opanowac.
Swieca wypalala sie powoli. Babcia odlozyla karty i siedziala nieruchomo, wpatrzona w plomien.
Po jakims niemierzalnym odcinku czasu plomyk zamigotal. Nie zauwazylby tego nikt, kto nie koncentrowal sie na nim od dluzszej chwili.
Nabrala tchu.
— Dzien dobry — powiedziala.
DZIEN DOBRY, odezwal sie glos przy jej uchu.
Niania Ogg juz dawno skonczyla baranine i piwo, ale jeszcze nie spala. Lezala na lozku calkiem ubrana, z rekami zalozonymi za glowe. Patrzyla w sufit.
Po jakims czasie uslyszala, ze cos drapie w okiennice. Wstala i otworzyla je.
Potezna postac wskoczyla do pokoju. Promienie ksiezyca ukazaly na moment lsniacy tors i grzywe czarnych wlosow. Potem istota zanurkowala pod lozko.
— Ojej, ale sie porobilo — westchnela niania.
Odczekala chwile, po czym wziela z tacy kawalek kosci — wciaz pozostalo na niej troche miesa. Schylila sie przy lozku.
Reka wysunela sie blyskawicznie i porwala kosc.
Niania usiadla.
— Biedny maluch — westchnela.
Jedynie w kwestii Greeba bezbledne zwykle poczucie realizmu niani zaczynalo szwankowac. Dla niej Greebo byl tylko powiekszona wersja puszystego kociaka, jakiego pamietala sprzed lat. Wszyscy pozostali uwazali go za poorana bliznami kule pomyslowej zlosliwosci.
Teraz jednak musial sobie radzic z problemem rzadko dotykajacym koty. Lata temu czarownice zmienily go w czlowieka, z powodow, ktore w owej chwili wydawaly sie calkiem uzasadnione. Wymagalo to sporego wysilku, a jego pole morfogenetyczne po kilku godzinach wrocilo do rownowagi, ku powszechnej uldze.
Ale magia nigdy nie jest rzecza tak prosta, jak sie ludziom wydaje. Musi sie stosowac do pewnych praw uniwersalnych. Jedno z nich glosi, ze niezaleznie od tego, jak cos byloby trudne, jesli raz zostalo dokonane, staje sie o wiele latwiejsze, a zatem bedzie dokonywane czesciej. Potezna gora moze byc zdobyta przez silnych mezczyzn dopiero po stuleciach nieudanych prob, ale kilkadziesiat lat pozniej babcie beda wybierac sie na szczyt, by wypic herbatke, a potem wracac, zeby sprawdzic, czy nie zostawily tam okularow.
Zgodnie z tym prawem dusza Greeba zapamietala, ze istnieje dodatkowa mozliwosc do wykorzystania w trudnych sytuacjach (obok typowo kociego zestawu ucieczki, walki, nabrudzenia dookola i wszystkich trzech jednoczesnie). A ta mozliwosc to Zmienic Sie w Czlowieka.
Przemiana cofala sie po krotkim czasie, z ktorego wiekszosc poswiecona byla na goraczkowe szukanie pary spodni.
Spod lozka rozleglo sie chrapanie. Stopniowo, ku uldze niani, zmienialo sie w mruczenie.
I nagle niania wyprostowala sie gwaltownie. Znajdowala sie spory kawalek od obory, ale…
— On tu jest — oswiadczyla.
Babcia odetchnela powoli.
— Podejdz i usiadz tak, zebym cie widziala. Tego wymagaja dobre maniery. I zaznacze od razu, jesli pozwolisz, ze wcale sie ciebie nie boje.
Wysoka postac w czarnej szacie przeszla przez obore i usiadla na porecznej beczulce, opierajac kose o sciane. Potem zsunela kaptur. Babcia skrzyzowala rece na piersi i spokojnie patrzyla przybyszowi prosto w oczodoly.
JESTEM POD WRAZENIEM.
— Mam wiare.
DOPRAWDY? A W JAKIE KONKRETNIE BOSTWO?
— Och, zadne z nich.
ZATEM WIARE W CO?
— Po prostu wiare. No wiesz… tak ogolnie.
Smierc pochylil glowe. Blask swiecy wyrysowal nowe cienie na czaszce.
ODWAGA JEST LATWA PRZY BLASKU SWIECY. PANI WIARA, JAK PODEJRZEWAM, TKWI W PLOMIENIU.
Usmiechnal sie.
Babcia schylila sie i zdmuchnela swiece. Potem znowu skrzyzowala ramiona i patrzyla niezlomnie przed siebie.
Po dluzszym czasie odezwal sie glos.
NO DOBRZE, POKAZALA PANI, CO PANI CHCIALA.
Babcia zapalila zapalke. Plomyk oswietlil czaszke, ktora nie poruszyla sie przez ten czas.
— Nie chcemy przeciez siedziec tu do rana, prawda? Po ile istnien przyszedles?
JEDNO.
— Krowe?
Smierc pokrecil glowa.
— To moglaby byc krowa.
NIE. TO BYLABY ZMIANA HISTORII.
— Historia mowi wlasnie o zmianach.
NIE.
Babcia wyprostowala sie.
— W takim razie rzucam ci wyzwanie. Zagramy. Taka jest tradycja. To dozwolone.
Smierc milczal przez chwile.
TO PRAWDA.
— Dobrze.
RZUCENIE MI WYZWANIA ZA POSREDNICTWEM GRY JEST DOPUSZCZALNE.
— Tak.
ALE… ROZUMIE PANI, ZE ABY WYGRAC WSZYSTKO, MUSI PANI WSZYSTKO POSTAWIC?
— Podwojna stawka albo nic? Tak, wiem.
ALE NIE W SZACHY.
— Nie znosze szachow.
ANI W OKALECZ PANA CEBULE. NIGDYNIE POTRAFILEM ZROZUMIEC ZASAD.
— Zgoda. Co powiesz na jedno rozdanie pokera? Po piec kart, bez dobierania? Nagla smierc, jak na to mowia.
Smierc zastanowil sie.
ZNA PANI TE RODZINE?
— Nie.
WIEC DLACZEGO?
— Gramy czy rozmawiamy?
CO TAM… NIECH BEDZIE.
Babcia siegnela po talie i potasowala, nie patrzac; caly czas usmiechala sie do Smierci. Rozdala po piec kart, siegnela…
Koscista dlon chwycila jej reke w przegubie.
ALE NAJPIERW, PANI WEATHERWAX, PRZELOZYMY KARTY.
Zamienil miejscami dwa stosiki, po czym skinal na babcie.
MADAME?
Babcia zajrzala w karty i rzucila je na stol.
CZTERY DAMY. HMM. TO BARDZO WYSOKO.
Smierc obejrzal wlasne karty, po czym spojrzal w nieruchome blekitne oczy babci.
Przez dlugi czas zadne z nich nawet nie drgnelo.
Wreszcie Smierc wylozyl karty.
PRZEGRALEM, powiedzial. MAM TYLKO CZTERY JEDYNKI.