W ciagu dwudziestu minut od ostatniego klasniecia audytorium bylo juz puste i ciemne — jesli nie liczyc kilku plomykow swiec.

Potem zabrzeczalo wiadro.

Na scene wkroczyl Walter Plinge — jesli mozna uzyc tego slowa, by okreslic jego sposob poruszania. Przesuwal sie jak marionetka na gumowych nitkach, co sprawialo wrazenie, ze tylko przypadkiem dotyka stopami podlogi.

Bardzo powoli, bardzo starannie zaczal zmywac deski sceny.

Po kilku minutach plama cienia wysunela sie z mroku i zblizyla do niego. Walter spojrzal w dol.

— Dobry wieczor, panie Kocie — powiedzial.

Greebo otarl sie o jego nogi. Koty wyczuwaja ludzi dostatecznie nierozumnych, by dawali im jedzenie. Walter z pewnoscia swietnie sie kwalifikowal.

— Pojde poszukac mleka. Dobrze, panie Kocie?

Greebo zamruczal jak burza z piorunami.

Swym dziwnym krokiem, posuwajac sie naprzod jedynie po usrednieniu, Walter zniknal za kulisami.

Dwie niewyrazne postacie siedzialy jeszcze na balkonie.

— Smutne — uznala niania.

— Ma dobra prace w cieplym miejscu, a matka stale sie nim opiekuje — odparla babcia. — Wielu radzi sobie gorzej.

— Ale jaka przyszlosc go czeka? Jesli sie dobrze zastanowic…

— Na kolacje mieli kilka zimnych ziemniakow i polowke sledzia — powiedziala babcia. — Dom pusty, prawie zadnych mebli.

— Skandal.

— Chociaz nie nalezy zapominac, ze jest teraz odrobine bogatsza — zauwazyla babcia. — Zwlaszcza jesli sprzeda wszystkie te noze i buty — dodala, bardziej do siebie.

— Swiat jest okrutny dla starszych dam — uznala niania, matrona i wladczyni licznego klanu, bezdyskusyjny tyran polowy Ramtopow.

— Zwlaszcza tak wystraszonych jak pani Plinge.

— Tez bym byla wystraszona, gdybym byla juz stara i musiala pamietac o Walterze.

— Nie o tym mowie, Gytho. Znam sie na strachu.

— To prawda — przyznala niania. — Wiekszosc osob, ktore spotykasz, jest przerazona.

— Pani Plinge zyje w leku — rzekla babcia, jakby nie slyszala przyjaciolki. — Nie potrafi normalnie myslec ze zgrozy. Strach opetal jej umysl. Czulam, ze przerazenie unosi sie wokol niej niczym mgla.

— Czemu? Z powodu Upiora?

— Jeszcze nie wiem. W kazdym razie jeszcze nie wszystko. Ale odkryje to.

Niania siegnela w zakamarki swej sukni.

— Napijesz sie czegos? — Wsrod halek zabrzmialo stlumione brzekniecie. — Mam szampana, brandy i porto. I jakies przekaski, i herbatniki.

— Gytho Ogg, uwazam, ze jestes zlodziejka — oznajmila babcia.

— Wcale nie! — oburzyla sie niania. I dodala z poczuciem owej moralnosci wyzszego rzedu, tak charakterystycznej dla czarownic: — To, ze od czasu do czasu cos, formalnie rzecz biorac, ukradne, nie czyni mnie jeszcze zlodziejka. Nie mysle po zlodziejsku.

— Wracajmy do pani Palm.

— Dobrze. Tylko czy najpierw moglybysmy cos zjesc? Nie narzekam na kuchnie, ale to, co tam podaja… to troche jak calodzienne sniadanie, jesli rozumiesz, o co mi chodzi…

Jakis szelest dobiegl je ze sceny. Powrocil Walter i odrobine tlusciejszy Greebo. Chlopak znow zaczal szorowac scene.

— Jutro z samego rana — rzekla babcia — pojdziemy odwiedzic pana Kozabergera od Almanachu. Zdazylam sie zastanowic, co dalej. A potem rozwiazemy sprawy tutaj.

Zerknela na nieswiadoma niczego postac na scenie.

— Co takiego wiesz, Walterze Plinge? — mruknela pod nosem. — Co takiego widziales?

— Czy to nie wspaniale?! — westchnela Christine, siadajac na lozku.

Jej nocna koszula, jak zauwazyla Agnes, byla biala i niezwykle wrecz koronkowa.

— Tak, rzeczywiscie.

— Piec razy podnosili kurtyne!! Pan Kubel mowi, ze to wiecej niz dla kogokolwiek od czasow donny Gigli!! Jestem pewna, ze nie zdolam zasnac z podniecenia!!

— Wiec napij sie pysznego cieplego mleka, ktore dla nas przygotowalam — zaproponowala Agnes. — Wieki trwalo, zanim wnioslam rondel po tych schodach.

— I kwiaty!! — wykrzyknela Christine, nie zwracajac uwagi na stojacy obok lozka kubek. — Pan Kubel mowi, ze zaczeli je znosic zaraz po przedstawieniu!! Powiedzial…

Ktos cicho zapukal do drzwi.

— Wejsc!!

Drzwi otworzyly sie i wszedl Walter Plinge, niewidoczny spoza bukietow. Po kilku krokach potknal sie, zachwial i upuscil je. W niemym zaklopotaniu popatrzyl na dziewczeta, odwrocil sie nagle i ruszyl do drzwi.

Christine zachichotala.

— Przepraszam, ma… panienko.

— Dziekuje, Walterze — powiedziala Agnes.

Drzwi zamknely sie.

— Czy to nie dziwne?! Zauwazylas, jak na mnie patrzyl?! Czy moglabys, Perdito, przyniesc wode do kwiatow?!

— Oczywiscie, Christine. To w koncu tylko siedem kondygnacji.

— A w nagrode wypije to pyszne mleko, ktore dla mnie przygotowalas!! Dodalas korzeni?!

— O tak. Korzeni tez.

— To nie taki napoj, jaki warza te twoje czarownice, prawda?!

— No… nie — zapewnila Agnes. W koncu w Lancre wszyscy uzywali swiezych ziol. — Nie wystarczy wazonow na te kwiaty, nawet jesli uzyje nocnika.

— Czego?!

— No wiesz… naczynia do uzywania noca. Nocnika.

— Jestes taka zabawna!!

— W kazdym razie zabraknie — powtorzyla Agnes, czerwieniac sie ze wstydu. Za jej oczami Perdita dokonala mordu.

— W takim razie wstaw do wody te od hrabiow i arystokratow, a reszta zajme sie jutro!! — zdecydowala Christine i siegnela po kubek.

Agnes wziela kociolek i skierowala sie do drzwi.

— Perdito, skarbie!! — zawolala jeszcze Christine, z kubkiem w polowie drogi do ust.

Agnes obejrzala sie.

— Wydawalo mi sie, kochana, ze spiewalas ociupinke za glosno!! Pewnie widzom trudno bylo mnie sluchac!!

— Przepraszam, Christine.

Schodzila w mroku. Dzis w nocy na kazdej kondygnacji plonela swieca. Bez nich schody bylyby zwyczajnie ciemne — z nimi cienie skradaly sie i wyskakiwaly na kazdym rogu.

Dotarla do pompy w niewielkiej wnece przy pokoju inspicjenta. Napelnila kociolek.

Na scenie ktos zaczal spiewac.

Byla to aria Peccadilla z duetu sprzed trzech godzin, ale wykonywana bez muzyki, tenorem takiej barwy i czystosci, ze Agnes upuscila naczynie, ochlapujac sobie nogi zimna woda.

Nasluchiwala przez chwile, az uswiadomila sobie, ze sama spiewa pod nosem partie sopranu.

Piesn dobiegla konca. Uslyszala gluchy stuk oddalajacych sie krokow.

Podeszla do drzwi na scene, zawahala sie, po czym otworzyla je i wybiegla w rozlegla, ciemna pustke. Pozostale jeszcze plonace swiece dawaly tyle swiatla, ile gwiazdy w pogodna noc.

Вы читаете Maskarada
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату