ktorego okladce ktos wieki temu wypisal „Ptoki”.
Tom byl wielkim segregatorem. Grzbiet rozcinano niewprawnie i poszerzano juz wiele razy, zeby dalo sie wkleic wiecej kart.
Sokolnicy z Lancre duzo wiedzieli o ptakach. Krolestwo lezalo na glownym szlaku migracji miedzy Osia a Krawedzia. Przez stulecia sokoly sprowadzaly na ziemie wiele dziwnych gatunkow, a sokolnicy skrupulatnie notowali wszystkie szczegoly. Kolejne stronice wypelnialy rysunki i drobne pismo, informacje przez lata kopiowane, uzupelniane, poprawiane… Czasem jakies pioro, starannie przyklejone do papieru, zwiekszalo grubosc ksiegi.
Nikt nie przejmowal sie indeksem, ale ktorys z dawnych sokolnikow bardzo przewidujaco ulozyl wiekszosc wpisow w porzadku alfabetycznym.
Hodgesaargh raz jeszcze spojrzal na plomyk, palacy sie spokojnie na spodku, po czym, ostroznie przewracajac szeleszczace stronice, zajrzal pod P.
Chwile przerzucal kartki, nim w koncu znalazl to, czego szukal, pod litera F.
W ptaszarni, w najglebszym cieniu, cos kulilo sie wystraszone.
W chatce Agnes wisialy az trzy polki pelne ksiazek. Wedlug standardow czarownic, byla to ogromna biblioteka. Dwie bardzo male niebieskie figurki lezaly na ksiazkach i obserwowaly wszystko z zaciekawieniem.
Niania Ogg cofala sie, machajac przed soba pogrzebaczem. — Juz w porzadku — powiedziala Agnes. — To znowu ja, Agnes Nitt, tylko… Ona wciaz tu jest, ale… Tak jakby sie trzymam. Tak! Tak! Dobrze! Tylko sie zamknij, co… Sluchaj no, to cialo nalezy do mnie, a ty jestes tylko wytworem mojej wyobraz… Dobrze, w porzadku! Moze to nie jest az takie oczywis… Pozwol mi porozmawiac z niania, dobrze?
— Ktora to teraz z was? — spytala niania Ogg.
— Wciaz jestem Agnes, oczywiscie. No dobrze! Jestem Agnes, ktorej obecnie doradza Perdita, ktora tez jest mna. W pewnym sensie… I nie jestem za gruba, mozesz to sobie zapamietac!
— A ile was tam jest?
— Co to znaczy „dosc miejsca dla dziesieciu”?! — krzyknela Agnes. — Siedz cicho! Posluchaj, Perdita twierdzi, ze na przyjeciu byly wampiry. Mowi, ze to rodzina Magpyrow. Nie rozumie naszego zachowania. I one rzucaly… tak jakby wplyw na wszystkich. W tym na mnie, i wlasnie dlatego udalo jej sie wyr… Tak, oczywiscie, wlasnie o tym mowie. Dziekuje!
— A dlaczego nie na nia? — zainteresowala sie niania.
— Bo ona ma wlasny umysl! Nianiu, czy pamietasz cokolwiek z tego, co oni mowili?
— Teraz, kiedy juz o tym wspomnialas, to rzeczywiscie nie. Ale wydawali sie calkiem milymi ludzmi.
— A pamietasz rozmowe z Igorem?
— Kto to jest Igor?
Male niebieskie postacie przygladaly sie zafascynowane przez nastepne pol godziny.
W koncu niania oparla sie na krzesle i spojrzala w sufit.
— Dlaczego mamy jej wierzyc? — spytala w koncu.
— Bo ona jest mna.
— Mowia, ze wewnatrz kazdej grubej dziewczyny jest chuda dziewczyna… — zaczela niania.
— Tak — przyznala z gorycza Agnes. — To ona jest ta chuda dziewczyna. Ja to mnostwo czekolady.
Niania nachylila sie Agnes do ucha i podniosla glos. — Jak sobie tam radzisz w srodku? Wszystko w porzadku? Dobrze cie traktuje, co?
— Cha, cha, nianiu. Bardzo zabawne.
— I mowili o piciu krwi i zabijaniu ludzi, a wszyscy tylko kiwali glowami i powtarzali: Jakiez to fascynujace”?
— Tak!
— I jedli czosnek?
— Tak!
— Tak przeciez nie powinno byc, prawda?
— Nie wiem, moze wzielysmy nieodpowiedni czosnek!
Niania potarla podbrodek, rozdarta miedzy rewelacjami o wampirach a ciekawoscia co do Perdity.
— I jak ta Perdita dziala? — spytala.
Agnes westchnela.
— Posluchaj… Znasz te czastke siebie, ktora zawsze chce robic rzeczy, jakich sama nie osmielasz sie robic, i myslec mysli, jakich sama nie smiesz pomyslec?
Twarz niani wyrazala konsternacje.
— No… na przyklad… — platala sie Agnes. — Na przyklad zerwac z siebie ubranie i biegac nago po deszczu? — sprobowala.
— Ach, to. Rzeczywiscie.
— No wiec… Mysle, ze ta czescia mnie jest Perdita.
— Naprawde? — zdziwila sie niania. — Bo to ja zawsze bylam ta czescia siebie. Wazne tylko, zeby pamietac, gdzie sie zostawilo ubranie.
Agnes zbyt pozno przypomniala sobie, ze niania Ogg jest pod wieloma wzgledami dosc nieskomplikowana osobowoscia.
— Ale chyba wiem, o co ci chodzi — ciagnela niania zamyslona. — Byly takie chwile, kiedy chcialam zrobic rozne rzeczy, ale sie powstrzymalam… — Pokrecila glowa. — Ale… wampiry? Verence nie bylby przeciez taki glupi, zeby wampirom wysylac zaproszenie, prawda? — Zastanowila sie. — Owszem, bylby. Pewnie by uznal, ze to taki gest przyjazni.
Wstala.
— Na pewno jeszcze nie wyjechali. Bierzemy sie do roboty. Ty zdobadz wiecej czosnku i pare kolkow. Ja sciagne Shawna, Jasona i chlopcow.
— Nic z tego nie bedzie, nianiu. Perdita widziala, co oni potrafia… Jak tylko sie do nich zblizysz, zaraz o wszystkim zapomnisz. Oni robia cos z umyslem, nianiu.
Niania sie zawahala.
— Nie powiem, zebym az tak znala sie na wampirach.
— Perdita uwaza, ze wiedza tez, o czym myslisz.
— Czyli to cos dla Esme — uznala niania. — Grzebanie w umyslach i takie tam. Dla niej to mieso z piwem.
— Nianiu, oni mowili, ze chca tu zostac! Musimy cos zrobic!
— No to gdzie ona jest? — Niania niemal jeknela. — Esme powinna sie tym zajac!
— Moze dotarli do niej pierwsi?
— Wcale tak nie myslisz, prawda? — Tym razem niania Ogg wygladala, jakby ogarniala ja panika. — Nie wyobrazam sobie wampira, ktory moglby wbic zeby w Esme.
— Nie martw sie, kruk krukowi oka nie wykole.
Perdita wypowiedziala te slowa, ale kara spadla na Agnes. Nie bylo to eleganckie klepniecie wyrazajace dezaprobate — niania Ogg wychowala kilku silnych synow; ramie Oggow mialo moc.
Kiedy Agnes spojrzala w gore z dywanika przed kominkiem, niania rozcierala obolala dlon. Spojrzala na dziewczyne z powaga.
— Nie bedziemy wiecej o tym mowic, zgoda? — rzucila. — Na ogol nie jestem sklonna do fizycznych wyczynow tego rodzaju, ale pozwalaja uniknac zbednych dyskusji. A teraz wracamy do zamku. Zalatwimy te sprawe natychmiast.
Hodgesaargh zamknal ksiege i spojrzal na plomyk. A wiec to prawda… Byl nawet rysunek calkiem takiego samego, starannie wykreslony dwiescie lat wczesniej. Owczesny krolewski sokolnik napisal, ze znalazl cos takiego na lace w gorach, wiosna. Plomyk palil sie przez trzy lata, a potem sokolnik gdzies go zgubil.
Kiedy czlowiek sie lepiej przyjrzal, mogl nawet dostrzec szczegoly. To wlasciwie nie byl plomyk… Raczej bardzo jasne piorko…
No coz, Lancre lezalo na jednym z glownych szlakow migracyjnych, a rozne ptaki migrowaly. To byla tylko kwestia czasu.