opanowania gry na nim, byla niania Ogg, ktora — jak to okreslala — wpadala czasem pobrzeczec koscia sloniowa[11]. Zaslonieto go na polecenie Magrat, a palacowa plotka glosila, ze Verence mial awanture za kupienie czegos, co jest praktycznie zamordowanym sloniem.
— Lacrimosa bardzo chciala dla was zagrac — polecila corce hrabina.
— Och, mamo… — jeknela Lacrimosa.
— Jestem pewien, ze bedziemy zachwyceni — zapewnil Verence.
Agnes nie zauwazylaby sciekajacej mu po twarzy struzki potu, gdyby Perdita jej nie pokazala.
Nastapila krotka krzatanina, kiedy ze stolka wyjmowano nuty, po czym mloda dama usiadla do klawiszy. Nim zaczela grac, spojrzala jeszcze wsciekle na Agnes. Dzialala miedzy nimi jakas chemia, ale z rodzaju tych, ktorych efektem jest ewakuacja budynku.
Agnes skoncentrowala sie. Muzyka byla piekna, ale gdy naprawde zaczela sie wsluchiwac, kiedy Perdita poszturchiwala ja od srodka, to melodia znikala i brzmialo to tak, jakby ktos gral gamy, gniewnie i nieumiejetnie.
W kazdej chwili moge to powiedziec glosno, myslala. Kiedy tylko zechce, potrafie sie obudzic.
Sluchacze zaklaskali uprzejmie. Agnes chciala sie przylaczyc do oklaskow, ale odkryla, ze jej lewa reka strajkuje. Perdita coraz lepiej ja kontrolowala.
Vlad znalazl sie przy niej tak szybko, ze nie zauwazyla nawet, kiedy sie ruszyl.
— Jest pani… fascynujaca kobieta, panno Nitt — powiedzial. — Jakie piekne wlosy, jesli wolno mi oceniac… Ale kim jest Perdita?
— Wlasciwie nikim — szepnela Agnes.
Opanowala pragnienie, by zacisnac lewa dlon w piesc. Perdita znow na nia wrzeszczala.
Vlad gladzil kosmyk jej wlosow. Wiedziala, ze to dobre wlosy. Nie po prostu bujne wlosy, ale wlosy przeogromne, jakby probujace zrownowazyc jej cialo. Byly lsniace, nigdy sie nie rozdwajaly i zachowywaly wyjatkowo zgodnie, jesli nie liczyc sklonnosci do pozerania grzebieni.
— Pozerania grzebieni? — zdziwil sie Vlad, owijajac kosmyk wokol palca.
— Tak, one…
Vlad znowu mial zdziwiona mine, jak ktos, kto probuje rozpoznac cichutki pomruk.
— Ty… potrafisz sie oprzec, prawda? — zapytal. — Obserwowalem cie, kiedy Lacci grala na fortepianie i przegrywala. Czy masz w sobie wampirza krew?
— Co? Nie!
— Mozna to zorganizowac. — Usmiechnal sie. Byl to taki usmiech, jak uznala Agnes, ktory ludzie nazywaja zarazliwym… Ale w koncu odra tez jest zarazliwa. Wypelnial soba jej najblizsza przyszlosc. Cos przelewalo sie przez nia jak rozowy puszysty oblok i powtarzalo: Juz dobrze, wszystko jest w najlepszym porzadku, jest tak, jak byc powinno…
— Popatrz na pania Ogg — rzekl Vlad. — Usmiech ma jak u dyni, prawda? A podobno jest jedna z potezniejszych czarownic w gorach. Wlasciwie to przykre, nie sadzisz?
I znowu to zdziwione, zagadkowe spojrzenie.
— Umiesz… — zaczela Agnes.
— Nie, wlasciwie nie. Tylko w ludziach — przerwal jej Vlad. — Czlowiek sie uczy bez przerwy. Zauwaza to i owo.
Padl na sofe, przerzucajac noge przez porecz.
— Wszystko sie zmieni, Agnes Nitt — powiedzial. — Moj ojciec ma racje. Po co czaic sie w mrocznych zamkach? Czego sie wstydzic? Jestesmy wampirami. A raczej wampyrami. Ojcu bardzo zalezy na stosowaniu tej nowej pisowni. Uwaza, ze znamionuje odciecie sie od niemadrej i zabobonnej przeszlosci. W kazdym razie to przeciez nie nasza wina. Urodzilismy sie wampirami.
— Myslalam, ze staliscie sie…
— …wampirami od ukaszenia? Alez skad. Pewnie, mozemy zmieniac ludzi w wampiry, to prosta metoda, ale w jakim celu? Kiedy jesz… czym sie wlasciwie zywisz? A tak, czekolada… Kiedy ja zjadasz, nie chcesz chyba, zeby zmienila sie w druga Agnes Nitt, prawda? Zostaloby wtedy mniej czekolady. — Westchnal. — Och, przesady, przesady, gdziekolwiek sie odwrocisz. Czyz nie jest prawda, ze siedzimy tu co najmniej od dziesieciu minut, a twoja szyja wciaz jest gladka, jesli nie liczyc odrobiny mydla, ktorego nie splukalas? Agnes uniosla reke do gardla.
— Zauwazamy takie drobiazgi — ciagnal Vlad. — A teraz rowniez jestesmy tutaj, gdzie mozemy je zauwazac. Owszem, ojciec jest potezny na swoj sposob i jest dosc postepowym myslicielem, ale nie wydaje mi sie, zeby w pelni zdawal sobie sprawe z mozliwosci. Nie potrafie opisac, jak dobrze jest wyrwac sie z tamtej krainy, panno Nitt. Wilkolaki… Och, wilkolaki… Wspaniali ludzie, rozumie sie, i oczywiscie baron ma pewien szorstki wdziek, ale doprawdy… Dac im jelenia do polowania, cieple miejsce przed kominkiem i duza kosc, a reszta swiata moze nie istniec. Staralismy sie, naprawde sie staralismy. Nikt nie zrobil wiecej niz ojciec, zeby wprowadzic nasza czesc kraju w Wiek Nietoperza…
— Juz prawie sie konczy…
— Moze dlatego tak mu zalezy. Tam pelno jest… no, pozostalosci. Na przyklad… centaury. Doprawdy! Nie maja zadnego interesu w przetrwaniu. Sa nie na miejscu. I szczerze mowiac, nizsze rasy wcale nie sa lepsze. Trolle sa glupie, krasnoludy chytre, skrzaty zle, a gnomy wchodza miedzy zeby. Pora, zeby odeszly. Zostaly wypedzone. Wiazemy z Lancre wielkie nadzieje. — Rozejrzal sie pogardliwie. — Po pewnych przerobkach.
Agnes obejrzala sie na nianie i jej synow. Z wyraznym zadowoleniem sluchali najgorszej muzyki od czasow, kiedy dudy Shawna Ogga zostaly zrzucone ze schodow.
— I… przejmujecie nasz kraj? — spytala. — Tak po prostu?
Vlad znow sie usmiechnal. Wstal i podszedl do niej.
— O tak. Bezkrwawo. No… metaforycznie. Jest pani doprawdy niezwykla, panno Nitt. Dziewczeta w Uberwaldzie przypominaja owce. Ale pani… pani cos przede mna ukrywa. Wszystko, co czuje, mowi mi, ze jest pani calkowicie w mojej mocy… a jednak nie. — Zachichotal. — To rozkoszne.
Agnes czula, jak jej swiadomosc sie roztapia. Rozowa mgla plynela przez glowe…
…a z jej klebow wystawala — smiertelna i w wiekszej czesci ukryta — gora lodowa Perdity.
Gdy Agnes zanurzyla sie w tej rozowosci, poczula mrowienie obejmujace jej ramiona i nogi. Bylo tak, jakby ktos stanal tuz za nia, a potem zrobil krok naprzod.
Agnes by go odepchnela. A wlasciwie zaczelaby sie wahac i probowala jakos wykrecic sie z tej sytuacji, gdyby jednak znalazla sie w slepym zaulku, pchnelaby mocno. Ale Perdita uderzyla, a kiedy dlon pokonala juz znaczna czesc luku, odwrocila ja i zgiela palce, by wprowadzic do gry paznokcie…
Pochwycil ja za przegub. Jego reka przesunela sie blyskawicznie.
— Brawo — powiedzial ze smiechem.
Wysunal druga reke i pochwycil ja za ramie, kiedy brala zamach.
— Lubie zadziorne kobiety.
Jednakze skonczyly mu sie juz rece, a Perdita wciaz miala w rezerwie kolano. Vlad zrobil zeza i wydal cichy odglos, ktory mozna zapisac jako „ghni”.
— Znakomicie — wychrypial i zgial sie wpol.
Perdita wyrwala sie i podbiegla do niani Ogg. Chwycila ja za reke.
— Nianiu, wychodzimy!
— Naprawde, skarbie? — spytala niania, stojac nieruchomo.
— Jason i Darren tez!
Perdita nie czytala tyle co Agnes. Uwazala, ze ksiazki sa
Perdita rozejrzala sie goraczkowo. Nic w komnacie nie wygladalo na szczegolnie swiete. Religia, poza swym