— Juz odplynal — stwierdzila po chwili niania. Zerknela na bilety w dloni babci. — Chcesz isc na opere?
Babcia spogladala w pustke.
— Pytalam, czy chcesz isc na opere? — powtorzyla niania.
Babcia przyjrzala sie biletom.
— Podejrzewam, ze to, czego chce, nie ma znaczenia.
Niania tylko kiwnela glowa.
Babcia Weatherwax byla stanowczo przeciwna fikcji. Zycie jest dostatecznie ciezkie bez tych wszystkich klamstw unoszacych sie dookola i zmieniajacych sposob myslenia ludzi. A ze teatr jest fikcja ucielesniona, teatru nienawidzila najbardziej. Ale o to wlasnie chodzilo — nienawisc to dobre okreslenie. Nienawisc jest sila przyciagajaca — to po prostu milosc odwrocona plecami.
Nie pogardzala teatrem, gdyz wtedy unikalaby go calkowicie. Tymczasem korzystala z kazdej okazji, by obejrzec wystepy trup aktorskich, ktore zjawialy sie w Lancre. Na kazdym przedstawieniu siedziala sztywno wyprostowana w pierwszym rzedzie. Nawet spokojni ludzie z teatrzykow kukielkowych slyszeli ja posrod dzieci. Rzucala uwagi typu „Nieprawda!” albo „Czy to ladnie tak sie zachowywac?”. W rezultacie Lancre znane bylo na calych rowninach Sto jako miejsce, gdzie publicznosc jest wyjatkowo trudna.
Ale naprawde nie bylo wazne, czego chciala. Czy sie to komu podoba, czy nie, cos prowadzi czarownice na krawedzie zjawisk, gdzie stykaja sie rozne stany. Wyczuwaja przyciaganie drzwi, obwodow, granic, bram, luster, masek…
…i scen.
Sniadanie podawano we wspolnej jadalni w Operze, o wpol do dziesiatej. Aktorzy nie slyna raczej z wczesnego wstawania.
Agnes zaczela juz padac na twarz w swoja jajecznice, lecz ocknela sie w ostatniej chwili.
— Dzien dobry!!
Christine przysiadla sie do niej z taca, na ktorej — co wcale Agnes nie zaskoczylo — lezal talerzyk z jednym zielonym selerem, jedna rodzynka i mniej wiecej lyzka mleka w kubku. Dziewczyna pochylila sie nad Agnes, chwilowo nieco zatroskana.
— Dobrze sie czujesz?! Zle wygladasz!!
Agnes drgnela w polowie chrapniecia.
— Nic mi nie dolega — zapewnila. — Jestem tylko troche zmeczona.
— To swietnie!! — Krotki dialog wyczerpal chyba jej bardziej zaawansowane procesy myslowe i Christine przeszla w tryb automatyczny. — Podoba ci sie moja nowa suknia?! — wykrzyknela. — Czy nie jest sliczna?!
Agnes przyjrzala sie.
— Tak — przyznala. — Bardzo… biala. Bardzo koronkowa. Bardzo podkreslajaca figure.
— I wiesz co?!
— Nie. A co?
— Mam juz tajemniczego wielbiciela!! To strasznie emocjonujace!! Wszystkie wielkie spiewaczki takich mialy, wiesz?!
— Tajemniczego wielbiciela…
— Tak!! Ta suknia!! Przed chwila dostarczono ja do wejscia dla aktorow!! Czy to nie ekscytujace?!
— Rzeczywiscie dziwne — mruknela posepnie Agnes. — A przeciez jeszcze nawet nie zaspiewalas. Hm. Od kogo to?
— Nie zdradzil, oczywiscie!! Przeciez wielbiciel musi byc tajemniczy!! Pewnie bedzie przysylal mi kwiaty i pil szampana z mojego bucika!!
— Naprawde? — Agnes skrzywila sie. — Ludzie tak robia?
— To tradycja!!
Sympatia dla swiata az sie z niej wylewala i Christine musiala sie nia z kims podzielic.
— Rzeczywiscie wygladasz na zmeczona!! — powiedziala. Nagle uniosla dlon do ust. — Oj!! Przeciez zamienilysmy pokoje!! Taka bylam niemadra!! A wiesz — dodala z ta pusta przebiegloscia, ktora byla najlepszym mozliwym dla niej przyblizeniem spostrzegawczosci — moglabym przysiac, ze slyszalam w nocy spiew!! Ktos cwiczyl oktawy?!
Agnes byla nauczona mowic prawde. Wiedziala, ze powinna odpowiedziec: „Chyba przez pomylke dostalam kawalek twojego zycia. Przykro mi, nastapilo nieporozumienie”.
Ale nauczono ja tez, by robic, co jej kaza, nie pchac sie do przodu, szanowac starszych i nie przeklinac slowami gorszymi niz „choroba”.
A teraz mogla sobie pozyczyc bardziej interesujaca przyszlosc. Tylko na jedna, najwyzej dwie noce. Przeciez w kazdej chwili moze zrezygnowac.
— Wiesz, to zabawne — stwierdzila. — Bo przeciez bylam w sasiednim pokoju, a niczego nie slyszalam.
— Nie?! No to wszystko w porzadku!!
Agnes przyjrzala sie skromnemu posilkowi kolezanki.
— To cale twoje sniadanie?
— O tak!! Moglabym przeciez nadac sie jak balon!! Ty masz szczescie, mozesz jesc wszystko!! Nie zapomnij, ze za pol godziny mamy probe!!
I odbiegla.
Ma w glowie tylko powietrze, uznala Agnes. Na pewno nie chciala mnie urazic.
Ale gleboko w jej wnetrzu Perdita X. Dream pomyslala brzydkie slowo.
Pani Plinge wyjela z komorki miotle i obejrzala sie.
— Walterze!
Glos zabrzmial echem na pustej scenie.
— Walterze!
Niespokojnie zastukala w podloge kijem od miotly. Walter zawsze postepowal zgodnie z rutynowa procedura. Nauczenie go tej rutyny zajelo cale lata. Dlatego tak dziwna byla jego nieobecnosc na wlasciwym miejscu we wlasciwej chwili.
Pani Plinge pokrecila glowa i wziela sie do pracy. Widziala, ze nie obejdzie sie bez szorowania. I mina wieki, zanim uda sie pozbyc tego zapachu terpentyny.
Ktos przeszedl po scenie, pogwizdujac.
Pani Plinge byla oburzona.
— Panie Pounder!
Zawodowy szczurobojca zatrudniony w gmachu Opery przystanal i odlozyl wyrywajacy sie worek. Nosil cylinder, by pokazac, ze nalezy do kategorii wyzszej niz zwykly szczurzy funkcjonariusz; rondo bylo grube od wosku sciekajacego ze swiec, jakimi oswietlal sobie droge w ciemnych piwnicach.
Pracowal wsrod szczurow tak dlugo, ze sam stal sie nieco podobny do szczura. Jego twarz wygladala na przedluzenie nosa do tylu. Wasiki sterczaly. Przednie zeby byly duze. Ludzie odruchowo szukali wzrokiem jego ogona.
— O co chodzi, pani Plinge?
— Wie pan przeciez, ze nie wolno gwizdac na scenie! To przynosi pecha!
— No tak, ale to z radosci, pani Plinge. Gdyby wiedziala pani to, co ja wiem, tez bylaby pani szczesliwym czlowiekiem. Chociaz w pani przypadku bylaby pani raczej szczesliwa kobieta, a to z powodu tego, ze jest pani kobieta. Ach! Czegoz to ja nie widzialem, pani Plinge!
— Znalazl pan zloto w tych piwnicach, panie Pounder?
Pani Plinge przykleknela, by starannie zeskrobac plamke farby. Pan Pounder chwycil worek i ruszyl dalej.
— Mogloby to byc zloto, pani Plinge! — zapewnil jeszcze. — Rownie dobrze mogloby to byc zloto!
Chwile trwalo, nim pani Plinge zmusila swe artretyczne kolana, by pozwolily jej wstac i odwrocic sie.
— Slucham, panie Pounder?
Z pewnej odleglosci dobieglo gluche uderzenie, jak gdyby kisc workow z piaskiem wyladowala miekko na