klanu Oggow. Na pierwszy rzut oka sprawialy wrazenie ustawionych calkiem przypadkowo — dopoki czlowiek nie rozszyfrowal kodu. W rzeczywistosci obrazki przesuwano w rozne strony, gdy rozmaici czlonkowie rodziny czasowo zyskiwali lub tracili w oczach niani. Kazdego, kto trafial na chybotliwy stoliczek obok kociej miski, czekala solidna i ciezka praca. Co gorsza, mozna bylo wypasc z porzadku dziobania nie dlatego, ze czlowiek zrobil cos zle, ale dlatego, ze wszyscy inni zrobili cos lepiej. Dlatego wlasnie miejsca wolne od rodzinnych obrazkow zajmowaly rozne ozdoby i pamiatki — poniewaz zaden Ogg, ktory odjechal chocby na dziesiec mil od Lancre, nawet nie snil o powrocie bez prezentu. Oggowie kochali nianie Ogg, a zreszta coz, byly gorsze miejsca niz chybotliwy stoliczek. Pewien daleki kuzyn trafil kiedys na korytarz.
Wiekszosc pamiatek stanowily tanie drobiazgi kupowane na targu, ale niani Ogg to nie przeszkadzalo, pod warunkiem ze byly kolorowe i blyszczace. Dlatego na blatach licznie staly zezowate psy, rozowe pasterki i kubki z niepoprawnie wypisanymi sloganami typu „Najlepszej Mamie na Sfiecie” albo „Kohamy naszom Nianie”. Wielki pozlacany kufel ze Studenckiego Konia, grajacy „Ich Bin Ein Rattasedschwein”, byl zamkniety w oszklonej szafce jako skarb zbyt cenny na normalna wystawe. Shirlowi Ogg zyskal na stale miejsce na komodzie.
Niania Ogg przygotowala juz na stole miejsce dla zielonej kuli. Spojrzala surowo, kiedy weszla Agnes.
— Duzo czasu ci to zajelo. Marudzilas? — spytala glosem, ktorym moglaby przebic pancerz.
— Nianiu, babcia by tak powiedziala — odparla z wyrzutem Agnes.
Niania zadrzala.
— Masz racje — przyznala. — Lepiej szybko ja znajdzmy, co? Jestem zbyt pogodna, zeby byc starucha.
— Wszedzie biegaja jakies dziwne istoty! — opowiadala Agnes. — W lesie jest pelno centaurow! Musielismy odskakiwac do rowu!
— No, zauwazylam, ze masz trawe i liscie na sukni — oswiadczyla niania. — Ale bylam delikatna i nie pytalam.
— Skad one wszystkie przybywaja?
— Z gor, podejrzewam. Dlaczego znowu sprowadzilas tu tego grzyba?
— Bo jest caly ublocony, nianiu — oswiadczyla ostrym tonem Agnes. — Powiedzialam, ze bedzie mogl sie tu oplukac.
— Eee… To naprawde jest chatka czarownicy? — zdumial sie Oats, spogladajac na szeregi Oggow.
— Niech mnie… — mruknela niania.
— Pastor Melchio tlumaczyl, ze chatki takie sa zlewami deprawacji i ekscesow seksualnych.
Mlody czlowiek cofnal sie o krok i zderzyl ze stolikiem, uruchamiajac tym nakrecana blekitna tancerke, ktora zaczela krecic szarpane piruety przy akompaniamencie „Trzech slepych myszek”.
— Owszem, jest tu zlew, naturalnie — powiedziala niania. — Jakie masz propozycje?
— Chyba powinienes byc wdzieczny, ze to komentarz niani Ogg. Ale nie draznij sie z nim, nianiu. Ma za soba ciezki ranek.
— Przepraszam… Gdzie jest pompa? — zapytal Oats.
Agnes wskazala mu droge. Odszedl pospiesznie, z wdziecznoscia.
— Zielony jak salata z niestrawnoscia. — Niania pokrecila glowa.
— Widziano babcie powyzej dlugiego jeziora — oznajmila Agnes, siadajac przy stole.
Niania spojrzala na nia niespokojnie.
— Na tym kawalku wrzosowiska? — upewnila sie.
— Tak.
— To zle. Grunt tam rosochaty.
— Rosochaty?
— Caly pogiety.
— Co? Bylam tam przeciez. Tylko wrzosy, kolcolist… No, jeszcze pare starych jaskin na koncu doliny.
— Naprawde? A przyjrzalas sie chmurom? Co? Zreszta co tam, sprobujmy…
Kiedy Oats wrocil wyszorowany i czysty, klocily sie. Gdy go zauwazyly, obie byly nieco zaklopotane.
— Mowilam, ze potrzebne sa trzy — oswiadczyla niania, odsuwajac na bok szklana kule. — Zwlaszcza jesli jest tam na gorze. Rosochata ziemia okropnie zakloca jasnowidzenie. Zwyczajnie brakuje nam mocy.
— Nie chce wracac do zamku!
— Magrat jest dobra w takie rzeczy.
— Ma male dziecko, nianiu, i musi go pilnowac!
— Tak, w zamku pelnym wampirow. Zastanow sie. Nigdy nie wiadomo, kiedy znow zglodnieja. Byloby lepiej, gdyby oboje sie stamtad wyniesli.
— Ale…
— Wyprowadzisz ja, i to zaraz. Sama bym poszla, ale mowilas, ze siedzialam tylko i szczerzylam zeby.
Nagle Agnes wskazala palcem Oatsa.
— Ty!
— Ja? — zajaknal sie.
— Mowiles, ze rozpoznales w nich wampiry, tak?
— Mowilem?
— Mowiles!
— No tak, rzeczywiscie. Eee… I?
— Nie zauwazyles, ze wszystkie mysli robia sie nagle rozowe i szczesliwe?
— Nie wydaje mi sie, zeby moje mysli kiedykolwiek byly rozowe i szczesliwe.
— Wiec dlaczego wampiry na ciebie nie wplynely?
Oats usmiechnal sie niepewnie i siegnal pod surdut.
— Dlon Oma mnie ochrania — oswiadczyl.
Niania obejrzala wisiorek. Przedstawial postac przywiazana na grzbiecie zolwia.
— Tak mowisz? — rzucila. — To sie swietnie sklada.
— Tak jak Om wyciagnal reke, by ocalic proroka Bruthe od tortur, tak i nade mna rozlozy skrzydla w godzinie proby — oznajmil Oats, ale mowil tak, jakby chcial przekonac raczej siebie niz nianie. — Mam tez broszure, gdybyscie chcialy dowiedziec sie czegos wiecej.
Tym razem jego ton byl bardziej stanowczy — jak gdyby istnienie Oma bylo odrobine niepewne, natomiast istnienie broszur oczywiste dla kazdej racjonalnie myslacej osoby o otwartym umysle.
— Nie — odparla stanowczo niania Ogg. Wypuscila z dloni medalik. — Powiem tylko tyle, ze brat Perdore nie potrzebowal magicznej bizuterii, zeby sie bronic.
— Nie, on tylko chuchal alkoholem — mruknela Agnes. — No to idzie pan ze mna, panie Oats. Nie stane sama przed Oslizlym Ksieciem! A ty sie zamknij!
— Ale… przeciez nic nie mowilem!
— Nie o ciebie mi chodzilo… Sluchaj, studiowales, uczyles sie o wampirach, prawda? Co jest dobre na wampiry?
Oats zastanowil sie.
— Eee… Mila i sucha trumna, duzo swiezej krwi, pochmurne niebo… — Zamilkl, kiedy zauwazyl wyraz jej twarzy. — Tego… To zalezy, o ile pamietam, skad dokladnie pochodza. Uberwald to rozlegla kraina. Eee… Zwykle skuteczne bywa uciecie glowy i przebicie serca kolkiem.
— Ale to dziala na wszystkich — zauwazyla niania Ogg.
— Eee… W Splintzu wampiry gina, jesli wlozy im sie do ust monete, a potem odetnie glowe…
— Czyli calkiem inaczej niz normalni ludzie. — Niania wyjela notatnik.
— Eee… w Klotzu gina, jesli wetknac im do ust cytryne…
— To juz lepiej.
— …po wczesniejszym odcieciu glowy. O ile pamietam, w Glitzu trzeba nasypac im do ust soli, wbic w uszy po marchewce, a potem odciac glowe.
— Widze, ze odkrycie tego sposobu musialo byc bardzo zabawne.
— Za to w dolinie rzeki Ah wierza, ze najlepiej odciac im glowe i ugotowac ja w occie.
— Agnes, bedzie ci potrzebny ktos, kto poniesie to wszystko — zauwazyla niania.
— Ale w Kashncari mowia, ze powinno sie im odciac palce u nog i wbic gwozdz w szyje.
— A potem odciac glowe?