Ta glupia Agnes w ogole nie zdaje sobie sprawy z tego, jaka jest silna, myslala. Wszystkie te miesnie, z ktorych boi sie korzystac…

Wypychala sie powoli, az nogi skierowaly sie prosto ku niebu i stanela na rekach na samej krawedzi. Wrazenie troche psula opadajaca na oczy spodnica.

— Dalej masz dziure w majtkach — rzucila ostro niania.

Perdita przeskoczyla na nogi.

Magrat mocno zaciskala powieki.

— Ona nie stala na rekach na samym brzegu, prawda?

— Stala — odparla niania. — A teraz… Perdito, skoncz z tym popisywaniem, juz i tak stracilysmy za duzo czasu. Oddaj cialo Agnes, wiesz, ze naprawde nalezy do niej.

Perdita wykonala gwiazde.

— U niej to cialo sie marnuje — oswiadczyla. — Powinnyscie zobaczyc, co ona je! Wiecie, ze nadal ma dwie polki pelne szmacianych zabawek? I lalek? A jeszcze sie dziwi, ze jej nie wychodzi z chlopakami.

— Rzeczywiscie, taki gapiacy sie mis moze mlodego czlowieka zniechecic — przyznala niania Ogg. — Pamietasz stara pania Sleeves, Magrat? Trzeba bylo nas dwoch, kiedy ten paskudny stan ja dopadal.

— A co to ma wspolnego z zabawkami? — spytala podejrzliwie Perdita.

— A co to… A tak — powiedziala Magrat.

— Przypominam tez sobie tego starego dzwonnika w Ohulan — ciagnela niania. — Mial w glowie nie mniej niz siedem osobowosci. Trzy z nich byly kobietami, a cztery mezczyznami. Biedny czlowiek. Mowil, ze on sam zawsze na tym przegrywa. Ze pozwalaja mu wykonywac cala prace, oddychac i jesc, a sami maja cala zabawe. Opowiadal, ze to prawdziwe pieklo, kiedy pije drinka, a oni wszyscy zaczynaja walczyc o kubki smakowe. Czasami we wlasnej glowie nie slyszal swoich mysli… Teraz! Teraz! Juz!

Agnes otworzyla oczy. Bolala ja szczeka.

Niania Ogg obserwowala ja czujnie, rozcierajac przy tym obolaly przegub. Z odleglosci kilku cali jej twarz wygladala jak przyjazny stos wiekowego prania.

— Tak, to Agnes — stwierdzila i odsunela sie. — Kiedy to ta druga, rysy robia sie ostrzejsze. Widzisz? Mowilam, ze ona wroci. Ma wieksza praktyke.

Magrat puscila jej rece. Agnes roztarla szczeke.

— To bolalo — poskarzyla sie z wyrzutem.

— Zwyczajna szorstka milosc — uspokoila ja niania. — Nie moglysmy pozwolic, zeby ta Perdita biegala tu w takiej chwili.

— Ty tak jakby zlapalas most i wskoczylas z powrotem — powiedziala Magrat.

— Czulam, jak ona stoi na ziemi! — zawolala Agnes.

— I to rowniez — zgodzila sie niania. — Chodzcie. Juz niedaleko. I nie martwmy sie juz tym mostem, co? Niektore z nas spadalyby z wiekszej wysokosci niz inne.

Szly naprzod, mimo coraz bardziej natretnego glosu w glowie Agnes, tlumaczacego jej, ze zachowala sie glupio i tchorzliwie, bo oczywiscie nic by sie jej nie stalo. Starala sie nie zwracac na to uwagi.

Jaskinie, jakie Agnes znala, byly raczej czyms w rodzaju skalnych przewieszek. Tutaj zobaczyla prawdziwe groty. Roznica polega zasadniczo na surowym, poetyckim majestacie. Te mialy pod dostatkiem obu typow.

— Rosochaty grunt podobny jest troche do gory lodowej — tlumaczyla niania, prowadzac je plytkim zlebem w strone najwiekszej.

— Dziewiec dziesiatych znajduje sie pod woda? — spytala Agnes. Szczeka ciagle ja bolala.

— Jest tam wiecej, niz sie wydaje. To chcialam powiedziec.

— Tam ktos siedzi! — zawolala Magrat.

— Tak, to czarownica — odparla niania. — Nie sprawi klopotow.

Padajacy od wejscia blask oswietlal zgarbiona figure siedzaca miedzy kaluzami wody. Z bliska wygladala jak posag, moze nie az tak podobny do czlowieka, jak moglo sie wydawac na pierwszy rzut oka. Na powierzchni blyszczala woda; krople zbieraly sie na czubku dlugiego, haczykowatego nosa i z cichym „plik” spadaly do kaluzy.

— Przychodzilam tu kiedys z jednym mlodym magiem, jeszcze jako dziewczyna — wspominala niania. — Nic go bardziej nie interesowalo niz pukanie w skaly takim malym mloteczkiem. No, prawie nic… — dodala, usmiechajac sie do wspomnien. Westchnela z satysfakcja. — Mowil, ze ta czarownica to tylko takie resztki ze skal pozostawione przez kapiaca wode. Ale moja babcia opowiadala, ze to prawdziwa czarownica. Usiadla tu sobie, zeby zastanowic sie nad jakims poteznym zakleciem, i zmienila sie w kamien. Osobiscie w tym sporze nie popieram zadnej ze stron.

— To dosc daleko, zeby kogos przyprowadzac… — zauwazyla Agnes.

— Wiesz, w domu byla nas kupa dzieciakow, deszcz czesto padal, a porzadna geologia wymaga troche odosobnienia — wyjasnila mgliscie niania. — Ten jego mloteczek chyba powinien jeszcze gdzies lezec. Po jakims czasie calkiem o nim zapomnial. Uwazajcie pod nogi, kamienie sa sliskie. Jak tam mala Esme, Magrat?

— Gaworzy sobie. Niedlugo bede musiala ja nakarmic.

— Musimy na nia uwazac — oswiadczyla niania.

— No tak. Oczywiscie.

Niania Ogg zlozyla dlonie, a potem rozsunela je wolno. Blask miedzy nimi nie byl tym krzykliwym swiatlem, jakie tworza magowie, ale raczej slabym, cmentarnym lsnieniem. Wystarczalo akurat na to, zeby nikt nie wpadl do zadnej dziury.

— W takim miejscu sa pewnie jakies krasnoludy — odezwala sie Magrat, kiedy szly ostroznie tunelem.

— Nie sadze. Nie lubia miejsc, ktore nie sa ciagle takie same. Nikt tu teraz nie przychodzi oprocz zwierzat i babci, kiedy chce zostac sama ze swoimi myslami.

— I ciebie, kiedy stukalas w kamienie — przypomniala Magrat.

— Ha! Ale wtedy wygladalo tu inaczej. Na wrzosowisku rosly kwiaty, a zamiast mostu lezalo w strumyku pare kamieni. Dlatego ze bylam zakochana.

— Chcesz powiedziec, ze wszystko tutaj naprawde sie zmienia zaleznie od tego, co czlowiek czuje? — zdziwila sie Agnes.

— Sama zauwazylas. Nie uwierzysz, jaki wysoki i chwiejny potrafi byc ten most, kiedy jestes w zlym nastroju. Wiem dobrze.

— Zastanawiam sie, jaki wysoki byl dla babci.

— Pewnie chmury mogly pod nim przeplywac, dziewczyno.

Niania zatrzymala sie przed rozwidleniem sciezki. Po chwili wskazala odnoge.

— Mysle, ze poszla tedy. Czekajcie…

Wyciagnela reke. Steknal kamien, a potem ze sklepienia runal wielki blok. Uderzyl w ziemie, rozpryskujac wode i rozrzucajac zwir.

— No, trzeba bedzie sie troche powspinac — oswiadczyla niania tym samym rzeczowym tonem.

— Cos probuje nas odepchnac — domyslila sie Agnes.

— Ale nie odepchnie — uspokoila ja niania. — I nie wydaje mi sie, zeby mialo nam zrobic krzywde.

— To byl naprawde wielki glaz!

— Ale nas nie trafil, prawda?

Troche dalej byla podziemna rzeka, biala od piany i rozmazana od szalenczego pedu. Przelewala sie z bokow i prawie ze gora ponad tama z kawalkow drewna i galezi, zwienczonej zachecajaca dluga kloda.

— Sluchajcie, to nie jest bezpieczne dla dziecka! — wystraszyla sie Agnes. — Nie widzicie? Magrat, przeciez jestes matka!

— Tak, wiem. Bylam przy tym — odparla Magrat ze spokojem, ktory doprowadzal Agnes do furii. — Ale to nie wywoluje uczucia zagrozenia. Babcia jest gdzies tutaj.

— To prawda — zgodzila sie niania. — Mysle, ze teraz juz naprawde blisko.

— Moze. Ale przeciez nie potrafi kierowac rzekami i skalami… — zaczela Agnes.

— Tutaj? No, nie wiem. To bardzo wyczulone miejsce…

Ostroznie przeszly po belce, podajac sobie dziecko z rak do rak.

Agnes oparla sie o skale.

— Daleko jeszcze?

— Wiesz, technicznie to pare cali — odparla niania. — Od razu lzej, kiedy sie o tym wie.

Вы читаете Carpe jugulum
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату