szesciu walczy przeciwko jednemu, w zamieszaniu i w ciemnosci, a zwlaszcza jesli tych szesciu nie jest przyzwyczajonych i w dodatku cala wiedze o walce na noze zyskali od innych amatorow, to jest szesc szans na siedem, ze dzgna ktoregos z kompanow, a mniej wiecej jedna na dwanascie, ze przytna sobie wlasne ucho.

Dwaj, ktorzy nie byli jeszcze ranni po dziesieciu sekundach, spojrzeli na siebie, odwrocili sie i rzucili do ucieczki.

I wszystko sie skonczylo.

Jedyny z walczacych, stojacy jeszcze pionowo, sklonil sie przed babcia Weatherwax.

— Ah! Bella donna.

Zafurkotala czarna peleryna podszyta czerwonym jedwabiem, a potem i ona zniknela. Przez chwile slychac jeszcze bylo lekkie kroki na bruku.

— Cos podobnego — powiedziala babcia. Jej dlon zawisla nieruchomo w polowie drogi do kapelusza.

Wokol rozmaite ciala jeczaly albo wydawaly z siebie bulgoczace odglosy.

— Olaboga — westchnela. Po czym wziela sie w garsc. — Bedziemy potrzebowaly przyjemnie cieplej wody i troche bandazy, jak rowniez dobrej, ostrej igly do zszywania ran, pani Plinge — oswiadczyla. — Nie mozemy pozwolic, zeby ci nieszczesnicy wykrwawili sie na smierc, prawda? Nawet jesli rabuja bezbronne staruszki…

Pani Plinge wydawala sie zbyt przerazona.

— Musimy byc milosierne, pani Plinge — nalegala babcia.

— Doloze do ognia i podre przescieradlo — zgodzila sie wreszcie pani Plinge. — Nie wiem, czy znajde igle.

— Och, ja chyba mam jakas — uspokoila ja babcia i wyjela jedna, wbita w rondo kapelusza. Przykleknela obok lezacego rabusia. — Jest troche zardzewiala i tepa — dodala — ale zrobimy, co tylko mozna.

Igla blysnela w swietle ksiezyca. Okragle, przerazone oczy zlodzieja skupily na niej wzrok, potem przesunely sie ku twarzy babci. Zaskomlal. Usilowal lopatkami zakopac sie w bruku.

Moze to dobrze, ze nikt inny nie widzial w mroku babcinej miny.

— Pora na dobry uczynek — powiedziala.

Salzella dramatycznie wzniosl rece.

— Przypuscmy, ze spadlby na dol w polowie aktu?

— No dobrze, dobrze — ustapil Kubel, ktory siedzial za biurkiem tak, jak czlowiek moglby sie ukrywac w bunkrze. — Zgadzam sie. Po spektaklu wezwiemy Straz Miejska. Nie ma innego wyjscia. Poprosimy ich tylko, zeby byli dyskretni.

— Dyskretni? Widzial pan kiedy straznika?

— Zreszta i tak niczego nie znajda. Przedostal sie na dach i uciekl, moge sie zalozyc. Kimkolwiek jest. Biedny doktor Undershaft. Nigdy nie mial nerwow jak postronki…

— A dzis ma postronki zamiast nerwow — zauwazyl Salzella.

— To bylo nieladne!

Salzella pochylil sie nad biurkiem.

— Ladne czy nie, zespol sklada sie z ludzi teatru. Przesadnych. Wystarczy drobiazg, jak chocby zamordowanie kogos na scenie, a calkiem sie rozsypuja.

— Nie byl zamordowany na scenie. Zostal zabity poza scena. Poza tym nie ma pewnosci, czy to rzeczywiscie morderstwo. Byl ostatnio bardzo… przygnebiony.

Agnes przezyla szok, ale nie szok z powodu smierci doktora Undershafta. Zdumiala ja raczej wlasna reakcja. Nieprzyjemne i przerazajace bylo ogladanie martwego czlowieka, ale jeszcze bardziej zobaczenie siebie istotnie zaciekawionej tym, co sie dzieje — tym, jak ludzie sie zachowuja, jak sie poruszaja, co mowia. Calkiem jakby wyszla z siebie, stanela z boku i obserwowala wszystko.

Christine za to zwyczajnie zemdlala. Podobnie jak donna Timpani. Wiecej osob ratowalo Christine niz primadonne, mimo ze Timpani ocknela sie i zemdlala znaczaco jeszcze kilka razy. W koncu musiala dostac histerii. Nikt ani przez moment nie pomyslal, ze trzeba pomagac Agnes.

Przeniesiono Christine do gabinetu Salzelli za scena i ulozono na sofie. Agnes przyniosla miske z woda i recznik, a teraz ocierala jej czolo. Sa bowiem ludzie, ktorych przeznaczeniem jest byc ukladanym na wygodnych sofach, a sa tacy, ktorym los przeznaczyl tylko noszenie misek z zimna woda.

— Kurtyna idzie w gore za dwie minuty — przypomnial Salzella. — Pojde zebrac orkiestre. Pewnie siedza pod Ciosem w Plecy, po drugiej stronie ulicy. Dranie, zdaza wypic po pol kufla, zanim jeszcze ucichna oklaski.

— I nadal potrafia grac?

— Nigdy nie potrafili, wiec nie rozumiem, czemu teraz mieliby zaczac. To przeciez muzycy, panie Kubel. Zwloki moglyby ich zdenerwowac, jedynie wpadajac im do piwa. A nawet wtedy by grali, jesli dostaliby premie za zwloke.

Kubel podszedl do lezacej Christine.

— Jak ona sie czuje?

— Cos belkocze… — zaczela Agnes.

— Komus herbaty? — rozleglo sie pytanie. — Nie ma nic lepszego od filizanki herbaty. Nie, sklamalam… Ale widze, ze sofa i tak jest zajeta, to taki moj zart, bez urazy. Ktos ma ochote na filizanke mocnej herbaty?

Agnes obejrzala sie ze zgroza.

— No, ja na przyklad napilbym sie z rozkosza — rzekl Kubel falszywie jowialnym tonem.

— A ty, panienko? — Niania mrugnela do Agnes.

— Eee… nie, dziekuje. Pracuje pani tutaj?

— Zastepuje pania Plinge, ktora zle sie poczula. — Niania mrugnela po raz drugi. — Nazywam sie Ogg. Nie zwracajcie na mnie uwagi.

To wyraznie uspokoilo Kubla. Chocby dlatego, ze przypadkowe roznosicielki herbaty prezentowaly najmniejsze z mozliwych w tej chwili zagrozen.

— To dzisiejsze przedstawienie bardziej przypomina Grand Guignol niz opere — stwierdzila niania. Szturchnela Kubla. — To po zagranicznemu „cala scena we krwi” — dodala jeszcze.

— Doprawdy.

— Tak. To znaczy… Wielki Gignol.

W dali zagrala muzyka.

— Uwertura do aktu drugiego — stwierdzil Kubel. — Jesli Christine wciaz jest za slaba, to…

Rzucil Agnes rozpaczliwe spojrzenie. Coz, w takiej chwili ludzie chyba zrozumieja.

Piers Agnes z duma wypiela sie jeszcze bardziej.

— Tak, panie Kubel?

— Moze znajdziemy ci cos bialego…

Christine jeknela, nie otwierajac oczu. Uniosla reke i dotknela przegubem czola.

— Ojej, co sie stalo?!

Kubel przykleknal obok niej.

— Dobrze sie czujesz? Przezylas szok! Myslisz, ze mozesz wyjsc na scene ze wzgledu na dobro sztuki i zeby ludzie nie zazadali zwrotu pieniedzy?

Usmiechnela sie meznie. Niepotrzebnie meznie, zdaniem Agnes.

— Nie moge rozczarowac drogiej publicznosci!! — oswiadczyla.

— Doskonale! — ucieszyl sie Kubel. — W takim razie musisz sie pospieszyc. Perdita ci pomoze… Prawda, Perdito?

— Tak. Oczywiscie.

— I musisz stanac w chorze do duetu — przypomnial Kubel. — Gdzies blisko w chorze.

Agnes westchnela.

— Tak, wiem. Chodzmy, Christine.

— Kochana Perdita — szepnela Christine.

Niania przygladala sie, jak wychodza. Nastepnie powiedziala:

— Ja wypije te herbate, jesli pan juz skonczyl.

— Co? A tak, tak, skonczylem — zgodzil sie Kubel. — Bardzo dobra.

— Tego… Zdarzyl sie drobny wypadek przy lozach — poinformowala.

Вы читаете Maskarada
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату