spolecznego: oni robia to, co zawsze, a on im pozwala.
Ale czasami krolowal…
W zamku Lancre krol Verence popatrzyl na siebie w lustrze i westchnal.
— Pani Ogg — odezwal sie, poprawiajac korone. — Jak pani wie, darze czarownice z Lancre niezwyklym szacunkiem, ale to jest, z calym szacunkiem, najprosciej mowiac, kwestia polityki ogolnej, ktora, co z szacunkiem podkreslam, nalezy do wladcy. — Raz jeszcze poprawil korone, a kamerdyner Spriggins musnal szczotka jego szate. — Musimy byc tolerancyjni. Doprawdy, pani Ogg, nie widzialem pani jeszcze w takim stanie…
— Oni chodza i podpalaja ludzi! — oznajmila niania, zirytowana calym tym szacunkiem.
— Kiedys to robili, o ile wiem.
— Palili czarownice!
Verence zdjal korone i przetarl ja rekawem w sposob tak rozsadny, ze mogl tym doprowadzic do szalu.
— Zawsze mi sie wydawalo, ze palili praktycznie wszystkich — odparl. — Ale to bylo dosc dawno temu, prawda?
— Nasz Jason slyszal kiedys ich kazanie w Ohulan i mowili paskudne rzeczy o czarownicach — rzekla niania.
— To smutne, ale nie kazdy zna czarownice tak dobrze jak my — odparl Verence z czyms, co niania w swym stanie ducha uznala za calkiem zbedna dyplomacje.
— A nasz Wayne mowil, ze probuja zwrocic ludzi przeciw innym religiom — ciagnela. — Odkad otworzyli te swoja misje, nawet offlerianie zwineli sie i odeszli. Co innego twierdzic, ze ma sie najlepszego boga, ale przekonywac, ze to jedyny prawdziwy, to juz bezczelnosc, moim zdaniem. Wiem, gdzie praktycznie co dzien moge spotkac przynajmniej dwoch. A jeszcze tlumacza, ze kazdy zaczyna jako zly i robi sie dobry, dopiero kiedy uwierzy w Oma. To czysta bzdura! Spojrz na te swoja mala… A wlasciwie jakie dostanie imie?
— Wszyscy sie dowiedza za dwadziescia minut, nianiu — odparl gladko Verence.
— Ha! — Ton niani jasno dawal do zrozumienia, ze Radio Ogg nie aprobuje ograniczania dostepu do informacji. — Ale pomysl, najgorsze, co moze zrobic w jej wieku, to nabrudzic w pieluchy i nie dac wam spac cala noc. Moim zdaniem niespecjalnie to grzeszne.
— Nigdy nie protestowalas przeciwko Posepnemu Bractwu. Ani przeciw Zdziwionym. A Balansujacy Mnisi tez czesto tedy przechodza.
— Ale nikt z nich nie protestowal przeciwko mnie!
Verence sie odwrocil. Sytuacja budzila jego niepokoj. Dobrze znal nianie Ogg, ale glownie jako osobe stojaca tuz za babcia Weatherwax i usmiechnieta. Nie wiedzial, jak sobie radzic z Ogg rozgniewana.
— Doprawdy, pani Ogg, chyba za bardzo sie pani tym przejmuje — rzekl.
— Babci Weatherwax wcale sie to nie spodoba!
Niania Ogg zagrala swoja atutowa karta. Ku jej przerazeniu nie przynioslo to oczekiwanych rezultatow.
— Babcia Weatherwax nie jest krolem, pani Ogg. A swiat sie zmienia. Nadchodzi nowy porzadek. Dawno temu trolle byly potworami, ktore pozeraja ludzi. Dzisiaj jednak, dzieki wysilkom ludzi… oraz oczywiscie trolli dobrej woli i milujacych pokoj, zyjemy obok siebie w zgodzie i mam nadzieje, ze rozumiemy sie nawzajem. Juz minely czasy, kiedy male krolestwa musialy sie przejmowac tylko malymi problemami. Jestesmy czescia wielkiego swiata. I musimy odegrac w tym swiecie swoja role. Na przyklad, co z problemem Muntabu?
Niania Ogg sformulowala problem Muntabu.
— Gdzie, u demona, lezy Muntab? — spytala.
— Kilka tysiecy mil stad, pani Ogg. Ale ma ambicje terytorialne w kierunku Osi, wiec jesli wybuchnie konflikt z Borogrovia, bedziemy musieli zajac stanowisko.
— Takie oddalone o kilka tysiecy mil calkiem mi sie podoba — odparla niania. — I nie rozumiem…
— Obawiam sie, ze rzeczywiscie nie — wszedl jej w slowo Verence. — I nie musi pani. Ale sprawy dalekich krolestw moga nagle miec skutki calkiem blisko. Gdy Klatch kichnie, Ankh-Morpork lapie przeziebienie. Musimy pilnie obserwowac. Czy zawsze mamy byc elementem hegemonii Ankh-Morpork? Czy pod koniec Wieku Nietoperza nie znalezlismy sie na wyjatkowej pozycji? Kraje na opak od Ramtopow daja o sobie znac. To „gospodarcze wilkolaki”, jak je okreslil Patrycjusz Ankh-Morpork. Pojawiaja sie nowe mocarstwa. Stare krolestwa mrugaja niepewnie w blasku wschodzacego milenium. Oczywiscie musimy zachowywac przyjazne stosunki ze wszystkimi blokami. I tak dalej. Mimo burzliwej przeszlosci Omnia jest krajem ludzi przyjaznych… A przynajmniej byliby z pewnoscia przyjazni, gdyby wiedzieli o istnieniu Lance — dodal szczerze. — Nieuprzejme traktowanie kaplanow ich panstwowej religii na pewno nam sie nie przysluzy. Uwazam, ze nie bedziemy zalowac tej decyzji.
— Miejmy nadzieje — burknela niania. Rzucila wladcy miazdzace spojrzenie. — A pamietam cie z czasow, kiedy byles tylko czlowiekiem w smiesznej czapce.
Nawet to nie podzialalo. Verence westchnal tylko znowu i podszedl do drzwi.
— Wciaz nim jestem, nianiu — powiedzial. — Tylko ze ta o wiele bardziej mi ciazy. A teraz musze juz isc, bo goscie zaczna sie niecierpliwic. Ach, Shawn…
Shawn Ogg pojawil sie przy drzwiach. Zasalutowal.
— Jak tam sprawy armii, Shawn?
— Prawie skonczylem ten noz, sire[6]. Musze tylko dopracowac szczypczyki do wyrywania wlosow z nosa i skladana pile. Ale tak naprawde to jestem tu jako herold, wasza wysokosc.
— Rozumiem, ze juz pora.
— Tak jest.
— Mysle, Shawn, ze tym razem fanfara powinna byc krotsza — rzeki krol. — Choc osobiscie cenie twoj kunszt, przy takiej okazji jak dzisiejsza bardziej by pasowalo cos prostszego niz kilka strof „Scierki z rozowym jezem”.
— Tak jest.
— Chodzmy wiec.
Dotarli do glownego korytarza w chwili, gdy pojawila sie tam grupa Magrat. Krol wzial malzonke za reke.
Niania Ogg wlokla sie za nimi. Krol mial racje, w pewnym sensie. Rzeczywiscie, czula sie… dziwnie — podrazniona i nerwowa, jakby wlozyla zbyt ciasna kamizelke. Coz, babcia zjawi sie juz niedlugo, a ona wie, jak rozmawiac z krolami.
W tym celu wymagane sa specjalne techniki, myslala niania. Nie mozna na przyklad spytac: „A niby kto umarl i zrobil cie krolem?”, bo oni wiedza. Podobnie jak „Ty i jaka armia?” moze sprawic klopoty, choc w tym przypadku armia Verence’a skladala sie z Shawna i trolla; malo prawdopodobne, by stanowila grozbe dla matki Shawna, o ile chcialby nadal jadac kolacje pod dachem.
Kiedy procesja dotarla do szczytu szerokich schodow, a Shawn ruszyl przodem, niania pociagnela Agnes na strone.
— Bedziemy lepiej widziec z galerii dla minstreli — szepnela, prowadzac mlodsza kolezanke na debowa konstrukcje. Zagrala fanfara.
— To moj syn! — dodala z duma niania, kiedy w powietrzu zabrzmial ostatni akord.
— Tak. Trzeba przyznac, ze niewiele krolewskich fanfar konczy sie na „golenie, strzyzenie, bez nog”[7] — zauwazyla Agnes.
— Za to poprawia ludziom humor — odparla lojalna mama Shawna.
Agnes spojrzala z gory na gosci i zauwazyla kaplana. Przesuwal sie wolno przez tlum.
— Znalazlam go, nianiu! — zawolala. — Musze przyznac, ze nie utrudnial mi tego. Ale chyba w takim tloku nie bedzie niczego probowal, prawda?
— Ktory to?
Agnes wskazala palcem. Niania przyjrzala sie uwaznie.
— Czasami tak sobie mysle, ze ciezar korony przewraca Verence’owi w glowie — rzekla. — On chyba naprawde nie wie, co wpuszcza do krolestwa. Kiedy Esme sie zjawi, przejdzie przez tego kaplana jak kapusniak.
Tymczasem goscie ustawili sie po dwoch stronach czerwonego dywanu siegajacego stop szerokich schodow. Agnes zerknela w gore, na krolewska pare, czekajaca za zakretem na odpowiedni moment, by rozpoczac zejscie. Pomyslala: Babcia Weatherwax twierdzi, ze czlowiek sam sobie tworzy wlasciwe chwile. Sa