oczach. Verence byl formalnie wladca absolutnym i mial nim pozostac, jesli tylko nie popelni bledu regularnego proszenia Lancryjczykow, zeby robili cos, czego nie chca. Zdawal sobie sprawe, ze nawet dowodca jego sil zbrojnych chetniej wykonuje polecenia swojej mamy niz swojego krola. Tymczasem Wielka Aggie nie musiala nawet niczego mowic. Wszyscy tylko patrzyli na nia, a potem robili co trzeba. Czlowiek Wielkiej Aggie pojawil sie u jej boku.

— Bedziesz chciol ratowac swoja dame i swoje mlode. Tak mysli Wielka Aggie — powiedzial.

Verence skinal glowa. Nie mial sily na nic wiecej.

— Ale bedziesz bardzo slabochory z utraty krwi, mowi Wielka Aggie. Hilinsy dodaly cosik do ukaszenia, co cie ucynilo uleglym.

Verence zgadzal sie calkowicie. Cokolwiek ktokolwiek powiedzial, jemu odpowiadalo.

Kolejny krasnal zjawil sie wsrod dymu, dzwigajac gliniana mise. Biala piana przelewala sie przez brzegi.

— Nie mozes se krolowac, jak tako lezysz — rzekl czlowiek Wielkiej Aggie. — Dlatego zrobila ci polewko…

Krasnal postawil mise i odstapil z szacunkiem. Zdawalo sie, ze naczynie jest wypelnione smietana, chociaz na powierzchni wirowaly spirale ciemniejszych linii.

— Co w tym jest? — wychrypial Verence.

— Mleko — odpowiedzial natychmiast czlowiek Wielkiej Aggie. — I troche tego, co Wielka Aggie warzy. I ziola.

Verence z wdziecznoscia przyjal ostatnie slowo. Dzielil z zona niezwykle, ale niewzruszone przekonanie, ze jesli cos zawiera ziola, jest bezpieczne, zdrowe i pozywne.

— No i terozki zjes duzy garnek — mowil stary krasnal. — A potem posukomy ci miecza.

— Nigdy nie uzywalem miecza — zaznaczyl Verence, probujac dzwignac sie do pozycji siedzacej. — Ja… ja uwazam, ze przemoc to ostatecznosc…

— Ach, coze, jak se przyniesiesz cebzyk i lopate — odparl czlowiek Wielkiej Aggie. — A teraz ino wypij, krolu. I zarozki wszycko zobacys inaczej.

Wampiry szybowaly swobodnie nad oswietlonymi ksiezycem chmurami. Tu, w gorze, nie istniala pogoda, a takze — ku zdumieniu Agnes — nie istnial chlod.

— Myslalam, ze zmieniacie sie w nietoperze — powiedziala do Vlada.

— Moglibysmy, gdybysmy mieli ochote. — Rozesmial sie. — Ale dla ojca to troche zbyt melodramatyczne. Mowi, ze nie powinnismy sie podporzadkowywac prymitywnym stereotypom.

Obok nich sunela jakas dziewczyna. Wygladala podobnie do Lacrimosy, to znaczy jak ktos, kto podziwial wyglad Lacrimosy i probowal wygladac tak samo. Zaloze sie, ze nie jest naturalna brunetka, stwierdzila Perdita. I gdybym ja uzywala tyle kredki do oczu, przynajmniej staralabym sie nie przypominac Harry’ego, Wesolej Pandy.

— To jest Morbidia — przedstawil ja Vlad. — Chociaz ostatnio kaze sie nazywac Tracy, bo to dowodzi luzu. Mor… Tracy, to jest Agnes.

— Jakie dobre imie! — zawolala Morbidia. — I jak rozsadnie je wymyslilas! Vlad, wszyscy chca sie zatrzymac w Escrow. Mozemy?

— To moje praw… — zaczela Agnes, ale jej slowa porwal wiatr.

— Myslalem, ze lecimy do zamku — powiedzial Vlad.

— Tak, ale niektorzy z nas nie jedli od wielu dni. Ta stara byla ledwie przekaska, a hrabia nie pozwala nam jeszcze pozywiac sie w Lancre, lecz na Escrow sie zgadza, bo to prawie po drodze.

— Dobrze, jesli sie zgodzil…

Morbidia odleciala.

— Nie odwiedzalismy Escrow od tygodni — wyjasnil Vlad. — To mile male miasteczko.

— Bedziecie sie tam pozywiac? — spytala Agnes.

— To nie jest to, co myslisz.

— Nie wiesz, co mysle.

— Ale moge zgadywac. — Usmiechnal sie. — Zastanawiam sie, czy ojciec sie zgodzil, bo chce, zebys to zobaczyla. Tak latwo lekac sie czegos, czego nie znamy. Potem, byc moze, moglabys stac sie kims w rodzaju ambasadora. Opowiedzialabys w Lancre, jak wyglada zycie pod Magpyrami.

— Ludzie wywlekani z lozek, krew na scianach, takie rzeczy?

— Znowu zaczynasz, Agnes. To niesprawiedliwe. Kiedy tylko ludzie sie dowiedza, ze jestesmy wampirami, zaczynaja nas traktowac jak potwory.

Skrecili lagodnie pod nocnym niebem.

— Ojciec jest dumny z Escrow — mowil Vlad. — Mysle, ze zrobi na tobie wrazenie. A potem, byc moze, bede mogl zywic nadzieje…

— Nie.

— Naprawde wykazuje tu zrozumienie, Agnes.

— Zaatakowales babcie Weatherwax! Ukasiles ja!

— Symbolicznie. Na powitanie jej w rodzinie.

— Ach, naprawde? I to wszystko tlumaczy, tak? A ona bedzie teraz wampirem?

— Oczywiscie. I to dobrym, jak podejrzewam. Ale to przerazajace, tylko jesli wierzysz, ze byc wampirem to cos zlego. My tak nie uwazamy. Z czasem zrozumiesz, ze mamy racje. Tak, Escrow bedzie dla ciebie dobre. Dla nas. Zobaczysz, czego mozna dokonac.

Agnes sluchala bez slowa.

Ma ladny usmiech… Jest wampirem! No tak, ale poza tym… Ach, poza tym, co? Niania powiedzialaby ci, zebys wykorzystala, co tylko mozesz. To moze dobra rada dla niani, ale czy potrafisz sobie wyobrazic, ze calujesz cos takiego? Tak, moge. Przyznaje, ladnie sie usmiecha i dobrze wyglada w tych kamizelkach, ale pomysl, przeciez to wam… Zauwazylas? Co zauwazylam? Jest w nim cos innego. Zwyczajnie probuje sie do nas dobrac, to wszystko. Nie… jest cos… nowego…

— Ojciec uwaza, ze Escrow to modelowa spolecznosc. Pokazuje, co sie stanie, jesli odwieczna wrogosc pojdzie w zapomnienie, a ludzie i wampiry naucza sie zyc w pokoju. Tak. To juz niedaleko. Escrow to przyszlosc.

Niska, przygruntowa mgla dryfowala miedzy drzewami, wysuwajac waskie pasemka, kiedy kopyta mula zaklocaly jej spokoj. Deszcz sciekal z galezi. Gdzies huczaly nawet posepne gromy — nie te szczere, rozcinajace z trzaskiem cale niebo, ale te drugie, ktore kreca sie po horyzontach i plotkuja zlosliwie z innymi burzami.

Wielce Oats kilka razy probowal nawiazac rozmowe z samym soba, ale z rozmowami jest ten klopot, ze ta druga osoba musi sie wlaczyc. Od czasu do czasu slyszal za soba chrapanie. Gdy sie obejrzal, jaustrzab na ramieniu babci zamachal mu skrzydlami w twarz.

Czasami chrapanie konczylo sie steknieciem, po czym babcia klepala go w ramie i wskazywala kierunek, niczym sie nierozniacy od innych.

Zrobila to teraz.

— Co spiewasz? — zapytala babcia.

— Nie spiewalem glosno…

— Jak sie to nazywa?

— Ma tytul Om w swiatyni swojej.

— Ladna melodia — stwierdzila babcia.

— Podtrzymuje mnie na duchu — wyznal Oats. Mokra galazka smagnela go po twarzy.

Jest mozliwe, pomyslal, ze wioze za soba wampira, chocby byla nie wiem jak dobra.

— Czerpiesz z niej pocieche, tak?

— Chyba tak.

— Nawet z tego kawalka o „pogromieniu zla twym mieczem”? Mnie by to niepokoilo, gdybym byla Omnianka. Jak jest? Dostajecie lekkiego jakby klapsa za biale klamstwo, ale za morderstwo sieka was na kawalki?

Вы читаете Carpe jugulum
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату