prowadzic do migdalenia, ale siedzenia w powozie i kamienistosc drogi powoduja, ze sprawy te nie dominuja w umysle pasazera, ktory sni tesknie o poduszkach. Na dodatek padal teraz drobny deszcz.

Juliet wyciagnela szyje, by spojrzec na siedzenia z tylu, ale zobaczyla tylko stosy wilgotnych kocow bedacych odpowiedzia linii dylizansowej na chlod nocnego powietrza.

— Nie myslisz chyba, ze robia do siebie slodkie oczy, co? — spytala.

Trev, sam opakowany w koce, najpierw tylko steknal, ale potem przemowil:

— Mysle, ze on sie nia zachwyca. Zawsze jest troche zaklopotany, kiedy jest blisko niej. Tyle wiem.

* * *

To musi byc romans, myslala Glenda. Niejeden z tych, ktore co tydzien wypuszczala Iradna Comb- Buttworthy. Wydawal sie bardziej realny — realny i bardzo, bardzo dziwny.

— Czy wie panienka, ze wszystkie orki byly po wojnie scigane? — odezwal sie Nutt. — Wszystkie, takze dzieci.

Ludzie nie mowia takich rzeczy w sytuacjach romantycznych, myslala Glenda. Ale ta nadal taka jest, dodala.

— Przeciez byli zmuszani — odparla. — Mieli dzieci. Tak?

Powinnam mu powiedziec o magicznym zwierciadle? — zastanawiala sie. Czy bedzie od tego lepiej? Czy gorzej?

— To byly bardzo niedobre czasy.

— No wiec… Spojrz na to w taki sposob. Wiekszosc ludzi, ktorzy mowia teraz o orkach, nie wie, jakie naprawde byly. Jedynym orkiem, jakiego maja szanse zobaczyc, jestes ty. Robisz piekne swiece. Trenujesz druzyne pilkarska. To wiele znaczy. Pokazujesz im wszystkim, ze orki nie biegaja dookola i nie urywaja ludziom glow. I z tego mozesz byc dumny.

— Szczerze powiem, ze kiedy pomysle o wielkosci momentu sily koniecznego do ukrecenia ludzkiej glowy wbrew zyczeniu jej wlasciciela, jestem pod wrazeniem. Ale to teraz, kiedy siedze tu z panienka. Wtedy chcialem uciekac w gory. Mysle, ze w ten sposob przezylismy. Kto nie trzymal sie z daleka od ludzi, ten ginal.

— To bardzo cenna uwaga — przyznala Glenda. — Ale sadze, ze na razie powinienes zachowac ja dla siebie.

Zauwazyla zdumiona sowe, przez moment oswietlona lampami dylizansu.

A potem powiedziala, wpatrujac sie nieruchomo przed siebie:

— A w sprawie tego wiersza…

— Skad panienka wiedziala, panno Glendo?

— Duzo wspomina o dobroci. — Odchrzaknela. — I biorac pod uwage okolicznosci, mysle, ze wystarczy: Glenda.

— Bylas dla mnie bardzo dobra — oswiadczyl Nutt. — Jestes dobra dla wszystkich.

Glenda szybko wypchnela z pamieci wizje pana Ottomy’ego.

— Nieprawda — stwierdzila. — Na wszystkich bez przerwy krzycze.

— Tak, ale to dla ich dobra.

— Co teraz zrobimy? — spytala Glenda.

— Nie mam pojecia. Ale czy moge opowiedziec ci cos ciekawego o statkach?

Nie calkiem tego Glenda oczekiwala, ale bylo to w stu procentach Nuttowe.

— Ze statkami ciekawe zjawisko polega na tym, ze kapitanowie musza bardzo uwazac, kiedy dwa statki sa blisko siebie na morzu, zwlaszcza przy slabym wietrze. Maja sklonnosc do zderzania sie.

— Poniewaz dmucha wiatr i w ogole? — spytala Glenda.

Myslala: w teorii jest to sytuacja romantyczna, a ja mam sie nauczyc czegos o statkach. Iradna Comb- Buttworthy nigdy nie umiescila w swojej ksiazce zadnego statku. Prawdopodobnie statki nie maja odpowiednich saszetek.

— Nie — odparl Nutt. — Mowiac najprosciej, kazdy ze statkow oslania ten drugi przed bocznymi falami z jednej burty, wiec drobnymi krokami zewnetrzne sily pchaja je do siebie, choc one nie zdaja sobie z tego sprawy.

— Och! To metafora — domyslila sie Glenda z ulga. — Uwazasz, ze nas cos popycha do siebie?

— Cos w tym rodzaju — zgodzil sie Nutt.

Zakolysali sie, gdy dylizans podskoczyl na wyjatkowo glebokiej dziurze w drodze.

— Czyli jesli nic nie zrobimy, bedziemy zblizac sie do siebie coraz bardziej?

— Tak.

Dylizans znowu podskoczyl i zatrzasl sie, ale Glenda miala wrazenie, jakby szla po bardzo cienkiej linie. Nie chcialaby powiedziec czegos niewlasciwego.

— Trev mowil, ze umarlem? — ciagnal Nutt. — No wiec to prawda. Chyba. Lady mowila, ze Zly Imperator stworzyl nas z goblinow. Igory to zrobily. I wlozyly do srodka cos bardzo dziwnego. Jakby czesc ciebie, ktora nie calkiem jest czescia ciebie. Nazwali to Braciszkiem. Jest umieszczone w samym wnetrzu i bardzo dokladnie osloniete. To tak, jakbysmy przez caly czas mieli w srodku wlasny szpital. Wiem, ze zostalem bardzo mocno uderzony, ale Braciszek utrzymal mnie przy zyciu i po prostu wyleczyl wszystko. Sa sposoby zabicia orka, ale niewiele. A ktos, kto wyprobowuje je na zywym orku, nie ma czasu na znalezienie wlasciwego. Czy to cie nie martwi?

— Nie — uspokoila go Glenda. — Nie bardzo to wszystko rozumiem. Wazniejsze, moim zdaniem, zebys po prostu byl soba.

— Nie. Nie wydaje mi sie, ze powinienem byc tym, kim jestem, poniewaz jestem orkiem. Ale mam pewne plany w tej kwestii.

Glenda znow odchrzaknela.

— Ta sprawa ze statkami… Czy to sie dzieje szybko?

— Zaczyna sie powoli, ale pod koniec ruch jest calkiem szybki.

— Bo rozumiesz… — tlumaczyla. — Znaczy… Nie moge tak po prostu odejsc z pracy, i sa jeszcze te starsze panie, ktore odwiedzam, a ty bedziesz zajety pilka…

— Tak. Mysle, ze powinnismy robic to, co powinnismy robic, a jutro jest ostatni dzien treningu. To znaczy juz wlasciwie dzisiaj.

— A ja musze przygotowac mnostwo zapiekanek.

— Oboje mamy przed soba ciezkie dni — oswiadczyl Nutt z powaga.

— Tak. Eee… um… Nie bedziesz mial mi za zle, jesli powiem, ze w twoim pieknym wierszu… ten wers… „Krypta to miejsce, gdzie dobrze jest byc, lecz po herbatce nikt nie moze wyjsc” nie calkiem…

— Nie calkiem sie udal? Tak, wiem. Nie jestem z niego zadowolony.

— Nie, nie przejmuj sie! To cudowny wiersz! — wykrzyknela Glenda i poczula zmarszczki na spokojnej powierzchni morza.

* * *

Wschodzace slonce zdolalo sie wychylic spoza kolumny dymu, ktora wiecznie unosila sie nad Ankh-Morpork, Miastem Miast, ilustrujac niemal do granic kosmosu, ze dym oznacza postep, a przynajmniej ludzi podpalajacych rozne rzeczy.

— Zapewne bedziemy tak zapracowani, ze nie zostanie nam wiele czasu… dla nas — powiedziala Glenda.

— Zgadzam sie calkowicie — odparl Nutt. — Pozostawienie spraw samym sobie stanowczo bedzie teraz najrozsadniejszym posunieciem.

* * *

Glenda czula sie lekka jak powietrze, kiedy dylizans zaturkotal w koncu po Broad-Wayu — i to nie tylko z powodu braku snu. Ta historia ze statkami… — myslala. Naprawde mam nadzieje, ze nie chodzilo mu tylko o statki.

Вы читаете Niewidoczni Akademicy
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ОБРАНЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату