mocno. Probowala jakos usunac ostatnie pietnascie minut z zapisow wszechswiata i zastapic je czyms o wiele mniej krepujacym, na przyklad zgubieniem przez nia majtek.

* * *

Nawet w srodku nocy kuznia byla osrodkiem zainteresowania. Dylizanse przybywaly i odjezdzaly bez przerwy. Zajazd nie pracowal wedlug slonca, lecz wedlug rozkladu jazdy. Niemajacy nic do roboty ludzie, czekajacy na swoje polaczenie, trafiali do kuzni jako darmowego spektaklu i schronienia przed nocnym chlodem.

Nutt podkuwal konia. Trev widzial juz podkuwanie koni, ale nigdy w taki sposob. Zwierze stalo jak sparalizowane i ledwie dostrzegalnie drzalo. Kiedy Nutt chcial, by sie przesunelo, cmokal jezykiem. Kiedy chcial, by unioslo noge, zalatwial to kolejnym cmoknieciem. Trev wyczuwal, ze nie patrzy na czlowieka podkuwajacego konia, ale na mistrza demonstrujacego swoj kunszt amatorom. Gdy podkowa znalazla sie na miejscu, kon przeszedl do tylu przed tlumem widzow, jakby byl modelem na pokazie; odwrocil sie, kiedy Nutt machnal reka i cmoknal jeszcze raz. Nie wygladal na specjalnie szczesliwego konia, ale na bogow, byl posluszny.

— Tak, chyba wszystko w porzadku — uznal Nutt.

— Ile nas to bedzie kosztowac? — zapytal woznica. — Swietna robota, musze przyznac.

— Ile? Ile? Ile? — powtarzal Nutt, jakby obracal to slowo w myslach. — Czy zyskalem wartosc, drogi panie?

— Tak uwazam, kolego. Nigdy jeszcze nie widzialem, zeby ktos tak gladko podkul konia.

— Zatem wartosc mi wystarczy. Oraz przejazd dla mnie i trojga moich przyjaciol do Ankh-Morpork.

— I piec dolarow — wtracil Trev, ktory z predkoscia pieniedzy nadszedl ze swego miejsca pod murem.

Woznica pociagnal nosem.

— Troche drogo.

— Czemu? — zdziwil sie Trev. — Za nocna robote? Lepsza niz specyfikacja Burleigha i Wrecemocnego? Moim zdaniem to calkiem niezly interes.

Pomruk wsrod patrzacych wsparl opinie Treva.

— Nie widzialam jeszcze, zeby ktos zrobil cos takiego — stwierdzila Juliet. — Ten kon by zatanczyl, gdyby go poprosic.

Woznica mrugnal do Treva.

— No dobra, chlopcze. Co moge powiedziec? Stary Havacook tutaj to dobry zwierzak, ale troche temperamentny. Kiedys wykopal woznice przez sciane. Nie myslalem, ze zobacze go, jak stoi grzecznie i podnosi noge niby wytresowany piesek. Twoj kumpel zarobil na swoje pieniadze i na przejazd.

— Odprowadzcie go, prosze — rzekl Nutt. — Ale badzcie ostrozni, bo kiedy oddali sie kawalek ode mnie, moze troche brykac.

Tlum sie rozszedl. Nutt starannie ugasil ogien w palenisku i zaczal pakowac narzedzia do skrzynki.

— Jesli mamy wrocic, to lepiej juz chodzmy. Czy ktos widzial panne Glende?

— Tu jestem. — Glenda wynurzyla sie z cienia. — Trev, idz z Jula i zajmijcie nam miejsca w powozie. Ja musze porozmawiac z panem Nuttem.

Odeszli oboje.

— Byla tu lady — poinformowala Nutta, kiedy zostali sami.

— Wcale mnie to nie dziwi — odparl, zatrzaskujac zamki swojej skrzynki. — Praktycznie wszyscy tedy przejezdzaja, a ona duzo podrozuje.

— Dlaczego uciekles?

— Bo wiedzialem, co sie stanie. Jestem orkiem. To wszystko.

— Ale ludzie z omnibusu byli po twojej stronie — przypomniala Glenda.

Nutt zgial palce i na moment wysunely sie szpony.

— A jutro? — zapytal. — A gdyby cos zle poszlo? Wszyscy wiedza, ze orki wyrywaja ludziom rece. Wszyscy wiedza, ze orki odrywaja glowy. Wszyscy o tym wiedza. To niedobrze.

— W takim razie czemu wracasz?

— Bo jestescie dobrzy i przyjechaliscie za mna. Jak moglbym odmowic? Ale nie zmienia to wszystkich tych rzeczy, o ktorych wszyscy wiedza.

— Za kazdym razem, kiedy robisz swiece albo podkuwasz konia, zmieniasz te rzeczy, o ktorych wszyscy wiedza. Czy wiesz, ze orki… — Glenda sie zawahala — … byly tak jakby stworzone?

— Tak — potwierdzil Nutt. — Bylo to napisane w ksiazce.

Niewiele brakowalo, by eksplodowala.

— To dlaczego mi nie powiedziales?

— Czy to wazne? Jestesmy tym, kim jestesmy teraz.

— Nie musicie byc! — krzyknela. — Wszyscy wiedza, ze trolle pozeraja ludzi i potem ich wypluwaja. Wszyscy wiedza, ze krasnoludy odrabuja ludziom nogi. Ale rownoczesnie wszyscy wiedza, ze to, co wszyscy wiedza, to nieprawda. A orki nie chcialy byc takie, jakie sa. Ludzie to zrozumieja.

— To bedzie straszliwe brzemie.

— Pomoge! — Glenda byla zaszokowana predkoscia wlasnej reakcji. I wymamrotala jeszcze: — Pomoge.

Wegle w palenisku trzeszczaly cicho, gdy przygasaly. Ogien w pracowitej kuzni rzadko kiedy calkiem gasnie. Po chwili odezwala sie Glenda.

— To ty napisales wiersz dla Treva, prawda?

— Tak, panno Glendo. Mam nadzieje, ze jej sie podobal.

Glenda uznala, ze powinna wyjasnic to delikatnie.

— Musze ci wyznac, ze nie zrozumiala wielu slow. Tak jakby musialam je przetlumaczyc.

Nie bylo to zbyt trudne, przypomniala sobie. Wiekszosc wierszy milosnych pod ozdobnym pismem byla wlasciwie taka sama.

— A czy panience sie podobal? — spytal Nutt.

— To byl przepiekny wiersz — odparla.

— Napisalem go dla panienki.

Nutt patrzyl na nia z mina, ktora laczyla w sobie rownoczesnie lek i wyzwanie.

A po jego slowach stygnace palenisko rozjarzylo sie na nowo. W koncu kuznia ma przeciez dusze. I calkiem jakby na to czekaly, mozliwe odpowiedzi ustawily sie Glendzie na koncu jezyka. Cokolwiek teraz zrobisz, bedzie bardzo wazne, powiedziala sobie. Naprawde, niezwykle, wyjatkowo wazne. Nie probuj sie zastanawiac, co ta nieszczesna sluzaca Mary by zrobila w jednej z tych tanich powiesci, ktore czytujesz, poniewaz Mary zostala wymyslona przez osobe, ktorej nazwisko podejrzanie przypomina anagram kogos takiego jak ty sama. Ona nie jest prawdziwa, a ty jestes.

— Lepiej wsiadajmy do dylizansu — powiedzial Nutt, chwytajac skrzynke.

Glenda dala spokoj namyslom i wybuchnela placzem. Nalezy zaznaczyc, ze nie byly to takie delikatne lezki, jakie poplynelyby spod powiek sluzacej Mary, ale wielkie, dlugo wstrzymywane lzy kogos, kto bardzo rzadko placze. Byly rowniez troche lepkie, z sugestia zasmarkania. Ale tez prawdziwe — sluzaca Mary zwyczajnie nie bylaby do takich zdolna.

No i oczywiscie wlasnie w takiej chwili Trev musial wylezc z mroku i powiedziec:

— Zapowiadaja nasz kurs… Czy u was wszystko w porzadku?

Nutt spojrzal na Glende. Lez nie da sie w zasadzie cofnac, ale Glenda zdolala jakos zrownowazyc je usmiechem.

— Wydaje mi sie, ze tak jest w istocie — powiedzial Nutt.

* * *

Podrozujac pospiesznym dylizansem, nawet w pogodna ciepla jesienna noc, pasazerowie na dachu doswiadczaja temperatur, w ktorych zamarza sie na kosc. Oczywiscie sa skorzane oslony i derki roznego wieku, grubosci i zapachu. Przetrwac mozna, jedynie owijajac sie w najwiekszy mozliwy kokon, w miare mozliwosci razem z kims innym, siedzacym obok — dwojgu ludziom latwiej sie rozgrzac niz jednemu. W teorii moze to

Вы читаете Niewidoczni Akademicy
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату