Westchnela.

— To najblizsza wioska.

— Glupi Osiol?

— No, byl sobie kiedys taki osiol. Zatrzymal sie na srodku rzeki. Nie chcial sie ruszyc ani do przodu, ani do tylu — tlumaczyla Agnes cierpliwie. Mieszkancy Lancre byli przyzwyczajeni do takich pytan. — Glupi Osiol. Rozumiesz? Owszem, wiem, Nieposluszne Juczne Zwierze brzmialoby powazniej, ale…

Przerazajacy wrzask znowu odbil sie echem po lesie. Agnes pomyslala o wszystkich stworzeniach, jakie podobno zyly w gorach, i powlokla kaplana za soba jak krzywo zaprzezony wozek.

Po chwili glos rozlegl sie tuz przed nimi, a na zakrecie szlaku zza krzaka wylonila sie glowa.

Agnes widywala strusie na obrazkach.

Zatem… Trzeba zaczac od strusia wlasnie, ale cala szyje i glowe pomalowac na jaskrawy zolty kolor, dodac na glowie wielki czub czerwonych i fioletowych pior, pare wielkich okraglych oczu, ktorych zrenice brzekaly bezsensownie przy kazdym ruchu…

— Czy to jakis miejscowy kurczak? — wychrypial Oats.

— Watpie — mruknela Agnes.

Jedno z dlugich pior wyraznie bylo w kratke. Krzyk rozbrzmial znowu, ale ucichl zduszony nagle, kiedy Agnes podeszla blizej, chwycila stwora za szyje i szarpnela. Jakas postac wynurzyla sie zza krzaka, ciagnieta za reke.

— Hodgesaargh?

Kwaknal na nia.

— Wyciagnij to z ust — poradzila. — Mowisz jak pan Punch.

Wyjal gwizdek.

— Przepraszam, panno Nitt.

— Hodgesaargh, dlaczego… a jestem swiadoma faktu, ze odpowiedz moze mi sie nie spodobac… dlaczego chowasz sie w krzakach z reka ubrana jak Kurczak Karol i wydajesz potworne dzwieki przez rure?

— Probuje zwabic feniksa, panno Nitt.

— Feniksa? To ptak mityczny, Hodgesaargh.

— Zgadza sie, panienko. I jest taki jeden w Lancre. Bardzo mlody, panienko. Pomyslalem, ze moze uda sie go zlapac.

Spojrzala na kolorowa rekawice. No tak, jesli ktos hoduje piskleta, musi im pokazac, jakimi sa ptakami, a do tego uzywa sie czegos w rodzaju pacynki. Ale…

— Nie jestem specjalistka, ma sie rozumiec, ale o ile pamietam, zgodnie z powszechnie uznawana legenda, feniks nigdy nie widzi swojego rodzica. Moze byc tylko jeden feniks naraz. Automatycznie staje sie sierota. Rozumiesz?

— Ehm… Moge cos dodac? — wtracil Oats. — Panna Nitt ma racje, musze przyznac. Feniks buduje gniazdo, wybucha plomieniem, a nowy ptak powstaje z popiolow. Czytalem o tym. Zreszta to przeciez alegoria.

Hodgesaargh zerknal na kukielke feniksa na reku, a potem zawstydzony opuscil wzrok.

— Przykro mi, panienko…

— Czyli, rozumiesz, feniks nigdy nie widzi innego feniksa — podsumowala Agnes.

— Nic o tym nie wiem, panienko. — Hodgesaargh wciaz wpatrywal sie we wlasne buty.

Agnes wpadla do glowy pewna mysl. Hodgesaargh zwykle krazyl po okolicy…

— Hodgesaargh?

— Tak, panienko?

— Czy przez caly ranek jestes w lesie?

— O tak, panienko.

— Widziales moze babcie Weatherwax?

— Tak, panienko.

— Naprawde?

— Tak, panienko.

— Gdzie?

— Wyzej, w lesie. W strone granicy. O pierwszym brzasku, panienko.

— Czemu mi nie powiedziales?

— A chciala panienka wiedziec?

— Tak, przepraszam. Co tam robiles?

Zamiast odpowiedzi Hodgesaargh zakwakal kilka razy na swoim feniksowym wabiku.

Agnes znowu zlapala kaplana za reke.

— Chodzmy. Wracajmy na droge i poszukajmy niani…

Hodgesaargh zostal ze swoja pacynka, swoim wabikiem, swoim plecakiem i glebokim zaklopotaniem. Zostal wychowany w szacunku dla czarownic, a panna Nitt byla czarownica. Towarzyszacy jej czlowiek oczywiscie czarownica nie byl, ale zachowanie stawialo go w rzedzie osob, ktore Hodgesaargh w myslach klasyfikowal jako „lepsi ode mnie”, choc trzeba przyznac, ze byla to calkiem liczna kategoria. Nie mial zamiaru sprzeciwiac sie lepszym od siebie. Hodgesaargh byl jednoosobowym systemem feudalnym.

Z drugiej strony, myslal, kiedy pakowal sie i przygotowywal do dalszej drogi, ksiazki opowiadajace o calym swiecie byly zwykle pisane przez ludzi, ktorzy wiedzieli raczej wszystko o ksiazkach niz wszystko o swiecie. Te historie o ptakach legnacych sie z popiolu napisal zapewne ktos, kto zupelnie sie nie znal na ptakach. Co do tego, ze zawsze jest tylko jeden feniks, coz, autorem tej teorii byl z pewnoscia czlowiek, ktory powinien czesciej bywac na powietrzu i sprobowac poznac jakies damy. Ptaki pochodza z jaj. Pewnie, feniks nalezal do tych stworzen, ktore nauczyly sie wykorzystywac magie, wbudowaly ja w sama osnowe swego istnienia, ale magia to ryzykowny material i nic nie uzywalo jej wiecej, niz to konieczne. A zatem musialo byc jajo, zdecydowanie. A jaja potrzebuja ciepla, prawda?

Hodgesaargh wiele o tym myslal przez caly ranek, kiedy przedzieral sie przez mokre krzaki i zawieral znajomosci z rozczarowanymi kaczkami. Nie interesowal sie szczegolnie historia, z wyjatkiem historii sokolnictwa, ale wiedzial, ze istnialy kiedys miejsca — a niektore pozostaly do dzisiaj — z bardzo wysokim poziomem tla magicznego. Czynilo to wychowywanie tam mlodych przedsiewzieciem ekscytujacym i niezbyt rozsadnym.

Moze feniks, jakkolwiek naprawde wygladal, byl po prostu ptakiem, ktory znalazl sposob, by inkubacja nastepowala bardzo, ale to bardzo szybko…

Hodgesaargh dotarl juz naprawde bardzo daleko i gdyby mial troche wiecej czasu, na pewno odgadlby tez nastepny krok.

Dawno juz minelo poludnie, nim babcia Weatherwax zeszla z wrzosowiska. Obserwator moglby sie zastanawiac, dlaczego tak wiele czasu zajelo jej pokonanie tak niewielkiego terenu.

Jeszcze bardziej zastanowilby go strumyk. Plynal w torfowym podlozu kamienistym korytem, ktore bez trudu moglaby przeskoczyc zdrowa kobieta, a jednak ktos polozyl na nim szeroki glaz sluzacy za mostek.

Babcia przygladala mu sie przez chwile, po czym siegnela do worka. Wyjela dlugi pas czarnego materialu i zawiazala sobie oczy. Nastepnie ruszyla przez kamien malenkimi kroczkami, dla zachowania rownowagi szeroko rozkladajac rece. W polowie drogi opadla na kolana i podpierajac sie rekami, trwala tak przez kilka minut, oddychajac ciezko. Pozniej znowu ruszyla przed siebie na czworakach, cal za calem.

Kilka stop nizej strumyk szemral wesolo na kamieniach.

Niebo polyskiwalo. Widac bylo plamy blekitu i strzepki chmur, jednak wygladalo dziwnie — jak gdyby obraz nieba wymalowano na szkle, ktore sie stluklo, a ktos nieprawidlowo poskladal odlamki. Plynaca chmura zniknela, przekraczajac jakby niewidoczna linie, a potem zjawila sie znowu w calkiem innej czesci nieba.

Rzeczywistosc nie byla taka, jak sie wydawala. Ale w koncu nigdy nie byla, jak zawsze powtarzala babcia Weatherwax.

Agnes musiala niemal sila wciagnac Oatsa do domku niani Ogg. Domek ten byl tak odlegly od koncepcji chatki czarownicy, ze wrecz zblizal sie do niej z przeciwnej strony. Preferowal ostre, kontrastowe kolory zamiast czerni i pachnial pasta do czyszczenia. Nie bylo tu zadnych czaszek ani dziwacznych swiec oprocz jednej, rozowej i zabawnej, ktora niania kupila w Ankh-Morpork, zeby pokazywac gosciom obdarzonym wlasciwym poczuciem humoru. Byly za to liczne stoly, sluzace glownie do prezentacji ogromnej liczby obrazow i ikonogramow wielkiego

Вы читаете Carpe jugulum
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ОБРАНЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату