timbre.

— Pokaz mi droge do domu, zmeczonym i chce juz spac…

— Komus tam jest bardzo przyjemnie — uznala niania.

— …gdziekolwiek bym wedrowal…

Ktos zastukal do drzwi lazienki, a spiewak plynnie przeszedl na inny jezyk.

— …per via di terra, mare o schiuma…

Czarownice spojrzaly po sobie.

— Kupilem termofor, szanowny panie — oznajmil stlumiony glos.

— Dziekuje ci bardzissimo — odpowiedzial kapiacy sie, wrecz ociekajac obcym akcentem.

Kroki ucichly w oddali.

— …Indicame la strada… nie chce znac. — Plusk, plusk. — Dobry wieczor, przyjacieeeeele…

— No, no, no… — odezwala sie babcia Weatherwax, jakby do siebie. — I znowu mam wrazenie, ze pan Slugg w tajemnicy jest poliglota.

— Cos podobnego! — wykrzyknela niania Ogg. — A nawet nie zajrzalas przez dziurke!

— Gytho, czy na calym swiecie istnieje przynajmniej cos takiego, co w twoich ustach nie zabrzmi nieczysto?

— Jeszcze nie znalazlam, Esme — odpowiedziala z radosnym usmiechem niania.

— Chodzilo mi o to, ze kiedy gada przez sen albo spiewa w kapieli, mowi tak samo jak my. Ale kiedy mysli, ze ktos go slyszy, zaczyna udawac zagranicznego.

— Pewnie chce zmylic tropy temu Basilice.

— Och, podejrzewam, ze pan Basilica i Henry Slugg sa sobie bardzo bliscy — stwierdzila babcia. — Wlasciwie przypuszczam nawet, ze sa jedna i ta…

Ktos delikatnie zastukal do drzwi.

— Kto tam? — zapytala groznie babcia.

— To ja, prosze pani. Slot. To moj zajazd.

Czarownice odrobine przesunely lozko i babcia uchylila drzwi.

— Slucham? — spytala podejrzliwie.

— Tego… Woznica mowil, ze jestescie panie… czarownicami?

— Tak?

— Moze zdolalyby panie nam pomoc?

— A co sie dzieje?

— Chodzi o mojego chlopaka…

Babcia szerzej otworzyla drzwi i zobaczyla stojaca za Slotem kobiete. Jeden rzut oka na jej twarz calkiem wystarczyl. Kobieta trzymala na rekach zawiniatko.

Babcia cofnela sie.

— Wniescie go tutaj, musze malego obejrzec.

Odebrala kobiecie dziecko, usiadla na jedynym krzesle w pokoju i odchylila koc. Niania Ogg zagladala jej przez ramie.

— Hmm — mruknela po chwili babcia. Zerknela na nianie, ktora prawie niedostrzegalnie pokrecila glowa.

— Ktos rzucil klatwe na ten dom, ot co — stwierdzil Slot. — Moja najlepsza krowa tez smiertelnie zachorowala.

— Tak? Macie obore? — zapytala babcia. — Taka obora to dobre miejsce dla chorych. Bo jest cieplo. Pokazcie mi, gdzie to jest.

— Chcecie tam zabrac malego?

— Natychmiast.

Oberzysta spojrzal na zone i wzruszyl ramionami.

— No, mysle, ze lepiej sie na tym znacie. Tedy.

Poprowadzil czarownice tylnymi schodami, przez podworze, do slodko cuchnacej obory. Wyciagnieta na slomie lezala krowa. Przewrocila niespokojnie oczami, kiedy weszli, i sprobowala zamuczec.

Babcia rozejrzala sie i przez chwile stala nieruchomo.

— To wystarczy — uznala w koncu.

— Czego wam trzeba? — zapytal Slot.

— Tylko ciszy i spokoju.

Oberzysta poskrobal sie po glowie.

— Myslalem, ze odspiewujecie jakies zaklecia albo przyrzadzacie wywar…

— Czasami.

— Znaczy, wiem, gdzie znalezc ropuche…

— Potrzebna mi bedzie swieca — rzekla babcia. — Nowa, jesli to mozliwe.

— To wszystko?

— Tak.

Pan Slot sprawial wrazenie nieco zawiedzionego. Mimo zatroskania cos w jego zachowaniu sugerowalo, ze jezeli babcia Weatherwax nie chce ropuchy, to chyba nie jest zbyt dobra czarownica.

— I zapalki. — Babcia zauwazyla to. — Talia kart tez by sie przydala.

— A ja potrzebuje baranich zrazow na zimno i dokladnie dwoch kufli piwa — dodala niania Ogg.

Mezczyzna skinal glowa. Wymagania nie byly zbytnio ropuchowe, ale lepsze to niz nic.

— Po co ci to wszystko? — spytala babcia Weatherwax, kiedy oberzysta wyszedl. — Nie wyobrazam sobie, do czego moze sie przydac! Zreszta zjadlas juz porzadna kolacje.

— Zawsze jestem gotowa na jakas dokladke. Nie chcesz, zebym tu z toba siedziala, wiec bede sie nudzic.

— Czy mowilam, ze nie chce, zebys ze mna siedziala?

— No wiesz… nawet ja widze, ze chlopak jest w spiaczce, a krowa ma czerwona robaczyce, o ile moge to stwierdzic. Tez marnie wyglada. Dlatego domyslam sie, ze planujesz jakas… akcje bezposrednia.

Babcia wzruszyla ramionami.

— W takiej chwili czarownica musi byc sama — ciagnela niania. — Ale lepiej uwazaj, co robisz, Esme Weatherwax.

Przyniesiono dziecko owiniete w koc i ulozono je na slomie, mozliwie wygodnie. Oberzysta zjawil sie za nim z taca.

— Pani Ogg odprawi niezbedne rytualy w swoim pokoju — oznajmila dumnie babcia. — Ja zostane tu na noc. Tylko zeby nikt nie wchodzil, jasne? Pod zadnym pozorem.

Matka dygnela, wyraznie niespokojna.

— Myslalam, ze moze zajrze kolo polnocy…

— Nikt. A teraz juz idzcie.

Kiedy juz wszyscy zostali delikatnie, lecz stanowczo usunieci z obory, niania zajrzala jeszcze zza wrot.

— Ale co dokladnie planujesz, Esme?

— Dostatecznie czesto siedzialas przy konajacych, Gytho.

— No tak, to… — Niania zbladla troche. — Och, Esme, chyba nie masz zamiaru…

— Smacznego, Gytho.

Babcia zamknela wrota.

Przez chwile ustawiala skrzynki i beczki tak, by powstal prymitywny stol i by miala na czym usiasc. W oborze bylo cieplo i pachnialo bydlecymi gazami. Co jakis czas sprawdzala stan obojga pacjentow, choc niewiele bylo do sprawdzania.

Odglosy w zajezdzie cichly stopniowo. Na koncu brzeknely klucze oberzysty, kiedy zamykal drzwi. Babcia slyszala jeszcze, jak podchodzi do wrot obory i waha sie przez chwile. Wreszcie odszedl i zaczal wspinac sie po schodach.

Odczekala jeszcze jakis czas i zapalila swiece. Tanczacy plomyk rozjasnil obore cieplym, spokojnym blaskiem.

Na desce sluzacej za stolik rozlozyla karty i sprobowala postawic pasjansa — czego nigdy jakos nie zdolala

Вы читаете Maskarada
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату