Zeskoczyl z siodla. Lezala na mchu w niewygodnej pozycji. Oczy miala zamkniete. Ujal ja za reke — byla lodowato zimna. Wyczul puls, ale przerazajaco slaby.

Poklepal babcie po twarzy. Otworzyla oczy.

— Jesli w tej chwili zaczniesz mowic o religii — szepnela — to tak oberwiesz…

Powieki znow jej opadly.

Oats usiadl, by wyrownac oddech. Lodowato zimna… Tak, bylo w niej cos takiego, jakby zawsze odpychala od siebie cieplo. Jakiekolwiek cieplo.

Znowu uslyszal parskniecie konia, a potem cichy brzek uprzezy. Umilkly kawalek od niego. Wstal i zawolal:

— Halo!

Wytrzeszczal oczy, probujac zobaczyc w mroku jezdzca, ale widzial tylko niewyrazny ksztalt na sciezce.

— Jedziesz za nami? Halo!

Postapil kilka krokow i wyrazniej zobaczyl konia ze spuszczona w deszczu glowa. Jezdziec byl tylko ciemniejszym cieniem wsrod nocy.

Oats nagle wpadl w przerazenie. Zawrocil biegiem, podpelzl do nieruchomego ciala babci, strzasnal z siebie przemoczony plaszcz i okryl ja, choc niewiele moglo to pomoc. Rozejrzal sie rozpaczliwie, szukajac czegos do rozpalenia ognia. Ogien, to wazne. Ogien daje zycie i odpedza ciemnosc.

Jednak wokol rosly tylko wysokie jodly ociekajace deszczem, a miedzy ich czarnymi pniami mokre paprocie. Nie bylo nic, co mogloby sie palic.

Szybko przeszukal kieszenie i znalazl nawoskowane pudelko, a w nim ostatnie kilka zapalek. Wystarczyloby pare suchych galazek albo kepka trawy, cokolwiek, co wysuszyloby nastepna garsc galazek…

Deszcz przeciekal mu przez koszule. Powietrze bylo przesycone woda.

Oats przygarbil sie, by kapelusz oslonil go przed deszczem, i wyjal Ksiege Oma. Szukal w niej pociechy. W trudnych chwilach Om z pewnoscia wskaze droge.

…mam juz termofor…

— Niech cie licho! — zaklal pod nosem.

Otworzyl ksiazke w przypadkowym miejscu, zapalil zapalke i przeczytal:

„…i w owym czasie, na ziemi Cyrynitow, nastapilo rozmnozenie wielbladow…”.

Zapalka zgasla z sykiem.

Zadnej pomocy, zadnej wskazowki. Sprobowal jeszcze raz.

„…i spojrzal na Gul-Arah i lament pustyni, po czym wyruszyl do…”.

Oats przypomnial sobie drwiacy usmiech wampira. Jakim slowom mozna zaufac? Drzacymi dlonmi zapalil trzecia zapalke i przy slabym, migotliwym plomyku przeczytal:

„…i rzekl Brutha do Symonii: Gdzie jest ciemnosc, tam zapalimy wielkie swiatlo…”.

Zapalka zgasla. I zapadla ciemnosc.

Babcia Weatherwax jeknela. Gdzies w glebi umyslu Oats mial wrazenie, ze slyszy zblizajacy sie wolno stukot konskich kopyt.

Ukleknal w blocie i sprobowal sie modlic, ale zaden glos z nieba mu nie odpowiedzial. Niebo nigdy nie odpowiadalo. Nauczono go, by nie oczekiwal odpowiedzi. Om nie dzialal juz w taki sposob. Jedyny sposrod bogow, uczono go, Om przekazuje odpowiedzi wprost w glab umyslu. Od czasow proroka Bruthy Om jest bogiem milczacym. Tak mowili.

Jesli ktos nie mial wiary, byl niczym. Wtedy istniala jedynie ciemnosc.

Zadygotal w mroku. Czy bog milczy, czy nie ma nikogo, kto moglby odpowiedziec?

Znowu sprobowal sie modlic, tym razem bardziej rozpaczliwie, fragmentami dzieciecych paciorkow. Tracil panowanie nad slowami, a nawet nad ich przeznaczeniem, tak ze wytaczaly sie i wzlatywaly we wszechswiat, skierowane po prostu do Mieszkanca.

Deszcz sciekal z kapelusza.

Oats kleczal i czekal w wilgotnej ciemnosci, i sluchal wlasnego umyslu, i wspominal, a potem raz jeszcze wyjal Ksiege Oma.

I zapalil wielkie swiatlo.

Powoz przejechal miedzy sosnami nad jeziorem, podskoczyl na korzeniu, stracil kolo, przewrocil sie i wyhamowal na boku. Konie uciekly.

Igor podniosl sie, pokustykal do powozu i uniosl drzwiczki.

— Pstszeprastszam za to — powiedzial. — Obawiam stsie, ze tsosts takiego zawstsze stsie przytrafia, kiedy jastsnie pana nie ma w karocy. Nikomu nits stsie nie stsalo?

Mocna dlon chwycila go za gardlo.

— Mogles nas uprzedzic — warknela niania. — Porozrzucalo nas po scianach! Gdzie jestesmy, u demona? Czy to Slake?

Blysnela zapalka i Igor zapalil pochodnie.

— Jestsestsmy niedaleko zamku — oznajmil.

— Czyjego?

— Rodu Magpyrow.

— Jestesmy w poblizu zamku wampirow?

— Tak. Mystsle, ze dawny pan zrobil tsosts z droga. Kola zawstssze tu odpadaja, jak jajo jests jajem. Stsprowadza goststsi, mowil.

— I nie przyszlo ci do glowy, zeby o tym wspomniec? — Niania wyszla z powozu i pomogla wydostac sie Magrat.

— Pstszeprastszam. Mialem tsiezki dzien…

Niania chwycila pochodnie. Plomien oswietlil prymitywna tablice przybita do drzewa.

— „Nie zblizaj sie tu, do Zamku” — przeczytala. — Milo z ich strony, ze dolozyli nawet strzalke wskazujaca droge.

— Stsary pan to zrobil — wyjasnil Igor. — Inaczej ludzie by zabladzili.

Niania spojrzala w ciemnosc.

— A kto jest w zamku w tej chwili?

— Kilku stsluzatsych.

— Wpuszcza nas?

— To zaden klopot. — Igor siegnal pod swoja brudna koszule i wyciagnal bardzo duzy klucz na sznurku.

— Chcesz sie dostac do ich zamku? — spytala Magrat.

— Wyglada, ze to jedyne sensowne miejsce w okolicy — odparla niania, ruszajac traktem w gore. — Powoz sie rozbil. Jestesmy o cale mile od czegokolwiek innego. Chcesz trzymac dziecko na dworze przez cala noc? Zamek to zamek. Na pewno ma rygle w drzwiach. Wszystkie wampiry sa w Lancre. I…

— Tak?

— Tak by zrobila Esme. Czuje to we krwi.

Gdzies niedaleko rozleglo sie wycie. Niania spojrzala pytajaco na Igora.

— Wilkolak?

— Tak jestst.

— Czyli lepiej sie tu nie krecic.

Wskazala wymalowany na kamieniu znak.

— „Nie chodz ta najkrotsza droga do zamku” — przeczytala glosno. — Nalezy podziwiac taki umysl. Najwyrazniej doglebny badacz ludzkiej natury.

— Czy tam nie bedzie kilku wejsc? — zaniepokoila sie Magrat.

Zauwazyly tablice „Nie zblisz sie do Parkingu Dylizansow, 10 sazni w lewo”.

— Igor? — rzucila niania.

— Wampiry kiedysts walczyly miedzy stsoba — odparl Igor. — Jeststs tylko jedno wejststsie.

— No dobrze, jesli musimy — zdecydowala Magrat. — Ty wezmiesz nosidelko i torbe na brudne pieluchy. I misie. I to cos, co sie kreci i kreci, i wydaje dzwieki, kiedy Esme pociagnie za sznurek…

Вы читаете Carpe jugulum
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату