* * *

Przed tylnym wejsciem do Shwatty stal straznik. Zanim jednak zdazyl odprawic Treva i jego przyjaciol, zjawil sie Pepe.

— A niech mnie! Trzech kumpli! Naprawde musze byc przerazajacy. — Wyszczerzyl zeby.

— Tak, ale o co tu chodzi, Pepe? Budzisz dreszcze u Treva — odpowiedziala Glenda.

— Niczego nie budze! W ostatnich czasach w ogole u malo kogo potrafie wzbudzic dreszcze. Powiedzialem mu tylko, ze bedzie gral w pilke.

— Obiecalem mamie… — Trev trzymal sie tego wyjasnienia, jakby bylo malenka tratwa na wzburzonym morzu.

— Ale masz gwiazde w dloni i nie masz wielkiego wyboru.

Trev spojrzal na swoja dlon.

— Tylko jakies linie…

— No coz, sa tacy, co potrafia patrzec, i sa tacy, co nie potrafia. Ja naleze do tych pierwszych. To taka metafora, rozumiesz. Ale chodzi tylko o to, ze chcialbym podarowac ci pewien drobiazg, ktory jutro moze sie okazac przydatny. Co ja gadam! Moze nawet ocalic ci zycie — tlumaczyl Pepe. — A juz na pewno twoje malzenstwo. Obecne tu damy z pewnoscia chcialyby wierzyc, ze my tutaj, w Shwatcie, zrobilismy dla ciebie to, co najlepsze.

— Cokolwiek to warte, Trev, ja ufam Pepe — zapewnila Glenda.

— A to pan Nutt — przedstawil Nutta Trev. — Jest przyjacielem.

— Slyszalem o panu Nutcie — stwierdzil Pepe. — Tez moze pan wejsc. Milo mi… pana poznac.

Zwrocil sie do Glendy.

— Wy, dziewczeta, zostancie tutaj — polecil. — To nie jest sprawa dla dam. — Wprowadzil chlopakow do pokoju. — To, co wam teraz pokaze, panowie, jest scisle tajne. I jesli mi sie narazisz, Trev, zrobie takie rzeczy, ze Andy Shank wyda ci sie zwyklym podworkowym tyranem.

— Andy byl podworkowym tyranem — odparl Trev, kiedy dotarli do czegos, co najwyrazniej bylo kuznia.

— Mikrokolczuga — rzekl z satysfakcja Pepe. — Swiat nie widzial jeszcze nawet polowy jej mozliwosci.

— Wyglada jak bardzo drobna kolczuga — ocenil Nutt.

— To dziwny material — wyjasnil krasnolud. — Moge ci dac koszulke i spodenki. I maja tu wrocic, moj chlopcze, bo jesli nie, implikacje zostana przeprowadzone na twoim tylku. Nie zartuje. Ten material nie sluzy tylko do tego, zeby dziewczeta ladnie w nim wygladaly. Zdziwilbys sie, gdybys wiedzial, co potrafi przy niewielkiej tylko zmianie skladu stopu. — Wskazal lsniacy stos. — Jest lekka jak piorko i nie obciera.

— I co jeszcze robi?

— Za chwile ci pokaze. Wciagaj spodenki.

— Niby jak? Tutaj?

Nie wiadomo w jaki sposob, ale w blasku paleniska Pepe wygladal jak maly demon.

— Och, patrzcie na pana Treva Wstydliwego! — zawolal. — No dobra, na razie wloz je na spodnie. I wiesz co? Odwroce sie nawet, kiedy bedziesz to robil.

Rzeczywiscie, stanal plecami do Treva i zaczal przebierac narzedzia obok kowadla.

— Gotowe? — zapytal, po wysluchaniu kilku minut ciezkiego oddechu.

— Tak, one… no, chyba pasuja.

— Dobrze — rzekl Pepe. — Zaczekaj tu chwileczke.

Zniknal w mroku, a po serii dziwnych halasow wrocil powoli i niezgrabnie.

— Co masz na sobie? — zdziwil sie Trev. — Wyglada to na mase poduszek.

— Och, to dla ochrony. Moze sie pan troche cofnie, panie Nutt. A ty, Trev, zrob mi uprzejmosc i poloz obie rece na glowie. W ten sposob latwiej wziac miare. — Pepe odwrocil sie do nich plecami. — W porzadku, Trev. Trzymasz rece na glowie?

— Tak, tak…

W tym momencie Pepe zakrecil sie i z calej sily uderzyl go dwudziestoczterofuntowym mlotem w krocze.

Co zaskakujace, jedynym skutkiem bylo to, ze Pepe odlecial i uderzyl o przeciwlegla sciane.

— Idealnie! — podsumowal glosem zduszonym przez poduszki.

* * *

Nadszedl ranek. Ale Glenda miala wrazenie, ze nie ma nocy ani dnia, nie ma pracy ani zabawy, jest tylko pilka nozna przed nimi i sciagajaca ich wszystkich. W Glownym Holu druzyna miala stol wylacznie dla siebie. Sluzacy i magowie siedzieli ramie w ramie i napychali sie, jak tylko Niewidoczny Uniwersytet potrafi.

Tego dnia rzadzila pilka. Nie dzialo sie nic, co nie bylo pilka. Z pewnoscia nie odbywaly sie zadne wyklady. Oczywiscie, nigdy sie nie odbywaly, ale dzisiaj nikt w nich nie uczestniczyl z powodu podniecenia zblizajacym sie meczem, a nie dlatego ze nikomu sie nie chcialo.

Po chwili Glenda zdala sobie sprawe z odglosu, jaki wydawalo samo miasto.

Tlumy zbieraly sie pod uniwersytetem, tlumy juz teraz ustawialy sie w kolejce, by wejsc na Hippo. Gwar czyniony przez zlaczone jednym celem setki tysiecy ludzi wznosil sie niczym brzeczenie dalekiego roju.

Glenda wrocila do sanktuarium nocnej kuchni i starala sie znalezc sobie zajecie. Probowala piec, ale ciasto spadalo jej z palcow.

— Denerwujesz sie? — spytala Juliet.

— Mam nadzieje, ze wygramy — westchnela Glenda.

— No oczywiscie, ze wygramy!

— To bardzo dobrze, az do chwili, kiedy przegramy… Tak, kto tam?

Wszedl Pepe. Wygladal sprytniej niz zwykle.

— Witam drogie panie! Mam wiadomosc do przekazania. Jak mialyscie zamiar ogladac mecz?

— Wszystko jedno, byle dostac sie blisko — odparla Glenda.

— No to cos wam powiem. Madame dostala najlepsze miejsca na stadionie. Zadnego zalatwiania pod stolem, tylko otwarta i jawna korupcja. Shwatta musi byc widziany w swiecie, prawda? Zalezy mu, zeby publicznosc zobaczyla mikrokolczuge.

— Strasznie bym chciala! — zawolala Juliet.

I nawet Glenda odkryla, ze jej odruchowy, nieswiadomy cynizm milczy.

— Bedzie sherry — zachecil dziewczyne Pepe.

— A bedzie tam ktos slawny? — upewnila sie Juliet.

Pepe delikatnie uklul ja palcem w zebro i powiedzial:

— Tak jest. Ty, moja panno. Wszyscy chca zobaczyc Jewels.

* * *

Zdawalo sie, ze zegary biegna do tylu. W Strazy Miejskiej zawieszono wszystkie urlopy, chociaz trudno bylo sobie wyobrazic, jakie przestepstwo mozna popelnic na ulicach, gdzie nikt nie moze sie ruszyc. Rzeka czlowieczenstwa — no, w wiekszosci czlowieczenstwa — plynela w strone stadionu, odbijala sie, przelewala i zalewala coraz wieksza czesc miasta. Mecz mial sie odbyc na Hippo, ale tlum siegal az do placu Sator. I w koncu nacisk tak licznych oczu na wskazowki tak wielu zegarow przesunal czas naprzod.

* * *

W glownym holu zostala tylko druzyna i Trev. Wszyscy inni wyszli o wiele wczesniej, by podjac bezowocna probe zdobycia miejsca. Czlonkowie druzyny krecili sie i bez celu kopali do siebie pilke, az wreszcie zjawili sie Myslak, Nutt i nadrektor.

Вы читаете Niewidoczni Akademicy
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату