— A duzo o nich wiesz? — spytala.

— No coz, jestem jednym z nich — odparl. — Przypuszczam zatem, ze odpowiedz brzmi: tak. Milo mi pania poznac, pani Ogg.

Sklonil sie i siegnal po jej dlon.

— O nie, nic z tego! — Niania cofnela reke. — Nie chce miec z wami nic wspolnego, krwiopijcy!

— Wiem. Ale jestem pewien, ze z czasem to sie zmieni. Czy zechce pani poznac moja rodzine?

— Cala rodzina moze sie stad wynosic! Co ten krol sobie myslal?

— Nianiu!

— Co?

— Nie musisz tak krzyczec. To nieuprzejme. Mysle…

— Vlad de Magpyr — przedstawil sie Vlad i sklonil glowe.

— …chce mnie ugryzc w szyje! — krzyknela niania.

— Alez skad — zapewnil ja Vlad. — Pilismy niedawno jakiegos bandyte. Pani Ogg, jak podejrzewam, to posilek godny smakosza. Znajda sie jeszcze te czosnkowe przekaski? Sa dosc pikantne.

— Co piliscie? — nie zrozumiala niania.

— Znaczy… zabiliscie kogos? — Agnes nie dowierzala.

— Oczywiscie. Jestesmy wampirami — odparl Vlad. — A raczej wampyrami, przez „y”. To bardziej nowoczesne. A teraz pozwol, przedstawie ci mojego ojca.

— Naprawde kogos zabiliscie?

— No tak! Dosc tego! — warknela niania. Odwrocila sie i ruszyla przed siebie. — Ide po Shawna, a on zjawi sie tutaj z wielkim i zaostrzonym…

Vlad chrzaknal dyskretnie. Niania znieruchomiala.

— Istnieje kilka znanych wiekszosci ludzi faktow na temat wampirow — powiedzial Vlad. — Jeden z nich to ten, ze potrafia calkiem dobrze kontrolowac umysly istot nizszych. Dlatego zapomnijcie teraz o wampirach, drogie panie. To rozkaz. I chodzcie poznac moja rodzine.

Agnes zamrugala. Zdawala sobie sprawe, ze zaszlo… cos. Czula, jak resztki wspomnien wyslizguja sie jej z palcow.

— Sprawia wrazenie milego mlodzienca — zauwazyla nieco oszolomiona niania.

— Ja… on… tak — zgodzila sie Agnes.

Cos wyplynelo na powierzchnie jej umyslu, niczym wiadomosc w butelce, napisana niewyraznie i w jakims obcym jezyku. Nie mogla jej odczytac, mimo ze sie starala.

— Chcialabym, zeby babcia tu byla — powiedziala w koncu. — Wiedzialaby, co robic.

— Z czym? — zdziwila sie niania Ogg. — Nie wypada najlepiej na przyjeciach.

— Czuje sie troche… dziwnie.

— Moze za duzo wypilas.

— W ogole nie pilam!

— No to wiadomo, gdzie problem — ucieszyla sie niania. — Chodzmy.

Ruszyly do sali. Bylo juz dobrze po polnocy, ale poziom halasu zblizal sie do progu bolu. Kiedy nocna godzina kladzie sie na szkle niczym wielka koktajlowa cebulka, smiech zawsze staje sie bardziej przenikliwy.

Vlad pomachal do nich uprzejmie i gestem zaprosil do grupy gosci otaczajacej krola Verence’a.

— Ach, Agnes i niania! — zawolal krol. — Hrabio, pozwoli pan sobie przedstawic…

— Gytha Ogg i Agnes Nitt, jak sadze — odezwal sie mezczyzna, z ktorym krol wlasnie rozmawial.

Sklonil sie. Z jakichs dziwnych powodow czesc umyslu Agnes spodziewala sie zobaczyc posepnego starca z wyraznymi zakolami na glowie i w operowym plaszczu. Sama nie wiedziala czemu.

Tymczasem wygladal jak… no, jak finansowo niezalezny dzentelmen o badawczym umysle, moze taki, ktory rankami wyrusza na dlugie spacery, a popoludniami poszerza swe horyzonty w prywatnej bibliotece albo dokonujac drobnych, interesujacych eksperymentow z pasternakiem i nigdy, ale to nigdy nie martwi sie o pieniadze. Bylo w nim cos pretensjonalnego, a takze rodzaj entuzjazmu, jak u kogos, kto wlasnie przeczytal ciekawa ksiazke i koniecznie chce o niej komus opowiedziec.

— Mam przyjemnosc przedstawic paniom hrabine Magpyr — rzekl. — To te czarownice, o ktorych ci opowiadalem, moja droga. Znaja juz panie mojego syna, jak sadze. A to moja corka, Lacrimosa.

Agnes spojrzala w oczy szczuplej dziewczyny w bialej sukni, z dlugimi czarnymi wlosami i o wiele za mocno wymalowanymi oczami.

Istnieje cos takiego jak nienawisc od pierwszego wejrzenia.

— Hrabia opowiadal mi wlasnie — odezwal sie krol — ze zamierza przeprowadzic sie do zamku i rzadzic krajem. Zapewnilem, ze bedziemy zaszczyceni.

— Brawo — pochwalila niania. — Ale jesli to wam nie przeszkadza, nie chcialabym przegapic tego czlowieka z lasicami…

— Problem polega na tym, ze myslac o wampirach, ludzie biora pod uwage jedynie ich diete — powiedzial hrabia, gdy niania odeszla pospiesznie. — To dosc obrazliwe. Wy przeciez jecie mieso zwierzat i warzywa, ale to was nie okresla, prawda?

Twarz Verence’a byla wykrzywiona w usmiechu, jednak byl to usmiech stezaly i nierzeczywisty.

— Ale pijecie ludzka krew? — zapytal.

— Oczywiscie. I czasem zabijamy ludzi, choc ostatnio bardzo rzadko. Co w tym tak naprawde zlego? Ofiara i drapieznik, drapieznik i ofiara. Owce powstaly jako posilek dla wilka, a wilk jako srodek przeciwdzialajacy nadmiernemu niszczeniu traw przez owce. Gdybys, sire, obejrzal swoje zeby, przekonalbys sie, ze powstaly dla pewnej konkretnej diety, co wiecej, cale cialo jest skonstruowane tak, by z niej korzystac. Tak samo jest z nami. Jestem przekonany, ze orzechy i kapusta nie maja do was pretensji. Drapieznik i ofiara sa tylko elementami wielkiego kregu zycia.

— Fascynujace — przyznal Verence.

Kropelki potu splywaly mu po twarzy.

— Oczywiscie, w Uberwaldzie wszyscy pojmuja to instynktownie — dodala hrabina. — Ale to zbyt zacofany kraj, by wychowywac tam dzieci. Tak sie cieszymy tym Lancre…

— Milo mi to slyszec — zapewnil Verence.

— I bardzo byles uprzejmy, sire, ze zechciales nas zaprosic — ciagnela hrabina. — Inaczej bysmy nie przyjechali, naturalnie.

— Niezupelnie — sprzeciwil sie hrabia, rzucajac zonie promienny usmiech. — Choc musze przyznac, ze zakaz wkraczania do pewnych miejsc bez zaproszenia okazal sie zadziwiajaco… mocno zakorzeniony. Zapewne ma to zwiazek z pradawnymi instynktami terytorialnymi. Ale — dodal z satysfakcja — pracowalem nad pewna technika instruktazowa, ktora z pewnoscia w ciagu kilku lat…

— Och, nie zaczynaj znowu tych nudnych tematow — przerwala mu Lacrimosa.

— Tak, rzeczywiscie moze to byc nieco nuzace — zgodzil sie hrabia i usmiechnal dobrodusznie do corki. — Czy sa tu jeszcze te znakomite dipy czosnkowe?

Krol wciaz wydawal sie skrepowany, jak zauwazyla Agnes. To dziwne, poniewaz hrabia i jego rodzina byli ludzmi absolutnie czarujacymi, a wszystko, co mowili, mialo gleboki sens. Wszystko bylo wiec w najlepszym porzadku.

— Otoz to — odezwal sie stojacy przy niej Vlad. — Tanczy pani, panno Nitt?

Po drugiej stronie sali Lancranska Kameralna Orkiestra Symfoniczna (dyr. S. Ogg) uderzala w przypadkowe tony.

— Um… — Zdolala nie zachichotac. — Raczej nie. Nie za dobrze…

Nie sluchalas, co oni mowia? To wampiry!

— Cicho badz! — powiedziala glosno.

— Slucham? — Vlad zdziwil sie wyraznie.

— A oni… no. To nie jest dobra orkiestra.

Czy w ogole zwrocilas uwage na to, co powiedzieli, ty bezuzyteczna barylo?

— To bardzo zla orkiestra — poprawil ja Vlad.

— Wie pan, krol zakupil instrumenty dopiero w zeszlym miesiacu i w zasadzie dopiero ucza sie razem…

Odetnij mu glowe! Zrob lewatywe z czosnku!

Вы читаете Carpe jugulum
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату