Kiedy dotarli na miejsce, przed uniwersytetem czekal spory tlum — tak samo jak wczoraj, jednak dzisiaj wydawalo sie, ze ma inny charakter. Ludzie gapili sie na nia i Nutta, a w ich spojrzeniach bylo cos niedobrego.

Wyciagnela reke do kopca, ktory byl Trevem, i udala, ze nie slyszy dziewczecego chichotu.

— Trev — powiedziala. — Czy moglbys rzucic na to okiem? Wydaje mi sie, ze beda klopoty.

Bardzo rozczochrany Trev wysunal glowe spod kocow.

— Hmm… Mnie tez — stwierdzil. — Przemkniemy tylnym wejsciem.

— Mozemy zostac i wysiasc przy poczcie.

— Nie — zdecydowal Trev. — Nie zrobilismy nic zlego.

Kiedy wysiadali, do Nutta podszedl maly chlopczyk.

— Czy pan jest orkiem?

— Tak — potwierdzil Nutt, pomagajac zejsc Glendzie. — Jestem orkiem.

— Fajnie! A ukrecil pan kiedys komus glowe?

— Nie wydaje mi sie. Na pewno bym to zapamietal.

Zyskal jesli nie oklaski, to przynajmniej pewna aprobate ze strony stojacych w poblizu. To jego glos, pomyslala Glenda. Brzmi bardziej elegancko niz u maga. Trudno sobie wyobrazic taki glos z rekami zacisnietymi na czyjejs glowie.

Nagle otworzyla sie tylna brama i szybkim krokiem wyszedl Myslak Stibbons.

— Zobaczylismy was z holu — oswiadczyl, chwytajac Nutta za ramie. — Chodzcie szybko. Gdziescie byli?

— Musielismy pojechac do Sto Lat — wyjasnil Trev.

— Sluzbowo — dodala Juliet.

— W sprawach osobistych — poprawila ja Glenda, jakby prowokowala Myslaka, by wyrazil pretensje. — Cos sie stalo?

— Bylo dzisiaj cos w azecie. Nie mielismy najprzyjemniejszych chwil — tlumaczyl Myslak, holujac ich w strone relatywnego bezpieczenstwa kruzgankow.

— Napisali cos paskudnego o panu Nutcie? — spytal Trev.

— Niezupelnie. Wydawca „Pulsu” zjawil sie osobiscie i zapukal do bramy o polnocy. Chcial porozmawiac z nadrektorem i dowiedziec sie wszystkiego o panu. — Ostatnie slowa skierowal bezposrednio do Nutta.

— Zaloze sie, ze to ten przeklety Ottomy im powiedzial — warknela Glenda. — I co zrobili?

— No wiec oczywiscie wiecie o tych klopotach z powodu Meduzy w Strazy Miejskiej jakis czas temu?

— Tak, ale wy, magowie, wszystko zalatwiliscie — przypomnial Trev.

— Tylko ze nikt nie lubi zmieniac sie w kamien, nawet na pol godziny. — Myslak westchnal. — „Puls” wydrukowal rozsadny tekst. Uwazam, ze calkiem dobrze wypadl. Zacytowali nadrektora, ktory tlumaczyl, ze pan Nutt jest ciezko pracujacym czlonkiem uniwersyteckiego personelu i ze nie bylo zadnych przypadkow urwania komus nogi.

— Tak to napisali? — Glenda szeroko otworzyla oczy.

— Och, zna pani takie teksty, jesli czytuje pani azety — odparl Myslak. — Oni chyba naprawde uwazaja, ze ich obowiazkiem jest uspokajac ludzi, najpierw dokladnie im tlumaczac, czemu powinni sie obawiac i bardzo niepokoic.

— O tak, wiem. Jak ludzie mogliby sie niepokoic, gdyby nikt im nie wytlumaczyl dlaczego?

— No wiec nie wyszlo tak zle. Ale potem kilka innych azet zajelo sie tym tematem i fakty staly sie, hm… elastyczne. „Detektyw” napisal, ze Nutt trenuje druzyne pilkarska.

— To prawda — zauwazyla Glenda.

— No wiec tak naprawde trenerem jestem ja. Tylko ze zlecilem mu to zadanie. Mam nadzieje, ze wszyscy rozumieja. W kazdym razie zamiescili rysunek na ten temat.

Glenda zaslonila dlonia oczy. Nie znosila azetowych rysunkow.

— Narysowali druzyne pilkarska zlozona z orkow? — upewnila sie.

Wzrok Myslaka wyrazal podziw.

— Tak — potwierdzil. — I dali artykul o powaznych watpliwosciach wobec polityki otwartych drzwi Vetinariego, rownoczesnie przekonujac, ze pogloski, jakoby pan Nutt powinien byc zakuty w lancuchy, sa prawdopodobnie falszywe.

— A „Tantanska Fanfara”? — spytala Glenda. — Oni nigdy nie pisza o niczym, co nie zawiera krwi i okropnego morderstwa… Albo obrazkow dziewczat bez bluzek — dodala po zastanowieniu.

— A tak — przyznal Myslak. — Dali dosc niewyrazny obrazek dziewczyny z ogromnymi melonami.

— Chodzi panu o… — zaczal Trev.

— Nie, po prostu wielkie melony. Takie zielone, troche nakrapiane. Wygrala chyba jakis konkurs dla ich hodowcow. Ale w podpisie mowila, ze nie zasnie spokojnie we wlasnym lozku, skoro wie, ze w miescie sa orki.

— Czy lord Vetinari robi cos w tej sprawie?

— Nic nie slyszalem. Aha, jeszcze „BaBelki” chca zrobic wywiad z panem Nuttem. O tym, co nazywaja „stylem zycia”. — Wymowil te slowa, jakby staral trzymac je na odleglosc ramienia.

— Czy gracze zjawili sie na treningu? — zapytal spokojnie Nutt.

— O tak. Boisko jest pelne.

— A wiec pojdziemy tam i bedziemy ich trenowac — zdecydowal Nutt. — Prosze sie nie obawiac, nikomu nie ukrece glowy.

— Nie zartuj w ten sposob — zaprotestowala Glenda. — Boje sie, ze to sie moze zle skonczyc.

— Wiemy, ze cos sie dzieje miedzy druzynami — poinformowal Myslak. — A w nocy czesto wybuchaly bojki.

— O co?

— O to, kto ma z nami zagrac. — Myslak zatrzymal sie i wzrokiem zmierzyl Nutta od stop do glow. — Komendant Vimes wrocil do miasta i chcialby cie zamknac. Oczywiscie tylko po to, zeby cie lepiej ochraniac.

— To znaczy, chce go wsadzic gdzies, gdzie wszyscy mogliby go znalezc? — spytala Glenda.

— Moim zdaniem szanse, ze motloch wedrze sie do Pseudopolis Yardu, sa raczej znikome.

— Tak, ale bedzie aresztowany. Na to wyjdzie. Bedzie siedzial w celi, a gliny plotkuja tak samo jak wszyscy. Ork trafi do wiezienia, a ludzie nie beda wiedzieli dlaczego, wiec cos sobie wymysla. Tacy sa. Czy wy, magowie, nie mozecie nic zrobic?

— Owszem — przyznal Myslak. — Mozemy zrobic praktycznie wszystko, ale nie potrafimy zmienic ludzkich umyslow. Nie mozemy wyczarowac w nich rozsadku. Uwierzcie, gdyby to bylo mozliwe, juz dawno bysmy to zalatwili. Mozemy magicznie sprawic, zeby ludzie ze soba nie walczyli, ale co potem? Musielibysmy dalej uzywac czarow, zeby nie zaczeli od nowa. I gdzie by sie to skonczylo?

Dlatego pilnujemy, zeby sie nie zaczelo. I po to powstal ten uniwersytet. Tym sie zajmujemy. Musimy tutaj siedziec i nie robic roznych rzeczy, poniewaz w przeszlosci setki razy sie okazywalo, ze kiedy raz sie wyjdzie poza styl abrakadabry, „presto, zmieniamy golebie w pileczki pingpongowe”, wynika wiecej klopotow, niz sie w ten sposob rozwiazuje. A bylo juz zle, kiedy znalezlismy na strychu gniazda pileczek pingpongowych.

— Gniazda pileczek? — zdziwil sie Trev.

— Nie chce o tym mowic — odparl Myslak ponuro.

— Pamietam, jak kiedys jeden z dzentelmenow zglodnial w nocy i rzucil zaklecie na pieczonego ziemniaka — przypomniala Glenda.

— To pewnie kwestor. On rzeczywiscie myli sie z przecinkiem dziesietnym.

— Pamietam te taczki — ciagnela Glenda, troche rozbawiona zaklopotaniem Myslaka. — Potrzebowali wielu dni, zeby je wywiezc. Slyszalam, ze przez kilka tygodni karmilismy wszystkich zebrakow w miescie i wszystkie swinskie farmy az do Sto Lat.

Myslak niemal sie zakrztusil.

— No tak, owszem, to wlasnie dowod, ze musimy byc bardzo ostrozni.

— Ale wciaz mamy zaplanowany na jutro mecz — przypomnial Nutt. — I chcialbym zakonczyc trening.

— Mamy z tym kolejny problem. Pewnie wiecie, ze lord Vetinari pozwolil rozegrac mecz na Hippo? No wiec niektore druzyny w tej chwili prowadza tam treningi. Wiecie, takie luzne kopanie. Caly czas chodzi o to, kto sie zmierzy z Niewidocznymi Akademikami.

Вы читаете Niewidoczni Akademicy
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату