z kobieta, teraz usiadla ciezko. Za kogo ona sie uwaza? Jest prawdopodobnie bibliotekarka u lady. Nutt wspominal o niej kilka razy. I wyraznie uwazala sie za kogos wazniejszego, niz byla w rzeczywistosci. Nie miala nawet dosc przyzwoitosci, by spytac, jak Glenda sie nazywa.
W glebi umyslu zabrzmialo dalekie granie rogow przerazenia. Czy ta kobieta spytala Glende o nazwisko? Nie. A przeciez znala je, a skad mialaby wiedziec cokolwiek o „kucharce” z Niewidocznego Uniwersytetu? I w mgnieniu oka rozgryzla zapiekanke oracza.
Niewielka czesc Glendy, uwolniona niedawno przez sherry, takze sie wtracila, stwierdzajac: Klopot z toba polega na tym, ze przyjmujesz zalozenia. Widzisz cos i uwazasz, ze wiesz, na co patrzysz. A ona z pewnoscia nie mowila jak bibliotekarka, prawda?
Powoli, bardzo powoli Glenda uniosla zacisnieta w piesc lewa dlon, przysunela sobie do ust i ugryzla