gdzie trafie, byle nie bylo tam grubych mezczyzn udajacych szczuplych chlopcow!!!! I zadnych dlugich i glosnych piesni, ktorymi wszyscy sie zachwycaja tylko dlatego, ze nie maja pojecia, o czym jest mowa!!!! Ach… aargh…
Osunal sie na podloge.
— Przeciez Walter go… — zaczela Agnes.
— Cicho badz! — szepnela niania samym kacikiem ust.
— Ale on nie… — sprobowal Kubel.
— A jest tez druga rzecz, ktorej nienawidze w operze — powiedzial Salzella, wstajac. Zachwial sie i polecial na bok, w strone kulisy. — To fabuly. Nie maja sensu!! Ale nikt tego glosno nie powie!!! A gra aktorska? Nie istnieje!! Wszyscy stoja dookola i gapia sie na osobe, ktora spiewa. Na bogow, to prawdziwa ulga, ze sie od tego uwolnilem… ach… argh…
Upadl na podloge.
— To juz koniec? — spytala niania.
— Nie przypuszczam — mruknela babcia Weatherwax.
— A co do ludzi, ktorzy przychodza do opery — powiedzial Salzella, wstajac znowu z wysilkiem i zataczajac sie w bok — mysle, ze moze ich nienawidze jeszcze bardziej!!! To tacy ignoranci!!! Rzadko ktory wie cokolwiek o muzyce!!! Gadaja o melodiach!!! Caly dzien staraja sie byc ludzmi rozsadnymi, a potem wchodza tutaj i odwieszaja inteligencje na gwozdz przy drzwiach…
— Dlaczego pan nie odszedl? — spytala Agnes. — Jesli ukradl pan tyle pieniedzy, czemu pan gdzies nie wyjechal, skoro tak bardzo pan tego nienawidzi?
Salzella patrzyl na nia, kolyszac sie w przod i w tyl. Raz czy dwa otworzyl i zamknal usta, jakby bezglosnie probowal powtorzyc obce slowa.
— Odejsc? — wykrztusil w koncu. — Odejsc? Opuscic opere? Argh, argh, argh…
Znow runal na podloge.
Andre szturchnal cialo.
— Czy juz umarl?
— Jak mogl umrzec? — zirytowala sie Agnes. — Wielcy bogowie, czy nikt nie widzi, ze…
— A wiecie, co mnie naprawde dobija? — spytal Salzella, unoszac sie na kolana. — To, ze w operze kazdy potrzebuje tyle!!!!!… czasu!!!!!… zeby!!!!!… argh… argh… argh…
Upadl.
Zespol czekal jeszcze. Publicznosc grupowo wstrzymala oddech.
Niania Ogg tracila Salzelle butem.
— Tak, to chyba wszystko — stwierdzila. — Wyglada na to, ze po raz ostatni wyszedl przed kurtyne.
— Przeciez Walter go nie trafil! — zawolala Agnes. — Czemu nikt mnie nie slucha? Patrzcie, ten miecz go nie przebil! On go tylko trzyma pod pacha!
— Tak — zgodzila sie niania. — Naprawde szkoda, ze tego nie zauwazyl. — Podrapala sie po ramieniu. — Wiecie, te kostiumy baletowe strasznie laskocza…
— Ale on nie zyje!
— Pewnie za bardzo sie zdenerwowal. — Niania usilowala odpiac pasek.
— Zdenerwowal?
— Rozgoraczkowal. Znasz artystow… Zreszta sama do nich nalezysz, oczywiscie.
— Naprawde nie zyje? — upewnil sie Kubel.
— Na to wyglada — potwierdzila babcia. — Glowe dam, ze to jedna z najlepszych smierci w historii opery.
— To straszne! — Kubel chwycil bylego Salzelle za kolnierz i postawil na nogi. — Gdzie sa moje pieniadze? No dalej, gadaj, co zrobiles z moimi pieniedzmi!!! Nie slysze!!!! On nic nie mowi!!!
— Bo jest martwy — wyjasnila babcia. — Zmarli nie sa zbyt rozmowni. Z zasady.
— Ale pani jest czarownica!!! Moze pani zrobic jakas sztuczke z kartami i kieliszkami!!!
— No, wlasciwie… moglibysmy zagrac w pokera — uznala niania. — Dobry pomysl.
— Pieniadze sa w piwnicy — poinformowala babcia. — Walter panu pokaze.
Walter Plinge stuknal obcasami.
— Oczywiscie — zapewnil. — Z przyjemnoscia.
Kubel wytrzeszczyl oczy. Byl to glos Waltera Plinge i wydobywal sie z ust na twarzy Waltera Plinge, ale i twarz, i glos byly inne. Subtelnie roznily sie od dawnych. Glos stracil odcien niepewnosci i leku. Z twarzy zniknelo skrzywienie…
— Cos podobnego… — mruknal Kubel i puscil kolnierz Salzelli. Cialo uderzylo glucho o deski.
— A ze bedzie panu potrzebny nowy dyrektor muzyczny — dodala babcia — latwo moze pan trafic gorzej niz z tym tutaj Walterem.
— Walterem?
— Wie wszystko o operze. I o gmachu Opery.
— Powinien pan zobaczyc, jaka pisze muzyke… — wtracila niania.
— Walter? Dyrektorem muzycznym? — powtarzal Kubel.
— …mozna naprawde sobie nucic…
— Tak. Bedzie pan zaskoczony.
— …jest taka, gdzie duzo marynarzy tanczy i spiewa, ze nie ma kobiet…
— Chodzi o Waltera? Dobrze rozumiem?
— …i w teatrze jedna dziewczyna wystepuje za inna…
— Tak, to Walter — zapewnila babcia. — Ta sama osoba.
— …i jeszcze takie, naprawde swietne, jak koty skacza dookola i spiewaja, bardzo zabawne — paplala niania. — Naprawde nie mam pojecia, skad ma takie pomysly…
Kubel podrapal sie po brodzie. I tak juz krecilo mu sie w glowie.
— Jest tez godny zaufania — mowila babcia. — I uczciwy. Jak wspomnialam, doskonale zna gmach Opery. A takze… wie, gdzie jest wszystko…
Dla Kubla tyle wystarczylo.
— Chcesz zostac dyrektorem muzycznym, Walterze?
— Dziekuje, panie Kubel — odparl Walter Plinge. — Bardzo bym chcial. Ale co z czyszczeniem wygodek?
— Slucham?
— Nie bede musial przestac ich czyscic? Bo w koncu zaczely dzialac jak nalezy.
— Tak? No coz… naprawde? — Kubel na chwile zrobil zeza. — No swietnie. Mozesz spiewac, kiedy sie tym zajmujesz — dodal laskawie. — I nawet nie zmniejsze ci pensji! Ja… dam ci podwyzke! Szesc… Nie, siedem blyszczacych dolarow!
Walter potarl dlonia policzek.
— Panie Kubel…
— Tak, Walterze?
— Wydaje mi sie, ze pan Salzella dostawal czterdziesci blyszczacych dolarow.
Kubel zwrocil sie do babci.
— Czy to jakis potwor?
— Niech pan tylko poslucha, jaka pisze muzyke — mowila niania. — Swietne piosenki, nawet nie po zagranicznemu. Niech pan tylko popatrzy… Przepraszam…
Odwrocila sie plecami do widowni…
…twing, twang, twong…
i z powrotem, tym razem trzymajac plik papieru nutowego.
— Potrafie rozpoznac dobra muzyke — zapewnila, wreczajac plik Kublowi i w podnieceniu wskazujac palcem fragmenty. — Wszedzie sa kleksy i te zawiniete kawalki, widzi pan?
— Ty napisales te muzyke? — zwrocil sie Kubel do Waltera. — Muzyke, ktora z nieznanych przyczyn jest dziwnie ciepla?
— Istotnie, panie Kubel.
— W godzinach pracy?