Autorzy chca, zeby im placic! Dysk sie konczy…
Zniknal miedzy pakami ksiazek.
— Eee… myslisz, ze ta rozmowa mogla pojsc lepiej? — spytala niania.
Babcia zerknela na stol obok. Lezaly tam dlugie arkusze papieru. Szturchnela krasnoluda, ktory z pewnym rozbawieniem obserwowal dyskusje.
— Co to takiego? — spytala.
— To korekta Almanachu — wyjasnil. Dostrzegl jej brak zrozumienia. — To probny wydruk ksiazki, zeby mozna poprawic wszystkie bledy, jakie tam zostawili.
Babcia wziela arkusz.
— Idziemy, Gytho — rzekla.
— Nie chce klopotow, Esme — przekonywala ja niania, ruszajac za nia. — To przeciez tylko pieniadze.
— To juz nie sa pieniadze — odparla babcia. — To sposob obliczania wynikow.
Kubel podniosl skrzypce. Byly przelamane na dwie czesci i trzymaly sie tylko na strunach… z ktorych jedna wlasnie pekla.
— Kto moglby zrobic cos takiego? — zapytal. — Szczerze mowiac, Salzella… Jaka wlasciwie jest roznica miedzy opera a obledem?
— To podchwytliwe pytanie?
— Nie.
— W takim razie odpowiem: lepsze dekoracje. Aha! Spodziewalem sie tego…
Dyrektor muzyczny odgarnal szczatki i podniosl list.
— Mam go otworzyc? — zapytal. — Jest adresowany do pana.
Kubel zamknal oczy.
— Niech pan otwiera — rzekl. — Moze pan sobie darowac szczegoly. Prosze mi tylko powiedziec, ile jest wykrzyknikow.
— Piec.
— Och.
Salzella wreczyl mu kartke.
Kubel odczytal:
— Co mozna zrobic? — zapytal bezradnie. — Najpierw pisze uprzejme lisciki, a zaraz potem dostaje obledu na papierze.
— Herr Trubelmacher poslal wszystkich na poszukiwanie nowych instrumentow — poinformowal Salzella.
— Czy skrzypce sa drozsze od pantofelkow baletowych?
— Istnieje na swiecie kilka rzeczy drozszych od pantofelkow baletowych. Skrzypce znajduja sie wsrod nich.
— Kolejne wydatki!
— Na to wychodzi, rzeczywiscie.
— Ale ja myslalem, ze Upior lubi muzyke! Herr Trubelmacher mowil mi, ze organy nie nadaja sie juz do naprawy!!!
Urwal nagle. Uswiadomil sobie, ze wykrzykuje nieco mniej racjonalnie, niz wypada czlowiekowi zdrowemu na umysle.
— No coz — podjal ze znuzeniem. — Przedstawienie musi trwac, jak przypuszczam.
— Zgadza sie — przyznal Salzella.
Kubel pokrecil glowa.
— Jak tam przygotowania do wieczornego spektaklu?
— Mysle, ze sie uda, jesli o to panu chodzi. Perdita, jak sie zdaje, bardzo dobrze opanowala role.
— A Christine?
— Doskonale opanowala noszenie sukni. Gdyby je polaczyc, stworzylyby razem jedna wspaniala primadonne.
Dumny posiadacz Opery wstal powoli.
— Wszystko wydawalo sie takie proste — poskarzyl sie placzliwie. — Myslalem sobie: jak trudna moze byc opera? Piesni. Tanczace ladne dziewczeta. Piekne dekoracje. Tlumy ludzi oddajacych gotowke. Na pewno bedzie latwiej niz na drapieznym rynku jogurtu, uznalem. A tu gdzie sie obroce…
Cos zachrzescilo mu pod butem. Schylil sie i podniosl szczatki polkolistych okularow.
— Naleza do Undershafta, prawda? — zapytal. — Ale co tu wlasciwie robia?
Spojrzal Salzelli prosto w oczy.
— Och, nie… — jeknal.
Salzella odwrocil sie i popatrzyl na oparty o sciane wielki futeral od kontrabasu. Uniosl brwi.
— Nie… — jeknal znowu Kubel. — No dalej. Niech pan otworzy. Bo ja mam dlonie sliskie od potu.
Salzella zblizyl sie do futeralu i chwycil pokrywe.
— Gotow?
Kubel z rezygnacja pokiwal glowa.
Pokrywa odskoczyla…
— O nie!
Salzella zajrzal do wnetrza.
— No coz — powiedzial. — Skrecona szyja, a korpus wcisniety tutaj paroma kopniakami. Naprawa bedzie kosztowala pare dolarow, nie ma co.
— I wszystkie struny pozrywane! Czy kontrabasy sa drozsze w naprawie od skrzypiec?
— Obawiam sie, ze naprawa dowolnych instrumentow muzycznych jest niewiarygodnie kosztowna. Byc moze z wyjatkiem trojkatow — oswiadczyl Salzella. — Mimo to moglo byc gorzej, prawda?
— Co?
— No, moglismy tu znalezc Undershafta.
Kubel przyjrzal mu sie. Po chwili zamknal usta.
— Aha. Tak. Oczywiscie. Tak. To by bylo jeszcze gorsze. Tak. Mielismy chyba szczescie. Tak, na pewno.
— Wiec to jest gmach Opery? — zdziwila sie babcia. — Wyglada, jakby ktos zbudowal takie wielkie pudlo, a potem dokleil architekture.
Odchrzaknela i zdawalo sie, ze na cos czeka.
— Moze przejdziemy sie dookola i go obejrzymy? — zaproponowala poslusznie niania, wiedzac, ze babcinej ciekawosci dorownuje jedynie babcine pragnienie, by sie z owa ciekawoscia nie zdradzic.
— Chyba nie zaszkodzi — zgodzila sie babcia takim tonem, jakby wyswiadczala laske. — Skoro i tak w tej chwili nie mamy nic do roboty…
Gmach Opery istotnie byl najbardziej efektywnie niefunkcjonalnym z projektow budowlanych. Stanowil szescian. Ale, jak zauwazyla babcia, troche pozniej architekt nagle sobie uswiadomil, ze jakies dekoracje powinny sie na nim znalezc. Wcisnal zatem pospiesznie burze fryzow, kolumn, kariatyd i rozmaitych zakreconych elementow. Wyzsze poziomy zostaly skolonizowane przez gargulce. W efekcie stojacy przed gmachem czlowiek widzial wielka sciane udreczonego kamienia.
Na tylach, oczywiscie, znajdowala sie zwykla ponura kombinacja okien, rur i wilgotnych kamiennych murow.