Podbiegla, sprobowala podniesc Agnes i ja usciskac. W koncu poprzestala na usciskach.
— I podobno pozwolili ci juz wystapic w chorze?!
— Rzeczywiscie.
— Czy to nie mile?! Caly ranek cwiczylam z panem Salzella!! Kesta?! Mallydetta!! Porter sy bloker!!
Zawirowala radosnie. Niewidzialne cekiny wypelnily powietrze blaskiem.
— Kiedy bede juz slawna, nie pozalujesz, ze bylam twoja przyjaciolka!! Zrobie, co tylko mozna, zeby ci pomoc!! Jestem pewna, ze przynosisz mi szczescie!!
— Rzeczywiscie — zgodzila sie zalamana Agnes.
— Bo kiedys moj kochany tato powiedzial, ze pewnego dnia zjawi sie kochany maly skrzat i pomoze mi osiagnac moj wielki cel, i wiesz co?! Mysle, ze ten skrzacik to ty!!
Agnes usmiechnela sie smetnie. Kiedy czlowiek juz troche poznal Christine, musial walczyc z pragnieniem, by zajrzec jej do ucha i sprawdzic, czy nie zobaczy swiatla wpadajacego z drugiej strony.
— Wiesz… zdawalo mi sie, ze zamienilysmy pokoje.
— Ach, to!! — Christine usmiechnela sie. — Czy to nie bylo niemadre?! Zreszta bedzie mi potrzebne duze lustro, skoro mam zostac primadonna!! Nie przeszkadza ci to, prawda?!
— Co? Aha… Nie, oczywiscie, ze nie. No… skoro jestes pewna…
Agnes spojrzala na lustro, potem na lozko. I w koncu na Christine.
— Nie — powiedziala, zaszokowana ogromem idei, jaka sie wlasnie pojawila w jej glowie, nadeslana przez Perdite. — Wcale mi to nie przeszkadza.
Doktor Undershaft wytarl nos i sprobowal sie uspokoic. Nie musi sie przeciez zgadzac. Moze rzeczywiscie to dziecko jest troche tegie, ale Gigli na przyklad zgniotla kiedys tenora na smierc i nikt nie mial jej tego za zle.
Zlozy Kublowi protest.
Doktor Undershaft mial w zyciu tylko jedna idee: wierzyl w glosy. To niewazne, jaki kto ma ksztalt. Nigdy nie ogladal opery z otwartymi oczami. Liczyla sie muzyka, nie gra, a juz z pewnoscia nie sylwetki spiewakow.
Co to ma za znaczenie, jak sie wyglada? Donna Tessitura miala na brodzie szczecine, o ktora mozna bylo zapalac zapalki, i splaszczony nos na polowe twarzy, ale nadal byla jednym z najlepszych kontraltow, jakie otwieraly kciukiem butelke piwa.
Naturalnie, Salzella twierdzi, ze o ile ludzie zaakceptuja wielka i gruba piecdziesiecioletnia kobiete, ktora gra szczupla siedemnastolatke, to nie zgodza sie, ze moze to robic gruba siedemnastolatka. Uwazal, ze bez oporow przelkna wielkie oszustwo, ale udlawia sie malym klamstewkiem. Salzella czesto powtarzal takie rzeczy.
W ogole ostatnio zle sie ukladalo. Caly gmach zdawal sie… chory, o ile budynki moga chorowac. Wciaz zjawialy sie tlumy, ale jakos nie bylo juz pieniedzy. Wszystko strasznie podrozalo… A teraz kupil ich handlarz sera, na milosc bogow… Jakis brudny sklepikarz, ktory pewnie zechce realizowac swoje wymysly. Tutaj potrzebny jest czlowiek interesu, jakis ksiegowy, ktory potrafi sprawnie dodawac kolumny liczb i nie bedzie sie wtracal. Na tym polegal caly klopot z wlascicielami, ktorych tu przezyl — na poczatku mieli sie tylko za ludzi interesu, a potem zaczynali uwazac, ze moga wniesc jakies artystyczne przemyslenia.
Chociaz z drugiej strony handlarze sera musza przeciez dodawac swoje sery. Byle ten obecny siedzial w swoim gabinecie, a nie lazil wszedzie i nie zachowywal sie jak wlasciciel tylko dlatego, ze akurat jest wlascicielem…
Undershaft zamrugal. Znowu skrecil nie tam, gdzie trzeba. Niewazne, jak dlugo czlowiek tu pracuje, Opera jest prawdziwym labiryntem. Trafil za scene, do pomieszczenia orkiestry. Wszedzie staly instrumenty i skladane krzesla. Noga zaczepil o butelke po piwie…
Brzek struny sprawil, ze rozejrzal sie uwaznie. Polamane instrumenty zalegaly na podlodze. Zauwazyl kilka rozbitych skrzypiec, jakies polamane oboje, puzon z wyrwanym suwadlem…
Spojrzal prosto w czyjas twarz.
— Ale… dlaczego ty…
Polkoliste okulary wirowaly przez chwile w powietrzu, az roztrzaskaly sie o podloge.
Potem napastnik zsunal maske, gladka i biala jak czaszka aniola, i zrobil krok naprzod.
Doktor Undershaft zamrugal…
Panowala ciemnosc. Jakas postac w czarnej pelerynie uniosla glowe i spojrzala na niego przez biale jak kosc oczodoly. Ostatnie wspomnienia Undershafta byly nieco zamglone, ale co do jednego nie mial watpliwosci.
— Aha! — zawolal. — Mam cie! To ty jestes Upiorem!
WIE PAN, DOSC ZABAWNIE SIE PAN POMYLIL.
Undershaft zauwazyl inna zamaskowana postac, ktora chwycila cialo… cialo doktora Undershafta… i powlokla je gdzies na bok.
— Ach, rozumiem. Jestem martwy.
WYDAJE SIE, ZE TAK JEST W ISTOCIE.
— To bylo morderstwo! Czy ktos o tym wie?
MORDERCA. I PAN, NATURALNIE.
— Ale on? Jak mogl… — zaczal Undershaft.
MUSIMY ISC, przypomnial Smierc.
— Przeciez on wlasnie mnie zabil! Udusil golymi rekami!
TAK. MOZE PAN TO ZALICZYC DO NOWYCH DOSWIADCZEN.
— Chcesz powiedziec, ze nic nie mozna zrobic w tej sprawie?
MUSI PAN ZOSTAWIC JA ZYWYM. OGOLNIE RZECZ BIORAC, DENERWUJA SIE, KIEDY ZMARLI PODEJMUJA KONSTRUKTYWNA ROLE W SLEDZTWIE W SPRAWIE MORDERSTWA. UTRUDNIA IM TO KONCENTRACJE.
— A wiesz, masz bardzo dobry glos. Piekny bas.
DZIEKUJE.
— Czy tam beda… chory i rozne takie?
A CHCIALBY PAN?
Agnes wymknela sie wejsciem dla aktorow na ulice Ankh-Morpork. Zamrugala w jasnym swietle. Powietrze wydawalo sie troche klujace, ostre i za zimne.
To, co miala zamiar zrobic, bylo zle. Bardzo zle. A przez cale swoje zycie robila wylacznie rzeczy sluszne.
No, dalej, powiedziala Perdita.
Prawde mowiac, pewnie wcale tego nie zrobi. Ale przeciez nie ma nic zlego w samym pytaniu, gdzie jest sklep z ziolami. Wiec spytala.
Nie ma nic zlego w wejsciu do niego. Wiec weszla.
Z cala pewnoscia zadne prawo nie zabrania kupowania skladnikow, ktore kupila. W koncu moze ja kiedys rozbolec glowa albo zacznie dreczyc bezsennosc.
I przeciez to zupelnie nie ma znaczenia, ze zabierze je ze soba i schowa pod materacem.
Zgadza sie, potwierdzila Perdita.
Wlasciwie jesli wyciagnie sie srednia z moralnych trudnosci tego, co planowala, i wszystkich drobnych dzialan, ktore musiala podjac, by plan zrealizowac, prawdopodobnie nie bylo to az takie zle…
Takie pocieszajace mysli ustawialy sie szeregiem w jej glowie, kiedy maszerowala juz z powrotem do Opery. Skrecila za rog i niemal zderzyla sie z niania Ogg i babcia Weatherwax.
Przycisnela sie do sciany i wstrzymala oddech.
Nie zauwazyly jej, chociaz ten paskudny kot niani drwiaco wyszczerzyl do niej zeby znad ramienia wlascicielki.
Zabiora ja z powrotem! Po prostu wiedziala, ze to zrobia!
Fakt, ze byla osoba wolna, pania swoich czynow, i przeciez nikt nie mogl jej zabronic wyjazdu do Ankh- Morpork, nie mial tu nic do rzeczy. Zechca sie wtracac. Zawsze to robia.
Skrecila w zaulek i jak najpredzej przebiegla na tyly gmachu Opery.
Odzwierny nie zwrocil na nia uwagi.
Babcia z niania szly spacerem przez miasto, kierujac sie ku obszarowi znanemu jako Wyspa Bogow. Obszar