starym ujsciu rzeki. Albo ewentualnie owce z bardzo bolacym gardlem.

I wtedy uslyszal skrzeczenie srok.

Przywiazal osla do jakiejs galezi i wyszedl na polane. Ptaki wrzeszczaly wsrod drzew dookola, ale wzlecialy w powietrze na widok Krola Henryka siedzacej na zerdzi na grzbiecie osla.

A przy porosnietym mchem glazie przysiadla…

…mala sroka. Byla zmoknieta i… niewlasciwa, jakby poskladana przez kogos, kto widzial juz jakas, ale nie bardzo wiedzial, jak dziala. Na widok sokolnika ptak zatrzepotal, nastroszyl piora… i teraz mniejsza wersja Krola Henryka probowala rozlozyc postrzepione skrzydla.

Hodgesaargh cofnal sie. Zakapturzony orzel na zerdzi zwrocil glowe w strone niezwyklego ptaka…

…ktory byl teraz golebiem. Drozdem. Strzyzykiem…

Nagle przeczucie zguby kazalo Hodgesaarghowi zaslonic oczy, ale i tak przez palce zobaczyl blysk. Poczul uderzenie zaru i zapach spalonych wlosow na grzbiecie dloni.

Kilka kepek trawy dymilo jeszcze na granicy kregu wypalonej ziemi. Wewnatrz kilka zalosnych kostek jarzylo sie czerwienia; po chwili rozsypaly sie w drobny popiol.

W lesie wrzeszczaly sroki.

Hrabia Magpyr poruszyl sie w ciemnosciach swej komnaty i otworzyl oczy. Zrenice sie rozszerzyly, by wchlonac wiecej swiatla.

— Mysle, ze zeszla pod ziemie.

— Zadziwiajaco szybko — odezwala sie hrabina. — Mowiles chyba, ze jest dosc potezna.

— Och, oczywiscie. Ale jest czlowiekiem. I robi sie coraz starsza, a z wiekiem nadchodzi zwatpienie. To calkiem proste. Zupelnie sama w nedznej chatce, bez zadnego towarzystwa oprocz swiatla swiecy… Jakze latwo wtedy poszerzyc wszystkie szczeliny i pozwolic, by jej umysl zwrocil sie ku sobie. To jak obserwowac pozar lasu, kiedy wiatr zmienia sie nagle i widzisz plomienie pochlaniajace z rykiem domy, o ktorych sadzilas, ze sa zbudowane solidnie.

— Bardzo obrazowo to ujales.

— Dziekuje.

— Tak swietnie sobie poradziles w Escrow, wiem…

— To model przyszlosci. Wampiry i ludzie zyjacy wreszcie w harmonii. Wrogosc jest calkiem zbedna, zawsze to powtarzalem.

Hrabina podeszla do okna i ostroznie odchylila kotare. Mimo zachmurzonego nieba do wnetrza wpadl slaby blask.

— Taka ostroznosc rowniez jest zbedna — rzekl jej maz, zblizyl sie i szarpnal kotare na bok.

Hrabina zadrzala i odwrocila twarz.

— Widzisz? Wciaz nieszkodliwe. Kazdego dnia, pod kazdym wzgledem, stajemy sie coraz lepsi — oswiadczyl z satysfakcja hrabia Magpyr. — Praca nad soba. Pozytywne myslenie. Cwiczenia. Poznanie. Czosnek? Smaczna przyprawa. Cytryny? Wyrobiony smak. A nie dalej jak wczoraj zapodzialem gdzies skarpete i po prostu sie nie przejmuje. Mam duzo skarpet. Dodatkowe skarpety mozna sprowadzic!

Jego usmiech zbladl, gdy zauwazyl wyraz twarzy zony.

— Masz na koncu jezyka slowo „ale” — stwierdzil spokojnie.

— Chcialam tylko powiedziec, ze w Escrow nie bylo zadnych czarownic.

— I miasteczko o wiele lepiej na tym wychodzi!

— Oczywiscie, ale…

— Znowu zaczynasz, moja droga. W naszym slowniku nie ma „ale”. Verence mial racje, jakkolwiek dziwnie to brzmi. Nadciaga nowy porzadek swiata i nie bedzie w nim miejsca dla tych ohydnych malych gnomow, czarownic, centaurow, a zwlaszcza dla ognistych ptakow! Niech gina! Liczy sie postep! A one nie sa zdolne do przetrwania!

— Jednak feniksa tylko raniles.

— O to mi wlasnie chodzi. Pozwolil sie zranic, a zatem nadciaga juz zaglada. Nie, moja droga. Jesli nie chcemy zniknac wraz ze starym swiatem, musimy dostosowac sie do nowego. Czarownice? Obawiam sie, ze czarownice naleza juz do przeszlosci.

Miotly z terazniejszosci wyladowaly tuz powyzej linii drzew, na samym skraju wrzosowiska. Jak uprzedzala Agnes, bylo tak male, ze z trudem zaslugiwalo na to okreslenie. Slyszala nawet huk niewielkiego gorskiego potoku po drugiej stronie.

— Nie widze niczego… rosochatego — powiedziala.

Wiedziala, ze to niezbyt madre zdanie, ale obecnosc Magrat dzialala jej na nerwy.

Niania spojrzala na niebo. Dwie pozostale poszly za jej przykladem.

— Trzeba wytezyc oko, ale jesli przyjrzycie sie uwaznie, to zobaczycie — powiedziala. — Widac tylko wtedy, kiedy stoi sie na wrzosowisku.

Agnes zmruzyla oczy i spojrzala na pochmurne niebo.

— Oj… Chyba widze — powiedziala Magrat.

Zaloze sie, ze nie, mruknela Perdita. Ja nic nie widze.

I wtedy Agnes zobaczyla. Byla trudna do zauwazenia, jak styk dwoch tafli szkla, i zdawala sie odsuwac, kiedy Agnes juz byla pewna, ze ja widzi. Jednakze byla tam… niespojnosc, pojawiajaca sie i gasnaca na granicy pola widzenia.

Niania polizala palec i wystawila go na wiatr. Potem wyciagnela reke.

— Tedy. I zamknijcie oczy.

— Nie ma sciezki — zaprotestowala Magrat.

— Zgadza sie. Wez mnie za reke, a Agnes zlapie ciebie. Chodzilam juz tedy pare razy. To nietrudne.

— Jak w bajce dla dzieci — szepnela Agnes.

— Tak. Zeszlysmy do samych podstaw, owszem — przyznala niania. — No to… idziemy.

Agnes ruszyla naprzod i poczula, ze wrzos ociera sie o jej stopy. Otworzyla oczy.

Wrzosowisko rozciagalo sie we wszystkich kierunkach, nawet za nimi. Mrok byl ciemniejszy, chmury ciezsze, wiatr ostrzejszy. Gory wydawaly sie bardzo dalekie. W oddali huczala woda.

— Gdzie teraz jestesmy? — spytala Magrat.

— Wciaz tutaj — odparla niania. — Pamietam, tato opowiadal nam, ze czasami jelen albo inny zwierzak wbiegal na rosochaty grunt, jakby byl scigany.

— Musial byc naprawde bez wyjscia — uznala Agnes. Wrzosy byly tu ciemniejsze i drapaly tak mocno, jakby mialy ciernie. — Wszystko tu wyglada… groznie.

— Wazne jest podejscie — oswiadczyla niania. Stuknela o cos stopa.

To byl… no, kiedys byl to pewnie stojacy glaz, teraz jednak stal sie glazem lezacym. Gesto porastal go mech.

— Drogowskaz. Trudno sie wydostac, jesli czlowiek o nim nie wie — wyjasnila niania. — Ruszamy w strone gor. Esme jest dobrze opatulona? To znaczy mala Esme.

— Zasnela.

— No tak — rzekla niania, zdaniem Agnes dosc dziwnym tonem. — Wlasciwie to lepiej. Ruszajmy. Aha, pomyslalam, ze nam sie przydadza…

Siegnela do bezdennych zasobow swoich reform i wyjela dwie pary skarpet tak grubych, ze moglyby stac same.

— Lancranska welna — stwierdzila. — Nasz Jason robi je wieczorami, a wiecie, jakie ma mocne palce. W tych skarpetach mozna by wykopac dziure w murze.

Wrzos bezowocnie szarpal gruba jak druty welne, gdy trzy kobiety maszerowaly przed siebie. Wciaz bylo widac slonce, a przynajmniej jasniejsza plame w powloce chmur, ale zdawalo sie, ze ciemnosc saczy sie spod ziemi.

Agnes… — odezwal sie glos Perdity w zaciszu ich wspolnego mozgu.

Co? — pomyslala Agnes.

Niania martwi sie o cos w zwiazku z dzieckiem i babcia. Zauwazylas?

Вы читаете Carpe jugulum
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату