zobaczyc slowa zawieszone tuz ponizej wokalizacji. Ale ptaki docieraja wszedzie, widza kazdego pracujacego w polu i polujacego w lesie. I potrafia dobrze sluchac. O wiele lepiej od szczurow czy nietoperzy. Po raz kolejny tradycja legla w gruzach.

Ani sladu babci. Moze to jakas sztuczka? Zreszta niewazne. W koncu ona znajdzie jego. Nie bedzie sie ukrywac zbyt dlugo. To nie lezy w jej naturze. Kobiety Weatherwaxow zawsze stawaly do walki, nawet gdy wiedzialy, ze zostana pokonane. Tak przewidywalne…

Kilka ptakow widzialo samotna, zajeta czyms postac wedrujaca przez krolestwo i prowadzaca osla obladowanego sprzetem sokolniczym. Hrabia raz tylko spojrzal na Hodgesaargha, odkryl umysl po brzegi wypelniony ptakami i zlekcewazyl go. On i te jego glupie sokoly beda w koncu musialy zniknac, to oczywiste; ploszyly sroki. Zapisal w pamieci, zeby wspomniec o tym straznikom.

— Ooaaauuooooi!

…ale prawdopodobnie zadna kombinacja samoglosek nie moglaby oddac sprawiedliwosci okrzykowi, jaki wydala z siebie niania Ogg na widok dziecka. Zawieral rowniez dzwieki znane jedynie kotom.

— Czy nie jest sliczna? — gruchala niania. — Mam tu chyba cukiereczka…

— Jeszcze nie je pokarmow stalych — upomniala ja Magrat.

— Ciagle nie daje ci spac po nocach?

— W dzien tez. Ale dzisiaj spala dobrze, na szczescie. Nianiu, oddaj ja panu Oatsowi i zalatwmy sprawe od razu.

Mlody kaplan wzial mala lekliwie i trzymal ja tak, jak czesto mezczyzni — jakby sie obawial, ze dziecko sie zlamie, a przynajmniej wybuchnie.

— Tiu, tiu, tiu… — powiedzial niejasno.

— No wiec o co chodzi z babcia? — spytala Magrat.

Opowiedzialy jej, wpadajac sobie w slowo przy najwazniejszych fragmentach.

— Rosochaty grunt przy gornej granicy lasu? — upewnila sie Magrat, kiedy skonczyly.

— Zgadza sie — potwierdzila niania.

— Co to znaczy rosochaty grunt? — chciala wiedziec Agnes.

— W tych gorach jest duzo magii, tak? — zaczela tlumaczyc niania. — A wszyscy wiedza, ze gory powstaja, kiedy wielkie grudy ziemi padaja jedna na druga, tak? No i kiedy magia zostanie tam uwieziona, powstaje… tak jakby… kawalek ziemi, gdzie przestrzen jest… tak jakby… poskrecana, rozumiesz. Teren bylby calkiem spory, gdyby mogl, ale przypomina raczej rosochata galaz na starym drzewie. Albo uzywana chustka do nosa… poskladana i mala, ale ciagle duza, tylko inaczej.

— Ale przeciez bylam tam! — zawolala Agnes. — To tylko kawalek wrzosowiska!

— Musisz znac wlasciwy kierunek. Trudno zajrzec w takie miejsce. Cale sie chwieje. To jakby patrzec na cos bliskiego i bardzo dalekiego rownoczesnie. Krysztalowa kula lzawi.

Niania przysunela sobie zielona boje.

— Dobrze. Wy dwie pchacie, a ja steruje…

— Ehm… Czy zamierzaja panie stosowac magie? — odezwal sie z tylu Oats.

— To problem? — spytala niania.

— Znaczy, czy wiaze sie ona, hm… — Zaczerwienil sie. — No… z pozbyciem sie odziezy i tancami oraz z przywolywaniem lubieznych i sprosnych stworow? Poniewaz obawiam sie, ze nie moglbym w tym uczestniczyc. Ksiega Oma zakazuje przestawac z falszywymi czarodziejami i oszukanczymi wrozbitami.

— Ja tez bym nie przestawala z falszywymi czarodziejami — zapewnila niania. — Brody im odpadaja.

— My jestesmy prawdziwe — zapewnila Magrat.

— I z cala pewnoscia nie przywolujemy lubieznych i sprosnych stworow — dodala Agnes.

— Chyba ze chcemy — mruknela niania ledwie slyszalnie.

— No… to w porzadku — uznal Oats.

Kiedy rozwijaly moc, Agnes slyszala, jak Perdita mysli: Nie podoba mi sie Magrat. Nie jest taka jak kiedys. No, oczywiscie, ze nie. Ale ona zaczyna dowodzic, nie trzesie sie troche, jak dawniej. Nie jest zmokla kura. To dlatego ze jest teraz matka, pomyslala Agnes. Matki sa tylko lekko wilgotne.

Nie byla szczegolna entuzjastka macierzynstwa jako takiego. Pewnie, jest konieczne, ale przeciez nie az tak trudne. Nawet koty sobie z nim radza. Kobiety jednak zachowuja sie tak, jak gdyby otrzymywaly medal, ktory upowaznia je do dyrygowania ludzmi. Zupelnie jakby — tylko z tego powodu, ze maja teraz etykiete „matka” — wszyscy inni nosili jakas malutka czastke etykiety „dziecko”…

W myslach wzruszyla ramionami i skoncentrowala sie.

Wnetrze zielonej kuli rozjasnialo sie i przygasalo. Agnes tylko kilka razy probowala jasnowidzenia, ale nie pamietala, zeby swiatlo pulsowalo w taki sposob. Za kazdym razem, kiedy pojawial sie jakis obraz, blask migotal i przeskakiwal gdzie indziej… kepa wrzosu… drzewo… kotlujace sie chmury…

Nagle ukazala sie i zniknela babcia Weatherwax. Obraz nadplynal i rozwial sie w jednej chwili, a kule wypelnilo lsnienie — ze stanowczoscia, ktora mowila wyraznie, ze to juz wszystko, kochani.

— Lezala — powiedziala Agnes. — Wszystko bylo rozmazane.

— W takim razie jest w ktorejs z jaskin — domyslila sie niania. — Mowila kiedys, ze chodzi tam, kiedy chce byc sama ze swoimi myslami. A zauwazylyscie to drzenie? Stara sie nas nie dopuszczac.

— Przeciez tamtejsze jaskinie to tylko zaglebienia w skalach — zaprotestowala Agnes.

— Tak… i nie — odparla niania. — Czy rzeczywiscie widzialam u niej w reku jakas kartke?

— Te z „Nie jestem martfa”? — spytala Magrat.

— Nie, te zostawila w chatce.

— Akurat kiedy naprawde jej potrzebujemy, ona odchodzi do jaskini?

— A wie, ze jej potrzebujemy? Wiedziala o wampirach? — wtracila Agnes.

— Mozemy tam isc i jej zapytac — zaproponowala Magrat.

— Nie da sie doleciec na miejsce. — Niania poskrobala sie po brodzie. — Bardzo ciezko sie lata nad rosochatym gruntem. Miotly dziwnie sie zachowuja.

— To koniec drogi przejdziemy piechota — zdecydowala Magrat. — Do zachodu slonca zostalo jeszcze pare godzin.

— Chyba nie chcesz isc?! — zawolala przerazona Agnes.

— Oczywiscie ze chce.

— Ale co z dzieckiem?

— Ona lubi byc w nosidelku, jest jej tam cieplo, a na wrzosowisku przeciez nie ma zadnych potworow. Poza tym uwazam, ze mozna laczyc macierzynstwo z kariera.

— Myslalam, ze zrezygnowalas z czarownictwa — zdziwila sie Agnes.

— Tak, ale… No tak. Przekonamy sie tylko, czy z babcia wszystko w porzadku, zalatwimy sprawe, a potem, oczywiscie, zajme sie czyms innym…

— Ale to moze byc niebezpieczne! Nie sadzisz, nianiu?

Niania Ogg odsunela krzeslo i spojrzala na dziecko.

— Kuci-kuci? — powiedziala.

Mala glowka odwrocila sie i Esme otworzyla pare blekitnych oczu.

Niania Ogg przygladala sie w zamysleniu.

— Wez ja ze soba — zdecydowala w koncu. — Kiedy nasz Jason byl jeszcze malutki, wszedzie go zabieralam. Dzieci lubia byc przy mamie.

Raz jeszcze popatrzyla na mala, dlugo i surowo.

— Tak — uznala. — To naprawde dobry pomysl.

— Eee… Obawiam sie, ze niewiele bede mogl pomoc — odezwal sie Oats.

— Pewnie, to zbyt niebezpieczne, zeby cie zabierac — odparla lekcewazaco niania.

— Oczywiscie towarzyszyc wam beda moje modlitwy.

— To milo. — Niania pociagnela nosem.

Mzawka calkiem przemoczyla Hodgesaargha, kiedy wlokl sie z powrotem do zamku. Wilgoc dostala sie do wabika i dzwiek, jaki teraz wydawal, moglby skusic najwyzej jakies smetne, zagubione stworzenie kryjace sie w

Вы читаете Carpe jugulum
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату